Trybunał – reaktywacja

Julii Przyłębskiej udało się doprowadzić do rozprawy przed Trybunałem nieKonstytucyjnym w pełnym składzie. Chodzi o niekonstytucyjność nakładania przez TSUE kar za niewykonanie jego orzeczeń. A – być może – także o odpowiedzialność rządu Morawieckiego przed Trybunałem Stanu.

To był SIEDEMNASTY termin wyznaczony przez Julię Przyłębską w tej sprawie. Odbyły się – z dzisiejszą – trzy. Ostatnia – ponad rok temu. Sprawę wniósł do TnK Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro, po tym jak Polska dostała dwie takie kary: za niezastosowanie się do nakazu wstrzymania pracy elektrociepłowni Turów (spór z Czechami) i za niezawieszenie działania Izby Dyscyplinarnej SN.

Julii Przyłębskiej udało się zebrać 11 członków TnK, czyli minimum wymagane do „pełnego składu”. To drugi taki sukces od buntu pięciu sędziów na początku roku. Jeśli Trybunał nie orzeknie w niej do momentu powołania nowego rządu, to nowy minister sprawiedliwości-prokurator generalny z pewnością wycofa ją z TnK. Tak jak dzisiaj marszałek Sejmu Szymon Hołownia wycofał swoich przedstawicieli z udziału w rozprawie. Ale Trybunał procedował w oparciu o stanowisko marszałka złożone półtora roku temu.

Wniosek Ziobry najwyraźniej podzielił odchodzącą już władzę. Przedstawiciel prezydenta Andrzeja Dudy co prawda stawił się na rozprawie, ale nie zajął stanowiska co do poparcia lub zakwestionowania wniosku Zbigniewa Ziobry, co jest przed Trybunałem ewenementem. Równie dziwnie zachowywał się minister spraw zagranicznych. W kilku pismach prosił o odroczenie terminów. Teraz też TnK dostał z MSZ taki wniosek, ale na rozprawie go wycofano. Zaś przedstawiciele MSZ wyglądali na wystraszonych i byli chyba z „łapanki”, bo pełnomocnictwa złożyli dopiero na rozprawie. Można sądzić, że Julia Przyłębska rano zaalarmowała Jarosława Kaczyńskiego, że rozprawa zagrożona, szef MSZ Zbigniew Rau został postawiony do pionu i ministerstwo wysłało ludzi.  

Na rozprawie przedstawiciel MSZ swoje wypowiedzi ograniczył do stwierdzenia, że popiera wniosek PG Ziobry, i nie dodał żadnej argumentacji. Przedstawiciel prezydenta prof. Dariusz Dudek jak zwykle wypowiadał się szeroko i niekonkretnie, lawirując w tej niewygodnej sytuacji. Zamiast „stanowiska” przedstawił „uwagi” do – wadliwego prawniczo, jego zdaniem – wniosku Ziobry. Potem zaś najwyraźniej namawiał Trybunał, żeby umorzył tę sprawę, choć takiego wniosku nie sformułował.

Podkreślał, że sprawa obu kar jest niebyła, bo obie sprawy zostały już rozwiązane (polski rząd porozumiał się z czeskim w sprawie elektrowni Turów, a Izba Dyscyplinarna po prezydenckiej nowelizacji nie istnieje. Potem dowodził, że w ogóle nie ma materii na spór, bo skoro uznajemy, że TSUE działał ultra vires (czyli poza swoimi kompetencjami), nakładając na Polskę kary, to znaczy, że nie miał takich kompetencji. Skoro zaś nie miał, to to, co zrobił, nie wynika z unijnego prawa, tylko z „ekscesu prawnego” wiceprzewodniczącej TSUE Rosario Silva de Lapuerta, która jednoosobowo nałożyła karę na Polskę. A więc unijne prawo takich kar nie przewiduje i polski Trybunał nie może orzekać w sprawie zgodności tego prawa Unii z polską konstytucją. Niewypowiedziany wniosek był więc taki, że TnK powinien sprawę umorzyć. „Nie mam konkluzji, ale proszę, aby Trybunał wziął pod uwagę negatywne skutki niestosowania się przez RP do prawa międzynarodowego” – zakończył prof. Dudek.

Potem nastąpiła niedługa faza pytań sędziów do stron. I trudny moment, kiedy sędzia Piotr Pszczółkowski, nawiązując do argumentacji, że prezes TSUE nie miał podstawy prawnej, żeby nałożyć na Polskę kary za niedostosowanie się do zabezpieczającego orzeczenia TSUE, zapytał uczestników: „Czy ktoś z państwa pokusi się wskazać, na jakiej podstawie prawnej polski rząd odmówił zapłacenia tej kary?”. Zapadła głucha cisza.

Pytanie było mocno niewygodne, bo za działanie bez podstawy prawnej można postawić członków Rady Ministrów z premierem na czele przed Trybunałem Stanu. Tym bardziej że takie działanie wywołało wymierne straty dla budżetu państwa, choćby tylko z tytułu odsetek od niezapłaconej dobrowolnie kary (wraz z karą główną odlicza się je od należnych Polsce unijnych subwencji).

W dodatku, jeśli nawet Trybunał nieKonstytucyjny orzeknie, że kary nałożono ultra vires, to to orzeczenie nie może działać wstecz, uwalniając rząd Morawieckiego od odpowiedzialności za działanie bez podstawy prawnej, które wywołało szkodę w finansach publicznych.

A więc atmosfera się zagęszcza. Julia Przyłębska ogłosiła, że wyrok zostanie ogłoszony 30 listopada. Może to świadczyć o tym, że w łonie odchodzącej władzy nie ustalono, czy i jaki ma to być wyrok. Może więc on w ogóle nie zapaść. Tym bardziej że marszałek Szymon Hołownia może wycofać z Trybunału stanowisko swojego poprzednika, powołując się na zasadę dyskontynuacji prac Sejmu i swoje inne stanowisko w tym temacie. A wtedy orzekanie TnK w tej sprawie będzie mocno dyskusyjne. Zresztą sam wyrok będzie co najmniej dyskusyjny, skoro w orzekaniu biorą udział dublerzy.

Tak czy inaczej nie wpłynie na możliwość postawienia za to rządu Morawieckiego przed Trybunałem Stanu. Przeszkodą jest jednak za mała liczba głosów. Ale sam Mateusz Morawiecki i szef MSZ mogą odpowiadać karnie za niedopełnienie obowiązków i spowodowanie strat w finansach państwa działaniem bez podstawy prawnej.