Jak prokuratura Kościołowi ręce myje. I własne umywa

W sobotę premiera nowego filmu braci Sekielskich o pedofilii w Kościele „Zabawa w chowanego”. Z tej okazji „Gazeta Wyborcza” przypomniała, że ponad rok temu Prokuratura Krajowa wysłała pismo do szefów prokuratur regionalnych. Wynika z niego, że powinni meldować o każdym planowanym wniosku do Kościoła lub związku wyznaniowego o wydanie dokumentów związanych z przypadkami pedofilii, badanymi w ramach procesu kanonicznego.

To właśnie odmowa wydania takich dokumentów przez Kościół blokowała część śledztw. Tak przynajmniej tłumaczyli prokuratorzy. Kościół odmowę tłumaczy zaś najczęściej tym, że dokumentów nie ma, bo posłano je do Watykanu i nie zachowano kopii. A proces kanoniczny został zakończony.

Odpowiedzialność przed Kościołem nie jest jednak tym samym co odpowiedzialność karna. Ta często jest już przedawniona, ale ofiary mają prawo do odszkodowania w procesie cywilnym. Ukrywając dokumenty, Kościół nierzadko to prawo udaremnia.

Pismo, o którym przypomina „Wyborcza”, zdobyła w drodze interpelacji poselskiej Joanna Scheuring-Wielgus (wówczas z Nowoczesnej). Jest podpisane przez dyrektora biura prezydialnego Tomasza Szafrańskiego i ma charakter ekspertyzy prawnej. Przyznaje on, że prokuratura ma prawo (art. 217 kpk) żądać dokumentów mogących być dowodem w sprawie także od Kościołów i związków wyznaniowych i skonfiskować je w drodze przeszukania. Dalej przywołuje konstytucję i konkordat, a nawet traktat o UE, podkreślając wagę zasady autonomii Kościołów i państwa. A także zasadę, że państwo nie ingeruje w sfery, które obejmuje prawo kościelne – m.in. w procesy kanoniczne związane z oskarżeniami o pedofilię księży i zakonników.

„Nie ulega wątpliwości, że zatrzymanie akt procesu kanonicznego przez organa ścigania stanowi ingerencję w przebieg tego procesu. Należy zatem uznać, że decyzja o wydaniu postanowienia żądania akt lub dokumentów z procesu kanonicznego powinna być podejmowana z rozwagą, jako potencjalnie pozostająca w kolizji z autonomią jurysdykcji Kościoła. (…) Decyzja władz kościelnych w tym przedmiocie należy do sfery ich (władz Kościoła) autonomii”.

Zdaniem Szafrańskiego z zasady autonomii Kościołów wynika, że prokurator może żądać dokumentów od Kościoła, jeśli jest to dowód, który „ma charakter niezastępowalny” i stanowi podstawę stwierdzenia, czy i przez kogo czyn został popełniony, jaką kwalifikację należy przyjąć itd., przy czym okoliczności te nie mogą zostać ustalone w inny sposób. Do tego prokurator nie może żądać całych akt, a jedynie precyzyjnie wskazać ich fragmenty. Tu powstaje pytanie, skąd prokurator ma wiedzieć, jakie dokumenty są w aktach, skoro ich nie widział. Szafrański nie odpowiada.

Ale nie ta ekspertyza w całej sprawie jest bulwersująca. Prokuratura Krajowa jest bowiem m.in. od tego, żeby służyć prokuratorom takimi ekspertyzami. Nie są obowiązujące – to ma być rodzaj pomocnika. Nie są to żadne „wytyczne”, jak nazywają je niektóre media. „Wytyczne” może wydawać jedynie prokurator generalny. Prokurator Szafrański nie powołuje się na przepis Prawa o prokuraturze dotyczący wytycznych. Określa swoje pismo jako „stanowisko”. I nie precyzuje, czy jest to stanowisko Prokuratora Krajowego, Generalnego, czy może jego osobiste.

Można dyskutować nad słusznością wywodu Szafrańskiego o wyjątkowości sytuacji, w których prokuratorowi wolno skorzystać ze swoich uprawnień, jeśli dotyczy to Kościołów i związków wyznaniowych. Szczególnie że pedofilia jest poważnym problemem na całym świecie – w związku ze zmową milczenia w samym Kościele.

Naprawdę bulwersujące jest jednak zakończenie pisma. Szafrański pisze: „W celu ukształtowania należytej praktyki proszę o każdorazowe przekazywanie do Biura Prezydialnego Prokuratury Krajowej informacji o przypadkach planowanego wystąpienia przez podległych Państwu prokuratorów do władz Kościoła lub związku wyznaniowego o udostępnienie dokumentów z wewnętrznego postępowania prowadzonego przed takimi (kościelnymi) władzami, oraz o przypadkach, które, w ocenie prokuratorów, uzasadniają decyzję o zastosowaniu art. 217 kpk z uwagi na odmowę udostępnienia przez te władze niezbędnych dla postępowania karnego dokumentów. Uprzejmie proszę o poinformowanie o treści niniejszego pisma podległych prokuratorów”.

Jak się można domyślić, słowa „proszę” użyto grzecznościowo. Trudno sobie wyobrazić, żeby którykolwiek z szefów prokuratur rejonowych prośby tej nie spełnił, zważywszy że może stracić stanowisko na skinienie Zbigniewa Ziobry (zlikwidowano kadencyjność szefów prokuratur). Oczywiste też, że decyzja o tym, czy w danej sytuacji stosować art. 217, czyli żądać dokumentów, a w razie odmowy zająć je w drodze rewizji, przestanie już należeć do prokuratora prowadzącego śledztwo. Każda taka sprawa przekazywana jest do decyzji Prokuratury Krajowej. Ta zaś – co można domniemywać po dotychczasowym zachowaniu kierownictwa prokuratury – zależeć będzie od decyzji politycznej.

Nie wiemy, ile takich pism wyrażających „stanowisko” Szafrańskiego czy innych prokuratorów Prokuratury Krajowej zostało przekazanych w dół. I nie wiemy, jakiego rodzaju spraw dotyczą. Jak prowadzić śledztwa, w których występują politycy PiS? Co robić z niepokornymi sędziami? Jak działać wobec opozycji ulicznej? Lekarzy i pielęgniarek w dobie koronawirusa?

Wiemy natomiast, co się stanie, jeśli kiedyś PiS straci władzę, a jego następcy zechcą pociągać do odpowiedzialności prokuratorów za nadużycia władzy i niedopełnianie obowiązków. Prokuratorzy Prokuratury Krajowej powiedzą: to były tylko niewiążące pisma ze stanowiskami. A prokuratorzy niższych szczebli – że wykonywali polecenia przełożonych.