Tak się dzieje polexit

Igor Tuleya, jedna z ikon oporu przeciw polityzacji sądów, ma być oskarżony o nadużycie uprawnień. Zarzut jest tak absurdalny, że nie utrzymałby się w żadnym sądzie. Ale prokuratura ma pretekst do wystąpienia o odebranie mu immunitetu. To oznacza, że na wiele lat zostanie odsunięty od sądzenia.

Dzień po ogłoszeniu tej informacji sekretarz stanu norweskiego ministerstwa spraw zagranicznych Audun Halvorsen ogłosił, że Norwegia wycofuje się ze współpracy z polskim resortem i przekazania mu blisko 300 mln zł: „W świetle ostatnich wydarzeń w Polsce jasne jest, że władze norweskie nie podpiszą umowy z Polską w sektorze wymiaru sprawiedliwości w sprawie finansowania z funduszy EOG. Jest to silny sygnał dla polskich władz, który świadczy o trosce rządu norweskiego o stan praworządności i niezależności sądów w Polsce”.

300 mln zł to suma znacząca. I spory wstyd. Podobnie jak wtedy, gdy sąd Irlandii wystąpił do Trybunału Sprawiedliwości z pytaniem, czy może wydać Polsce ściganego ENA handlarza narkotyków, skoro bezstronność i niezależność naszego wymiaru sprawiedliwości jest wątpliwa. Podobnie jak kilka dni temu, gdy przewodniczący Europejskiej Sieci Krajowych Rad Sądownictwa ogłosił zamiar wyrzucenia polskiej neo-KRS z tej organizacji.

Tak właśnie – „miękko” – dzieje się polski exit. Nie tylko z Unii Europejskiej, ale w ogóle z grona państw mających wspólnotę wartości i zaufania.

Przy „reformach” wymiaru sprawiedliwości PiS głosi tezę, że mamy prawo tworzyć system według własnego uznania. Pozbawiania sędziów urzędu nie można już uzasadnić uznaniowością.

Igor Tuleya czekał na to oskarżenie od ponad dwóch lat – odkąd ogłosił postanowienie nakazujące prokuraturze wznowić śledztwo w sprawie tzw. głosowania kolumnowego w Sejmie. Wskazywał m.in., że nie wzięto pod uwagę zeznań świadków: wicemarszałka Terleckiego i posłanki Pawłowicz, którzy przyznali, że PiS celowo blokował opozycji możliwość udziału w głosowaniach i składanie wniosków. Potem Tuleya złożył do prokuratury doniesienie na 230 posłów PiS, w tym Terleckiego, premier Szydło i premiera Morawieckiego, o podejrzeniu składania fałszywych zeznań, oparte na sprzecznościach w zeznaniach i z ustaleniami samej prokuratury.

Takich rzeczy PiS nie daruje. Można się tylko zastanawiać, dlaczego „realizacja” ukarania sędziego następuje dopiero teraz.

Zarzut karny, jaki prokuratura stawia sędziemu, jest sprzeczny z prawem i logiką. Oskarża ona sędziego, że postanowienie i uzasadnienie nakazujące wszcząć umorzone postępowania ogłosił jawnie i byli przy tym dziennikarze, którzy o wszystkim poinformowali opinię publiczną. Przestępstwo sędziego kwalifikują jako „rozpowszechnianie bez zezwolenia wiadomości z postępowania przygotowawczego, zanim zostały ujawnione w postępowaniu sądowym” (art. 241 par. 1 kk), lub bezprawne ujawnienie informacji, z którą zapoznał się w związku z pełnioną funkcją.

