Usługa prezydenta na rzecz Zaradkiewicza

Prezydent ma zmienić przepisy o wyborze pierwszego prezesa SN, żeby ułatwić zadanie Kamilowi Zaradkiewiczowi, który nie radzi sobie z prostym faktem: PiS nie ma większości w Sądzie Najwyższym.

Dziś, w czwartym już dniu obrad, które rozpoczęły się w zeszły piątek, Zgromadzenie Ogólne Sędziów SN miało przesłuchać kandydatów na kandydatów do przedstawienia do wyboru prezydentowi. A także przeprowadzić nad nimi głosowanie. PiS tak ukształtował przepisy, że wśród piątki wybrańców Zgromadzenia z pewnością będzie przynajmniej jeden pisowski. Ale głosy liczyć musi komisja skrutacyjna, a legalność jej wyboru „starzy” sędziowie SN kwestionują. Słusznie, bo nie została „wybrana” – jak nakazuje regulamin ustalony przez prezydenta – ale jednoosobowo narzucona przez p.o. pierwszego prezesa SN Kamila Zaradkiewicza. Głosowanie nad kandydatami dla prezydenta mogłoby być kwestionowane jako przeprowadzone przez ciało powołane sprzecznie z regulaminem SN.

Kamil Zaradkiewicz zrozumiał to dopiero dziś rano. Dlatego odroczył bezterminowo obrady Zgromadzenia Ogólnego i zwrócił się do prezydenta o zmianę regulaminu. Andrzej Duda miałby tak zmienić przepisy, żeby nie były konieczne głosowania, które PiS musiałby przegrać. Wszystkim ma rządzić Zaradkiewicz: ma narzucić porządek pracy Zgromadzenia, sam powołać komisję skrutacyjną i sam przedstawić prezydentowi pięciu kandydatów, żeby nie przegrać głosowania uchwały o przedstawieniu wyłonionych kandydatów prezydentowi.

Zobaczymy, co zrobi Duda. Taki regulamin byłby kpiną i łamałby art. 183 konstytucji, który mówi o przedstawieniu prezydentowi kandydatów na pierwszego prezesa SN przez „Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego”, a nie Kamila Zaradkiewicza czy innego nominata. Ale Duda nie od dziś robi sobie kpiny z konstytucji.

Jedno, co mogą zrobić „starzy” sędziowie SN, to po prostu nie uznać regulaminu sprzecznego z konstytucją i nie zgodzić się według niego procedować. Ale taką sytuację PiS przewidział już dawno: wedle jego przepisów o SN kworum potrzebne do wyłonienia kandydatów na pierwszego prezesa to raptem 32 sędziów. A nominatów neo-KRS jest w tej chwili w SN 44 – aż nadto. Kworum w postaci jednej czwartej składu Sądu Najwyższego to kolejna kpina z konstytucji, która przewiduje, że kandydatów na pierwszego prezesa powinni wybierać sędziowie SN, a nie jakaś mniejszościowa frakcja.

W tej sytuacji powstaje dylemat, wobec którego stanęli w swoim czasie „starzy” sędziowie Trybunału Konstytucyjnego: czy podporządkować się prezesowi wybranemu z naruszeniem konstytucji?