Cyrk w neo-KRS

W neo-KRS wesoło. Dzień pierwszy zaczął się od wojny krzesełkowej, bo czwórka posłów świeżo wybranych jako przedstawiciele Sejmu (Kamila Gasiuk-Pihowicz, Robert Kropiwnicki, Tomasz Zimoch i Anna Maria Żukowska) chciała siedzieć obok siebie, tuż przy miejscu przewodniczącego.

Przewodniczącej Dagmarze Pawełczyk-Woickiej wyraźnie nie w smak było siedzenie tuż obok Gasiuk-Pihowicz (KO), więc zażądała, by przesiadła się na inne miejsce, bo to należy do obecnej sędzi SN, która przesiadła się z fotela wiceministry sprawiedliwości. Posłanka odmówiła i już wyglądało na to, że akcja ciekawie się rozkręci, ale Pawełczyk-Woicka niespodziewanie odpuściła. Może dlatego, że chwilę wcześniej była inna wojna – tym razem nie o krzesła, a o prawo wejścia dziennikarzy na teren bądź co bądź publicznego budynku, jakim jest siedziba KRS. Dziennikarzy, zapewne z woli przewodniczącej Pawełczyk-Woickiej, nie wpuszczała ochrona. Interweniował członek neo-KRS, senator z paktu senackiego Krzysztof Kwiatkowski. Dwie interwencje ochrony w czasie jednego posiedzenia neo-KRS – to mogłoby być nieco za wiele.

Potem obradująca od 2018 r. we własnym gronie dobrozmianowców neo-KRS (przez ostatnie cztery lata skazani byli jednak na dwóch senatorów wybranych głosami opozycji) była zmuszona wysłuchiwać oświadczeń posłów, głównie Kamili Gasiuk-Pihowicz, na temat nielegalności neo-KRS. Posłanka KO nie z takimi przeciwnikami przez osiem lat dawała sobie radę w Sejmie, więc radziła sobie nieźle i z przewodniczącą neo-KRS – i koniec końców zawsze powiedziała swoje. Neosędziowie musieli tego słuchać, choć nie było im w smak.

Drugi dzień też był dość gorący, bo Gasiuk-Pihowicz wezwała policję z powodu – jak oceniła – gróźb karalnych, które w przerwie posiedzenia Rady skierował do niej neoprezes Sądu Rejonowego w Olsztynie i członek neo-KRS Maciej Nawacki. Incydent potwierdził jego świadek, senator Kwiatkowski. „Skandal w KRS. Przed chwilą na sali posiedzeń KRS Maciej Nawacki do posłanki Kamili Gasiuk-Pihowicz odezwał się następująco: Odszczeka to pani, Wcisnę to pani w gardło. Takiej sytuacji w KRS nigdy nie było” – napisał na portalu X. Posłanka żądała na wznowionym posiedzeniu ustosunkowania się Rady do tej sytuacji i skierowania wniosku do Rzecznika Odpowiedzialności Dyscyplinarnej. Sędzia Nawacki nie poczuwał się do winy, nie uznał, że powinien przeprosić, i stwierdził, że rozmowa była prywatna i on się nie będzie do niej publicznie ustosunkowywał.

Przewodnicząca Pawełczyk-Woicka zgodziła się, żeby na posiedzeniu nie omawiać takich prywatnych spraw. Tu pisząca te słowa miała déjà vu sprzed dwóch lat, kiedy to w charakterze oskarżonej w procesie karnym wytoczonym jej przez Macieja Nawackiego za pomówienie, że był członkiem niesławnej hejterskiej grupy Kasta, rozmawiała na korytarzu, na osobności, ze swoim obrońcą. Kiedy weszliśmy na salę rozpraw, obaj moi oskarżyciele (drugim był ówczesny neosędzia SN Konrad Wytrykowski) zażądali wpisania do protokołu tego, co – jak twierdzili – usłyszeli (de facto podsłuchali). Nawacki domagał się urzędowego zaprotokołowania tego, co obaj oskarżyciele donieśli na temat podsłuchanej rozmowy, chociaż nie miało to nic wspólnego ze sprawą. I postarali się o nagłośnienie swoich doniesień w prorządowych mediach.