Zarzuty są sprzeczne z prawem, które mówi, że to sędzia decyduje, czy posiedzenie sądu jest jawne, czy nie (art. 95b. par 1 kpk: „Posiedzenie odbywa się z wyłączeniem jawności, chyba że ustawa stanowi inaczej albo prezes sądu lub sąd zarządzi inaczej”), i to sędzia decyduje, co ujawni, a czego nie ujawni w ramach postępowania, którego jest gospodarzem. Tuleya zdecydował, że ze względu na rangę sprawy i zainteresowanie społeczne posiedzenie sądu jest jawne – i zgodził się na rejestrację przez media (art. 357 par. 1 kpk: „Sąd zezwala przedstawicielom środków masowego przekazu na dokonywanie za pomocą aparatury utrwaleń obrazu i dźwięku z przebiegu rozprawy”). Materiały ze śledztwa, na które się powoływał, nie były objęte klauzulą tajności.

Taki akt oskarżenia nie utrzymałby się przed żadnym sądem. Ale władzy to nie przeszkadza. Nie chodzi bowiem o skazanie sędziego, ale o pozbawienie go immunitetu do czasu rozstrzygnięcia sprawy. A więc o uniemożliwienie sądzenia aż do przedawnienia, czyli pięć lat od czynu plus dodatkowe pięć od wszczęcia śledztwa przeciw sędziemu.

W pełni dyspozycyjni wobec władzy PiS prokuratorzy już tego dopilnują. A gdyby jakiemuś prokuratorowi przyszło do głowy umorzyć to kuriozalne śledztwo, to może oczekiwać delegacji do odległej prokuratury, jak np. Mariusz Krasoń, czy degradacji, jak prokurator Małgorzata Kalecińska, do czwartku szefowa Prokuratury Rejonowej Wrocław Stare Miasto, która na wniosek ABW zleciła w grudniu zeszłego roku zatrzymanie byłego księdza Jacka Międlara pod zarzutem nawoływania do waśni na tle narodowościowym (wzywał do zbrojenia się „w broń palną, organizowanie w szwadronach i komandach” przeciw „zmieniającej nazwiska pladze”, by powstrzymać „powrót międzynarodowych żydów wraz z ich darami – terrorem dewiantów, prześladowaniem Patriotów, zalewem murzynami i arabami”).

Igor Tuleya ma być kolejnym – po już zawieszonym w orzekaniu Pawle Juszczyszynie. I prawdopodobnie na tym się nie skończy.

Zawieszenia i odbieranie immunitetów orzekać ma Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego. Ta sama, którą miesiąc temu bezterminowo zawiesiła uchwała połączonych trzech izb SN. Przeczenia Izby Dyscyplinarnej są więc z mocy prawa nieważne i Tuleya mówi, że się przed nią nie stawi. Podobnie jak nie stawił się Juszczyszyn. Prezesi dwóch sądów, w których Juszczyszyn orzeka – rejonowego i okręgowego w Olsztynie – uznali jednak postanowienie zawieszonej Izby Dyscyplinarnej i odsunęli go od orzekania. Co zrobi prezes Sądu Okręgowego Joanna Bitner, jeśli zapadnie bezprawne orzeczenie o odebraniu Tulei immunitetu?

Zobaczymy. Na razie pierwsza prezes SN Małgorzata Gersdorf, która przewodniczyła składowi trzech izb SN przy podejmowaniu uchwały i którą ta uchwała bezwzględnie wiąże, ignoruje własne orzeczenie i posyła sprawy do Izby Dyscyplinarnej, o czym doniosła dwa dni temu „Gazeta Prawna”.

Tak wygląda dziś polski wymiar sprawiedliwości. W tej sytuacji naprawdę trudno się dziwić, że rząd Norwegii nie ma do niego zaufania i odmawia pieniędzy. Dyrektor Norweskiej Administracji Sądowej Sven Marius Urke powiedział dziennikowi „Aftenposten”: „Polska chce po prostu przekształcić sądy w narzędzie polityczne. W żadnym kraju Europy nie postępują tak wyraźne negatywne zmiany”.

Paradoksalnie nigdy w III RP polscy sędziowie nie byli tak świadomi etosu i tak zdeterminowani, by bronić prawa do bezstronnego sądu. Nie tylko wbrew własnemu interesowi, ale wręcz heroicznie. Wiedząc, jak sędziowie Tuleya czy Juszczyszyn, że zemsta władzy jest nieuchronna.