Szkodliwa obrona wolności prasy?

Były dziennikarz tygodnika „Wprost” Michał Majewski został właśnie prawomocnie skazany na 18 tys. zł grzywny za utrudnianie czynności funkcjonariuszom publicznym, w tym wypadku prokuratorom (art. 224 par. 2 kodeksu karnego). Chodzi o słynną obronę laptopa Sylwestra Latkowskiego, który prokuratura chciała przejąć w związku ze śledztwem w sprawie ujawnienia tzw. taśm kelnerów z restauracji Sowa i Przyjaciele.

Na filmikach z miejsca zdarzenia – redakcji „Wprost”, do której 18 czerwca 2014 r. wkroczyła silna grupa warszawskich prokuratorów – widać, że Majewski czynnie bronił laptopa, osłaniając Latkowskiego. A więc przejawiające się w konkretnych czynach „znamiona przestępstwa” wypełnił. Ale przestępstwem może być tylko czyn szkodliwy społecznie w stopniu większym niż znikomy. I tu już nie rozumiem oceny sądu, który uznał, że czyn Majewskiego był szkodliwy.

Tym bardziej że prokuratura, jeszcze przed przejęciem rządów przez PiS, odstąpiła od oskarżenia. Proces, który we wtorek prawomocnie zakończył się przed Sądem Okręgowym w Warszawie, odbył się z oskarżenia prywatnego, wniesionego przez odpowiedzialnego za rewizję w redakcji „Wprost” prokuratora Józefa Gacka. O ile można zrozumieć jego prywatny interes – skazanie ma uwiarygodnić słuszność decyzji o szarpaniu się z dziennikarzami, a więc obronę jego zawodowego honoru – o tyle trudniej zrozumieć, dlaczego sąd nie uwzględnił, że Michał Majewski działał w obronie interesu publicznego, jakim jest ochrona dziennikarskich źródeł informacji.

Na laptopie, który usiłowali wyrwać Latkowskiemu prokuratorzy, były bowiem – lub przynajmniej mogły być – materiały objęte tajemnicą dziennikarską. Sytuacja bardzo podobna do tej, która spotkała niedawno Romana Giertycha – tam chodziło o tajemnicę adwokacką i obrończą. Właśnie RPO Adam Bodnar wystąpił do premiera o wyciągnięcie konsekwencji w sprawie nieprawidłowości i bezprawności działania prokuratury w sprawie Giertycha. A tu sąd skazuje dziennikarza broniącego tajemnicy dziennikarskiej.

Laptop Latkowskiego powinien być w obecności dziennikarza i prawników redakcyjnych zapakowany do koperty, zalakowany i zawieziony – w asyście prawników – wprost do sądu. Sąd po zapoznaniu się z jego treścią zdecydowałby, które z materiałów może dostać prokuratura. Zamiast tego prokuratura zorganizowała szarpaninę. Trudno się dziwić dziennikarzom, że nie ufali, iż dochowa procedury i nie przeszuka laptopa „bez żadnego trybu”.

W sądach obu instancji zwyciężyło widać przekonanie, że należy bezszmerowo wykonywać wszystkie polecenia władzy. Nawet jeśli prowadzą do naruszenia prawa. To bardzo szczególne w czasach, gdy jednocześnie sądy orzekają, że władza nie ma prawa zakazywać działalności gospodarczej czy wychodzenia z domów rozporządzeniami, i anuluje kary administracyjne i mandaty.