Margot i smok

Margot wydaje się stanowić zagrożenie dla podstaw istnienia nie tylko narodu polskiego, ale ludzkiej tożsamości i cywilizacji. Wzbudza lęk przed nieznanym i groźnym. Jakby była kosmitką. Ale nie łagodnym ET, a wysłanniczką wrogiej cywilizacji.

Biskup Józef Zawitkowski odmówił jej w niedzielę statusu człowieka: „Czym ty myślisz, dziecko, skoro rozum nie urósł? Czyżbyś zszedł do rzędu człekokształtnych?”.

Niezwykle dramatyczny komentarz napisał na portalu „Sieci” Jacek Karnowski: „Kim będziemy, jeśli zmuszą nas, byśmy powiedzieli, że Margot jest kobietą? Będziemy niewolnikami. Trzeba się bić o człowieczeństwo”.

I dalej: „Czymże jest ta próba wmówienia nam, że Margot jest kobietą? To próba zburzenia podstaw wszystkiego. To próba obalenia związku między oczywistą rzeczywistością a słowem. To próba wprowadzenia takiego chaosu, w którym będziemy CAŁKOWICIE BEZBRONNI. Oddamy władzę nad sobą. Staniemy się bezwolną masą, która nie będzie mogła sprzeciwić się nawet najbardziej szalonym, totalitarnym pomysłom. Bo jak można się sprzeciwić, mając zasznurowane usta? Nie mając słów?”.

Karnowski przeciwstawianie się Margot porównuje do walki z komunizmem: „Być może nadchodzi czas, w czasie którego – tak jak za najtwardszego komunizmu – będzie możliwy jedynie samotny, heroiczny sprzeciw. Ale jeszcze nie nadszedł. Jeszcze możemy walczyć, stawiać opór. Trzeba to czynić, broniąc spraw podstawowych: związku między słowem a rzeczywistością. Związku między rozumem a myślą. Broniąc prawa do nazywania po imieniu. Broniąc naszych umysłów przed tą wielką manipulacją”.

Odczłowieczanie Margot w wykonaniu bp. Zawitkowskiego to jedna z metod uzasadniania ludobójstwa. Nie sugeruję, że biskup nawołuje do mordów, zauważam jedynie, że taka technika w przeszłości do mordów prowadziła. W wykonaniu biskupa jest chyba po prostu wyrazem pogardy dla osoby, która nie mieści się w jego wyobrażeniu. I to jest z moralnego punktu widzenia nie do wybaczenia.

Natomiast Jacek Karnowski sprawia wrażenie, jakby rzeczywiście był w stanie paniki. Jakby jego świat, w którym człowiek jest albo taki, albo inny, runął w gruzy. Choć Karnowski przyzwyczaił odbiorców do swojego stylu na wysokim „C”, to jego bunt – przynajmniej ten bunt poznawczy: że widzi mężczyznę, a każą mu mówić, że widzi kobietę – nie zasługuje na obśmiewanie czy oburzenie, ale na zrozumienie.

Nie jest bowiem łatwo zrozumieć, jak to możliwe, że człowiek we własnych oczach jest jednocześnie mężczyzną i kobietą. Albo raz bardziej mężczyzną, a innym razem bardziej kobietą. Albo że nie identyfikuje się z żadną płcią.

Jesteśmy tak zaprogramowani, że określamy się poprzez rozmaite identyfikacje, a inni nas poprzez nie postrzegają. Z identyfikacjami wiążą się określone role społeczne, nasz sposób widzenia i reagowania na świat. Takimi podstawowymi identyfikacjami są pochodzenie narodowe czy etniczne, pochodzenie związane z miejscem, wyznanie. I, oczywiście, płeć i przypisana do niej rola społeczna.

