Hańba na granicy

To, co się dzieje na polsko-białoruskiej granicy, przejdzie do dziejów narodowej hańby. I nie da się wytłumaczyć żadnymi względami. To rasizm w najczystszej postaci.

Przedtem władza tłumaczyła, że ludzie przepychani przez białoruskie służby przez druty to „broń” w wojnie hybrydowej Łukaszenki, a zasieki i wywózki są obroną konieczną, bo Łukaszenka chce „zalać Europę uchodźcami”. Teraz Europę w ramach wojny hybrydowej zalewa uchodźcami Putin. Jego wojna z Ukrainą w sposób oczywisty wymierzona jest w cywilów. Z rozmysłem atakuje cywilne cele: osiedla mieszkaniowe, szpitale, szkoły, budynki publiczne. Sieje terror właśnie po to, by wywołać exodus ludności. I już zniknął argument polskich władz o „ludziach jako broni”.

Jedni i drudzy uchodźcy uciekają przed wojną, prześladowaniami, głodem. Różni ich kolor skóry albo religia. Jedni dostają pomoc i gościnę, drudzy toną na bagnach i zamarzają, są bici i przepychani przez druty. A ludzie, którzy pomagają uchodźcom na jednej granicy, są bohaterami, na drugiej – kryminalistami, których się wyłapuje i stawia przed sądem.

Kilka dni temu Grupa Granica, która pomaga zresztą na obu granicach, zamieściła film przysłany przez 16 osób: kobiety, mężczyzn i dzieci (w wieku 3, 4, 6, 9 lat i 40-dniowe niemowlę). Na filmiku mamroczą wycieńczeni: „I want asylum in Poland”, który – mają nadzieję – powstrzyma ich wywózkę, gdy wpadną w ręce Straży Granicznej. W pewnym momencie to zdanie mamrocze może dwuletnie dziecko leżące w ramionach mężczyzny. W buzi ma smoczek.

W tym samym czasie tysiące wolontariuszy opiekuje się dziećmi, które uciekły z mamami spod bomb w Ukrainie: dostają pluszaki, cukierki, pieluchy, które kupili dobrzy ludzie. Polska jest tu empatyczna, pełna poświęcenia, dzielna i zjednoczona w odruchu serca.

Post Grupy Granica z wczoraj: „Właśnie okazało się, że z grupy 18 osób, o którą walczyliśmy od rana, co najmniej 12, w tym 7 dzieci (!), jest już wyrzuconych na Białoruś. Są wśród nich:

– kobieta w ciąży z zapaleniem nerek,
– chłopiec niepełnosprawny intelektualnie,
– dziewczynka z wadą nerek, w pieluchach”.

„Za sprawą wywózki do Białorusi ta 18-osobowa rodzina Kurdów z Iraku została właśnie rozdzielona i narażona na ponowną przemoc, tortury i śmierć w Białorusi lub w przygranicznych lasach. W międzyczasie dowiedzieliśmy się o dwóch rodzinach z 3-miesięcznymi niemowlętami, również wyrzuconymi za granicę ostatniej nocy. Nie mamy na to słów. Wiemy, że te osoby nie przeżyją kolejnych kilku, kilkunastu dni ukrywania się w lesie”.

Grupa irańskich Kurdów niesie ze sobą 20-letniego, całkowicie sparaliżowanego chłopaka. W płachcie, ledwo dają radę z wycieńczenia. Jaka jest miara człowieczeństwa tych ludzi? I jaka jest miara człowieczeństwa funkcjonariuszy, którzy wypychają ich z powrotem za druty na białoruską stronę, gdzie będą bici, szczuci psami i znowu przepchnięci?

Pod takimi informacjami pojawiają się komentarze, że nikt im nie kazał nielegalnie przekraczać granicy, bo są legalne przejścia. Naprawdę? Naprawdę polscy pogranicznicy wpuściliby ich bez wizy? Albo przyjęli wnioski o status uchodźcy, jeśli nie odbywałoby się to w świetle kamer? A nie mogłoby odbyć się w świetle kamer, bo granica z Białorusią jest od września zamkniętą zoną, żeby nikt pogranicznikom nie patrzył na ręce. Zresztą ci ludzie od miesięcy tkwią w pułapce pomiędzy polskimi a białoruskimi pogranicznikami oraz bagnami, z których bez pomocy trudno się wydostać.

