Ewa Wrzosek, szeryfka niesformatowana

To właściwie znana historia: obrońca prawa, który łamie jedne zasady, żeby bronić innych. Gdy robi to pod rządami zła, ten rebeliancki rys jest romantyczny i bohaterski. Problem powstaje, gdy można już działać zgodnie z zasadami.

Gdyby prokuratorka Ewa Wrzosek zrobiła to, co – jak się wydaje po tekście Patryka Słowika na portalu Wp.pl (gratulacje za drobiazgową dokumentację, uczciwość dziennikarską i odwagę, która jak się okazuje, była potrzebna) – zrobiła, za rządów PiS-u, nazwalibyśmy to obywatelskim nieposłuszeństwem. Przynajmniej ja tak bym ten czyn nazwała: oto prokuratorka narusza, powiedzmy (nie wiem, co ostatecznie ustali postępowanie w Prokuraturze Krajowej), pragmatykę służbową i w tajemnicy przed przełożonymi, korzystając z pomocy przyjaciół walczących o praworządność, wysyła do sądów pisma mające zablokować zmiany w zarządach mediów państwowych, które umożliwią ich destrukcję i trudno odwracalne upartyjnienie.

Liczy się z tym, że może ponieść konsekwencje tego czynu, ale bierze to na siebie w imię ważniejszej wartości. Tak robili np. Obywatele RP, siadając na trasie marszów smoleńskich, które miały na celu podtrzymywanie społecznych podziałów i nienawiści, co służyło rządzącym ugrupowaniom do umacniania ich władzy. Siadali i odpowiadali przed sądami za zakłócanie legalnych zgromadzeń i niepodporządkowywanie się poleceniom policji. Potem stanęła kwestia, czy w świetle celu, jaki im przyświecał, było to działanie społecznie szkodliwe – bo tylko takie może być przestępstwem lub wykroczeniem (co może mieć dla dalszego biegu sprawy prokuratorki Ewy Wrzosek znaczenie).

Ewa Wrzosek przyznaje, że projekty wniosków do sądów o zabezpieczenie (w tym przypadku o wstrzymanie się z rejestracją zmian w statutach spółek medialnych) skonsultowała z osobami „mającymi większe doświadczenie w dziedzinie prawa spółek i gospodarczego”, że „druk wniosków odbył się poza siedzibą Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów, prokurator nie wykonuje bowiem swoich obowiązków służbowych wyłącznie w siedzibie jednostki, w której jest zatrudniony” i że „wnioski o zabezpieczenie zostały nadane w placówce pocztowej, poza przyjętym systemem obiegu korespondencji służbowej, gdyż ich wysyłka w siedzibie prokuratury mokotowskiej zostałaby uniemożliwiona przez Prokurator Rejonową Warszawa Mokotów Monikę Laskowską”.

Do tego, że była to placówka o minutę drogi od kancelarii prawniczej obsługującej przejęte później przez ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza spółki medialne, a wnioski sporządzone zostały na urządzeniach posiadanych przez tę kancelarię, już się nie odnosi, co należy uznać za dyplomatyczne „nie potwierdzam i nie zaprzeczam”.

Prokuratorka Ewa Wrzosek podkreśla, że w czasie, kiedy wysłała do sądów swoje wnioski o zabezpieczenia (koniec listopada), by ratować państwowe spółki medialne przez zabetonowaniem, w Polsce, a więc i w prokuraturze, rządził jeszcze PiS. To prawda.

Ale były realne możliwości działania bez łamania pragmatyki służbowej. Było wiadomo, że najdalej za dwa tygodnie PiS władzę straci, a wtedy otworzy się droga do odzyskania przez Skarb Państwa kontroli nad państwowymi spółkami medialnymi. Zaś uzasadnienie wniosków o zabezpieczenie mógł prokuratorce Wrzosek przesłać Bartłomiej Sienkiewicz (ówcześnie jeszcze tylko poseł KO) razem z kopią pisma do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów o zabezpieczenie roszczeń o stwierdzenie nieważności lub uchylenie uchwał dotyczących mediów publicznych.

Mógł te uzasadnienia zamówić w kancelarii prawnej Clifford Chance, a Ewa Wrzosek mogła posłużyć się użytymi tam konstrukcjami prawnymi i cytatami z orzecznictwa. Wtedy mielibyśmy do czynienia jedynie z niesubordynacją służbową polegającą na wysłaniu pisma poza kontrolą przełożonego. Zapewne stałoby się to, co się i tak stało (więc na to samo wyszło): szefowa Ewy Wrzosek Monika Laskowska wysłała do sądów pismo, by nie brały pod uwagę wniosków Ewy Wrzosek, bo ona się „podszywa” pod uprawnionego prokuratora. Koniec końców, sądy zachowały się różnie, ale dzisiaj wszystkie oddziały państwowych spółek są na tym samym etapie powrotu do publicznej kontroli nad nimi.

Czy to, co zrobiła Ewa Wrzosek, było w jakikolwiek sposób społecznie szkodliwe? Tu kończą się analogie z Obywatelami RP, a zaczynają np. z żołnierzami na froncie. Bo prokuratura to organizacja „jednolita”, hierarchicznie podporządkowana. Tu, inaczej niż w przypadku sędziów w sądach, dostaje się polecenia służbowe, które należy wypełniać. A każdy prokurator działa w imieniu całej prokuratury. Prokuratura przypomina raczej oddział pod wodzą szeryfa niż luźną grupę szeryfów z różnych miejscowości, którzy spotykają się w pościgu za bandytą, ale każdy jest panem samego siebie. Jest to grupa sformalizowana, działająca według spisanych procedur, które gwarantują odpowiedzialność, rozliczalność, a przede wszystkim przewidywalność działania prokuratury (a więc władzy) dla społeczeństwa.

Niesformatowana romantyczna szeryfka Ewa Wrzosek rozsadza te ramy, zatem ewentualną szkodliwość społeczną historii z domniemaną nieformalną współpracą prokuratora z prawnikami z prywatnej kancelarii można rozpatrywać w kategoriach podważania zaufania społecznego do prokuratury jako organu państwa.