Homofobus to przestępstwo

Kolejny wygrany proces za homofobusa zwanego też „pogromobusem”. Tym razem skazano nie wykonawcę, ale mocodawcę mobilnego hejtu na osoby LGBT+. Sądy widzą, że  homofobia jest problemem społecznym nie mniejszym, niż wszelkie inne ksenofobie. I że mają w rękach prawo, które jest żywe, a sędziowie mogą stosując je, dostosowywać do czasów, w których działa.

Homofobusy, inicjatywa Fundacji PRO – Prawo do Życia, to jeden z bardziej upiornych defamacyjnych performansów ostatnich lat, urządzony przez samozwańczych „obrońców moralności”. Upiorny nie tylko z powodu napisów i zdjęć, jakimi te jeżdżące po ulicach wielu miast w Polsce pojazdy były przybrane, a które miały zohydzać osoby nieheteronormatywne. Najbardziej upiorny był grobowy męski głos odtwarzany przez megafon z taśmy, który przywodził na myśl dystopijną wizję końca naszej cywilizacji, a  dokona się za sprawą przejścia ludzkości na homoseksualizm. Bo „pederaści” są winni wszelkiemu złu: częściej popełniają przestęstwa, krócej żyją, gwałcą dzieci – także te, które zaadoptowali, i roznoszą choroby.

Stowarzyszenie Tolerado wzięło się za tzw. litygację strategiczną, czyli wytaczanie procesów by przełamać dotychczasową inercję sądów, które wydeptały sobie wygodna ścieżkę pozwalającą pod byle-pretekstem pozbywać się takich spraw. Pretekst dawało prawo karne, gdzie karalne jest tylko publiczne szczucie ze względu na rasę, narodowość czy wyznanie. W procesach cywilnych o ochronę dóbr osobistych szanse miał tylko ten, kto został przez potwarcę (zwanego hejterem) wskazany z imienia i nazwiska. Całą grupę społeczną można było zaś obrażać i zochydzać do woli.

Najpierw Stowarzyszeniu Tolerado udało się doprowadzić do – nieprawomocnego na razie – skazania kierowcy homofobusu. Sąd uznał, że homonienawistne twierdzenia wymalowane na autobusie Fundacji Pro-Prawo do Życia, to pomawianie i zniesławianie nie mające żadnych naukowych podstaw. Było to dla homofobicznych aktywistów dotkliwe, bo powoływali się na badania „naukowe”, których metodologia została – co zaznaczył sąd w wyroku – zdyskwalifikowana  jako nierzetelna i nienaukowa (dość powiedzieć, że w części opierała się na doniesieniach prasowych o przypadkach śmierci czy gwałtów).

A więc dotąd ukarano tylko wykonawcę hejterskiej akcji. Teraz udało się doprowadzić do skazania jej mocodawcy, prezesa Fundacji, Mariusza D. Sąd nieprawomocnie uznał go winnym sprawstwa kierowniczego do przestępstwa zniesławienia (212 KK). Został skazany na rok prac społecznych, 15 tys. złotych nawiązki na rzecz Polskiej Akcji Humanitarnej. I przeproszenie pokrzywdzonych na stronie internetowej swojej Fundacji – co może być najbardziej bolesne.

Sędzia Małgorzata Uszacka z Sądu Rejonowego w Gdańsku w uzasadnieniu wyroku powtórzyła, że badania mające uzasadnić, że osoby LGHBT+ mają naturę przestępców są oszczerstwami, a nie są badaniami naukowymi i nie zasługują na wiarę. A cała akcja wobec osób LGBT i ich organizacji, to kampania defamacyjna z użyciem mowy nienawiści.

Wyrok jest nieprawomocny, ale najważniejsze się już stało: przełamana została orzecznicza inercja sądów, które zamykały oczy na wykluczanie i szykanowanie najliczniejszej w Polsce mniejszości: osób LGBT+

Co wywołało tę zmianę? Wiele czynników, ale najważniejsza jest chyba działalność władzy: nienawiść i homofobiczna dyskryminacja, z którą mamy intensywnie do czynienia od ładnych kilku lat. Władza ze szczucia na osoby LGBT+ zrobiła sobie polityczną broń. Narzędzie do pogłębiania podziałów społecznych, lęków, nienawiści i wykluczania. Sądy  zauważyły, że nie jest to zjawisko marginalne, lecz systemowe, i prowadzi do realnej krzywdy nie tylko pojedynczych osób, ale całej społeczności. Że zaraża nienawiścią coraz szersze kręgi społeczne.

Drugi czynnik, to cierpliwe działanie organizacji broniących praw osób nieheteronormatywnych, w tym wytaczanie procesów, które zmuszają sądy do reakcji. Kolejnym elementem zmiany jest to, że przez kilkanaście ubiegłych lat środowiska LGBT+ się wzmocniło, sprofesjonalizowało metody działania i stało się widoczną i – co najważniejsze – OCZYWISTĄ częścią społeczeństwa. Częścią, która ma swoją godność i prawa. Która faktycznie wyszła z podziemia, czy jak kto woli z „szaf” . Która z przedmiotu stała się podmiotem.

Sąd Rejonowy w Gdańsku, w osobie sędzi Małgorzaty Uszackiej odczytał tego ducha czasu.

Swoją drogą ciekawe, czy przewodnicząca neoKES Dagmara Pawełczyk-Woicka zechce kontynuować swoją działalność reprymendalną i napisze do przełożonego sędzi Uszackiej – podobnie, jak wcześniej do przełożonego sędzi Joanny Knobel z zaleceniem posłania jej na kurs konstytucji. Wtedy poszło o uniewinnienie osób protestujących w poznańskiej katedrze przeciwko antyaborcyjnemu wyrokowi Trybunału Przyłębskiej a sędzia Knobel miała zostać posłana na reedukację w zakresie wolności religii. Czego mogłaby dotyczyć konstytucyjna  reedukacja sędzi Uszackiej? Gołym okiem – nie widać. Chyba, żeby przedtem do konstytucji dopisać nierówność wobec prawa: że stoi ono na straży czci i godności jedynie osób heteronormatywnych.