Pobić homofobiczną władzę jej bronią

PiS głosi, że „wszystkie dzieci są nasze”. Ale „nasze” nie są najwyraźniej dzieci nieheteronormatywne. Władzy udało się zastraszyć wiele szkół, by nie organizowały Tęczowego Piątku, czyli dnia solidarności i szacunku dla osób LGBT, zainicjowanego przez Kampanię Przeciw Homofobii. Zamiast tego ogłosiła dzień grobowy „Szkoła pamięta”, który miał polegać na porządkowaniu grobów.

Inicjatywa Tęczowych Piątków wynikła z badań prowadzonych przez organizacje działające na rzecz osób LGBT, z których wynika, że 30 proc. ataków na tle homofobicznym zdarza się w szkole. I że szkoły zupełnie sobie z tym nie radzą. Najczęściej ignorują takie przypadki i apelują do ofiar, żeby zmieniły sposób ubierania i zachowania, to unikną szykan.

W 2017 r. Jakub Lendzion wygrał proces sądowy przeciwko szkole Zespołowi Szkół Gastronomiczno-Hotelarskich w Warszawie o odszkodowanie za to, że placówka, wiedząc o prześladowaniu go przez uczniów z powodu orientacji seksualnej, nie udzieliła mu pomocy.

Tęczowy Piątek ma uwrażliwiać nauczycieli, uczniów i rodziców na problem prześladowania osób nieheteronormatywnych, uczyć szacunku i zrozumienia dla odmienności. Ale tu włączyły się instytucje państwa. Okazało się, że uczniowie nieheteronormatywni nie są objęci troską rzecznika praw dziecka Mikołaja Pawlaka. Pytany w Polsat News o Tęczowy Piątek, powiedział, że „szacunek nie może być wymuszony”, a „tolerancja to znoszenie, a niekoniecznie afirmowanie”. Czyli: nie bij, ignoruj. I nie daj sobie wmówić, że pedały zasługują na szacunek.

W obronę akcję i nieheteronormatywnych uczniów wziął rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Na szczęście powołując instytucję Rzecznika Praw Dziecka, nie odebrano RPO prawa do obrony obywateli, którzy nie ukończyli 18 lat.

Słynna małopolska kurator oświaty Barbara Nowak nazwała Tęczowy Piątek „deprawowaniem uczniów” i zapowiedziała kontrole. Dyrektorzy szkół zależą od kuratoriów, więc szkoły – nie wszystkie – się wystraszyły. Mimo że wszędzie, gdzie „Tęczowy Piątek” był organizowany, odbywało się to w porozumieniu z nauczycielami, rodzicami i uczniami, a więc z pewnością nie naruszała prawa oświatowego.

Tam, gdzie szkoły Piątku nie organizowały, uczniowie zorganizowali go oddolnie, nosząc tęczowe przypinki, skarpetki, muszki czy sznurówki. Z tą „tęczową zarazą” walczyło np. kuratorium łódzkie, wysyłając do szkoły lustratorów, którzy mieli sprawdzić, czy uczniowie nie są „dziwnie ubrani”. Bo jeśli są – to dyrekcja odpowiada za to, że do tego dopuściła.

Przypomniały mi się lata 70., kiedy dyrektorzy szkół rozliczani byli z tego, czy uczniowie nie noszą za długich włosów. Takich uczniów karano naganą lub obniżoną oceną z zachowania. W niektórych szkołach organizowano nawet przymusowe postrzyżyny: odławiano ucznia z za długimi włosami, zaciągano do gabinetu dyrektora, gdzie wystrzygano mu część włosów tak, by był pośmiewiskiem. Potem sam szedł do fryzjera, żeby to jakoś wyrównać. Tak walczono z zarazą hippisowską, niosącą liberalno-burżuazyjne idee wolności jednostki.

Teraz walczy się z „tęczową zarazą”. Jak w latach 70. akcje prześladowania za długie włosy czy kolorowy wygląd tylko umacniały młodzież w kontestacji władzy, która usiłowała odebrać jej kreatywność, indywidualizm i wolność, tak podobny efekt da akcja władzy przeciw młodzieży LGBT: afirmacja nieheteronormatywności, podobnie jak ochrona klimatu, stanie się atrybutem młodzieżowego buntu.

Walcząc z edukacją seksualną i tolerancją dla osób LGBT władza powołuje się na konstytucyjne prawo rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z przekonaniami. Dokładnie to samo prawo mają ci, którzy życzą sobie, by szkoła nauczała tolerancji i edukowała o antykoncepcji i seksualności człowieka. Rodzice mają prawo sprzeciwiać się wkładaniu dzieciom do głów nietolerancji i lęku przed seksem. Mają prawo zażądać od władz szkoły organizacji edukacji seksualnej i zajęć z tolerancji. A w razie odmowy – wnieść pozew sądowy o naruszenie dóbr osobistych w postaci prawa do wychowania dzieci według własnych przekonań.

Szczególnie jeśli w szkole w ramach lekcji o wychowaniu do życia w rodzinie przekazywane są treści homofobiczne, treści o rzekomo jedynie właściwych rolach kobiety i mężczyzny czy jedynie słusznych metodach zapobiegania ciąży.

Mocny argument za tym dała właśnie mazowiecka kurator oświaty Aurelia Michałowska. Wystosowała list do nauczycieli i rodziców, w którym – zapewne z okazji Tęczowego Piątku – pisze:

Jeżeli rodzice wiedzą o tym, że dziecko w szkole uczestniczy w wydarzeniu niezgodnym z ich wartościami, mają prawo wyrazić swój stanowczy sprzeciw. (…) Nauczyciel w realizacji programu nauczania ma prawo do swobody stosowania takich metod nauczania i wychowania, jakie uważa za najwłaściwsze spośród uznanych przez współczesne nauki pedagogiczne. (…) Proszę pamiętać, iż szkoła jest miejscem wspomagania wychowawczej roli rodziny.

A więc: stop indoktrynacji naszych dzieci!