Jak widać, punkt widzenia – także na kwestie prywatności – zależy od punktu siedzenia.

Sprawa grożenia Kamili Gasiuk-Pihowicz w protokole się nie znalazła, a nagrania ze środowego posiedzenia Rady nie ma na jej stronie internetowej. Posłanka zapowiedziała zgłoszenie sprawy gróźb do prokuratury.

Dalej też było ciekawie, bo okazało się, że Rada wydaje rekomendacje nie tylko dla niewidzianego kandydata/ki, ale nawet bez znajomości dotyczących go/jej dokumentów. Tym razem chodziło o kandydaturę dyrektora Krajowej Szkoły Sądów i Prokuratury. Rada miała zaopiniować kandydaturę neosędziego SN Kamila Zaradkiewicza na dyrektora kuźni kadr wymiaru sprawiedliwości podlegającej ministrowi sprawiedliwości. Posłowie domagali się, aby nie poprzestać na referacie przedstawiającym sylwetkę kandydata, ale zapytać o opinie na temat jego pracy w Biurze Trybunału Konstytucyjnego, w SN i na uczelni (Wydział Prawa UW). I przesłuchać kandydata. Powoływali się na nagłośniony w mediach niewyjaśniony incydent, kiedy to miał się zjawić w Trybunale po nocy i w piżamie, a także na sprawę o mobbing, jaką przed sądem pracy wytoczył mu jeden z podwładnych w TK.

Argumentowali, że skoro placówka, której kandydat chce szefować, zajmuje się m.in. kształtowaniem etycznym sędziów i prokuratorów, to musi mieć nieskazitelny charakter. Przypomnieli, jak to sam minister Zbigniew Ziobro pofatygował się na posiedzenie neo-KRS, na którym omawiano kandydaturę Zaradkiewicza na sędziego do Sądu Najwyższego, i jak zwalczająca wówczas Zaradkiewicza posłanka Krystyna Pawłowicz wyraziła publicznie pogląd, że dostosowuje on deklaracje o swoich poglądach do oczekiwań i własnego interesu.

Jednak reszta członków neo-KRS uważała, że do zaopiniowania powinien wystarczyć jego biogram i wpis w Wikipedii. Byli w większości, więc przegłosowali utajnienie obrad w części dotyczącej zaopiniowania kandydata. Można się tylko zdziwić, co takiego opinia publiczna mogłaby usłyszeć o Kamilu Zaradkiewiczu, co jest gorszące dla publiczności, a jednocześnie nie stawia pod znakiem zapytania przymiotów Zaradkiewicza jako sędziego i nie dyskwalifikuje go jako nauczyciela przyszłych sędziów i prokuratorów.

Jak jednak widać, maszynka neo-KRS do głosowania nadal działa.

Ale się co chwila zacina. Im częściej się będzie zacinała, tym mniejszą liczbę kandydatów na neosędziów zdoła neo-KRS posłać prezydentowi do nominacji. A to sprawa kluczowa. Kiedy zmieni się rząd i niedawna opozycja obsadzi ministerstwa, w tym sprawiedliwości, nowy minister będzie mógł zahamować nominacje. To minister ogłasza bowiem konkursy na wolne stanowiskach w sądach, prezydent zaś może nominować tylko takich kandydatów, których pozytywnie zaopiniuje neo-KRS. Zatem jeśli nowy minister zaprzestanie ogłaszania konkursów, napływ świeżych neosędziów zostanie powstrzymany.

Dalsze losy neo-KRS zależą od tego, czy i jak można będzie opróżnić miejsca zajmowane w niej przez neosędziów. Pomocna w tym może być odpowiedzialność dyscyplinarna. Ot, choćby za takie zachowanie jak neoprezesa Nawackiego z wpychaniem posłance Gasiuk-Pihowicz do gardła.