Wywózka do lasu i przepychanie przez druty są nielegalne nawet w świetle niekonstytucyjnej i niehumanitarnej ustawy wywózkowej. Nielegalne do potęgi jest wyrzucanie do lasu ludzi chorych, bo to oznacza bezpośrednie narażenie ich życia i zdrowia, na co są przepisy w kodeksie karnym. Dlatego władza usunęła z pogranicza wszystkich, którzy tam nie mieszkają, i zamknęła zonę. Ale udało się doprowadzić do sprawy administracyjnej, w której można było obnażyć mechanizm wywózek: aktywiści uratowali z lasu siedmioosobową rodzinę z Iraku z dziećmi. Rodzinie uniemożliwiono złożenie wniosków o status uchodźców i przepchnięto przez druty. Zostali znów przepchnięci przez służby białoruskie. Uratowali ich wolontariusze, w lesie rodzina udzieliła pełnomocnictwa prawnikowi, a wolontariusze dopilnowali, by ich znowu nie przepchnięto. Trafili do ośrodka zamkniętego, z którego zniknęli na dzień przed rozprawą przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Białymstoku, który miał rozpatrzeć ich skargę na naruszenie zakazu tortur i nieludzkiego traktowania, nieprzyjęcie wniosku o azyl i niewszczęcie przewidzianej ustawą procedury wydalenia.

Niedawno, 17 marca, sąd umorzył sprawę, dając wiarę wyjaśnieniom przedstawicieli Straży Granicznej, że rodzina po prostu wyszła sobie z ośrodka, a wcześniej powiedziała, że już nie rości żadnych pretensji. Sąd zignorował argumenty pełnomocnika rodziny Jacka Białasa, prawnika z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, że nie ma żadnego dowodu, że jego klienci nie roszczą pretensji. Wprawdzie SG przedstawiła sądowi podpisane przez nich oświadczenie, ale w ośrodku byli całkowicie poddani woli władzy, więc mogli podpisać wszystko.

Sąd, umarzając sprawę, udaremnił to wyjaśnienie. Co się stało z rodziną – nie wiadomo. Choć sam fakt, że nie wiadomo, oznacza, że funkcjonariusze nie dopełnili obowiązków. Z rodziną nie ma kontaktu, a aktywiści przypuszczają, że znowu wypchnięto ją na Białoruś.

Post Grupy Granica: „Trzy dni temu czworo aktywistów i aktywistek zostało zatrzymanych w związku z niesieniem pomocy humanitarnej rodzinie z siedmiorgiem małych dzieci, która już od trzech miesięcy tkwi na tym pograniczu. Rodzina przebywała w lesie od wielu dni: bez wody, jedzenia, schronienia i dostępu do pomocy medycznej. Aktywiści ratowali ich życie, oferując im transport własnymi samochodami z zimnego lasu, tak samo, jak robili to w ostatnich tygodniach, gdy pomagali na ukraińskiej granicy. Tym razem zostali jednak zatrzymani, a Straż Graniczna i prokuratura domagała się dla nich 3-miesięcznego aresztu! Pomagając uchodźcom i uchodźczyniom w Ukrainie, byli bohaterami; za tę samą pomoc na Podlasiu nazwano ich kryminalistami. Sąd Rejonowy w Hajnówce jednak nie przychylił się do wniosku prokuratora”.

Żyjemy więc w rzeczywistości, w której MOŻNA trafić do aresztu za ratowanie ludziom życia, i cieszymy się, że im się upiekło! Zresztą nie całkiem, bo aktywiści byli więzieni do czasu rozpatrzenia wniosku prokuratury. A są też wyroki sądu zasądzające grzywnę.

 „Sądy powinny sądzić tych, którzy odmawiają udzielania pomocy, a nie tych, którzy ją niosą”, apeluje Grupa Granica. W niedzielę zwołała konferencję prasową pod siedzibą Straży Granicznej w Białymstoku pod hasłem „Macie krew na rękach”. Odbywała się w tym samym czasie co koncert solidarności z Ukrainą.

Pomoc ukraińskim uchodźcom dość skutecznie przesłania zbrodnię, która dzieje się na białoruskiej granicy. Sycimy nią narodową dumę i gasimy sumienia. Odwraca od niej oczy także Unia. Ale pozostaje rasistowską hańbą.