To, jak ważny jest ten czy inny rodzaj identyfikacji, podlega zmianom. Na przykład w czasach międzykontynentalnych migracji dzieci rodziców różnego pochodzenia narodowego i etnicznego, ale też internetu, który unifikuje kulturę, identyfikacja narodowo-etniczna traci na znaczeniu (oczywiście nie dla Jacka Karnowskiego – w środowisku, z którym się on identyfikuje, jest kluczowa).

Nie jest już ewenementem, że człowiek nie identyfikuje się z żadnym narodem czy grupą etniczną. Sama jeszcze 20 lat temu bardzo się dziwiłam, że pewna znajoma Żydówka urodzona na Ukrainie i wychowana w Polsce, która w 1968 r. wyemigrowała z Europy, gdzie mieszkała w kilku krajach, a gdy z nią rozmawiałam, pracowała w Nowym Jorku, na pytanie, jaka jest jej ojczyzna, z jakim narodem się utożsamia, najpierw się zdziwiła, a potem odparła, że z żadnym bardziej niż z innymi.

Opowiada się też przedwojenną historię Tadeusza Boya-Żeleńskiego, który zostawił puste miejsce w rubryce „wyznanie”, gdy wypełniał formularz, by dostać dokument tożsamości. Urzędnik odmówił przyjęcia wniosku. Twierdził, że nie może istnieć człowiek, który nie ma wyznania. Dziś bezwyznaniowość jest taką samą cechą jak identyfikacja z jakąś religią. Zagwarantowana zresztą w polskiej konstytucji.

Oczywiście osób niebinarnych (techniczne i nieempatyczne określenie, może powstanie lepsze) nie spotykamy tak często jak bezwyznaniowców czy ludzi mieszanego pochodzenia narodowego, ale ich istnienie jest faktem od tysiącleci. W niektórych kulturach mają swoje role społeczne, podobnie jak osoby transpłciowe, czyli utożsamiające się z inną płcią niż płeć ich ciała. W innych – jak w Polsce, przynajmniej współczesnej – „nie istnieją” w tym sensie, że nie zauważa ich ani język, ani kultura. Ponieważ niezwykle trudno wyobrazić sobie, jak się czują, po prostu zaprzecza się ich istnieniu. A kiedy już się „narzucą” tak, że nie sposób ich nie zauważyć, część z nas po prostu w nich „nie wierzy”. Uważa, że to jakaś fanaberia, żart.

Ewentualnie – jak Jacek Karnowski w cytowanym komentarzu – że to przemyślany zamach z użyciem niebezpiecznej broni: Margot, która udaje, że nie jest sobą, czyli facetem. „Wielki walec wjechał do Polski i chce zglajchszaltować wszystko według nowego totalitarnego wzoru. To są potężne siły, nienawidzące wolności, rodziny, wiary, patriotyzmu. Siły, które chcą produkować ludzi poranionych, nieszczęśliwych, niezdolnych do samodzielnego życia, do niezależnego działania. Chcą produkować ludzi, o których marzył orwellowski Wielki Brat”.

Ludzkość pogodziła się z tym, że Ziemia nie jest podtrzymywana przez żółwie, ale „wisi” w kosmosie, chociaż przecież „nie może wisieć, bo by spadła”. Że jest okrągła, chociaż przecież każdy widzi, że jest płaska. W końcu pogodzi się też z istnieniem takich osób jak Margot.

Świadomość, że ludzka cywilizacja, w tym religia, nie zniknęły wraz z uznaniem, że Ziemia „wisi” w kosmosie, mogłaby uspokoić Jacka Karnowskiego i innych, którzy podobnie jak on boją się Margot. Oczywiście pod warunkiem, że chcą się uspokoić. Bo całkiem możliwe, że nie chcą. A swoją odmowę widzą jako walkę św. Jerzego ze smokiem.

Tyle że smoki nie istniały nawet w czasach św. Jerzego, a Margot i jej podobni istnieli i istnieją ciągle. Nawet po ogłoszeniu ich „człekokształtnymi” przez bp. Zawitkowskiego.