Sąd Najwyższy unieważni orzeczenie neosędziego „dobrej zmiany”?

Sąd Najwyższy podjął kroki, które mogą zakończyć się odsunięciem od orzekania neosędziów, czyli sędziów nominowanych przez neo-Krajową Radę Sądownictwa. Dotyczy to 28 osób: siedmiu w Izbie Cywilnej, jednego w Izbie Karnej i 19 w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej, czyli cały jej skład.
Siedmioosobowy skład sędziowski Izby Cywilnej SN ma odpowiedzieć na zagadnienie prawne przedstawione w związku ze sprawą sędziego Waldemara Żurka z Sądu Okręgowego w Krakowie. Jego sprawę osądził jednoosobowo neosędzia Aleksander Stępkowski.

Pierwsze pytanie dotyczy tego, czy orzeczenie wydane przez osobę (Stępkowskiego) powołaną do SN mimo zaskarżenia konkursu, w wyniku którego neo-KRS ją wskazała, i niezakończenia tego postępowania przed Naczelnym Sądem Administracyjnym, „istnieje w znaczeniu prawnoprocesowym”? Czyli – czy jest ważne.

Drugie pytanie dotyczy tego, czy dla odpowiedzi na to pierwsze pytanie ma znaczenie fakt, że nominację owego neosędziego NSA wstrzymał do czasu rozpatrzenia przez siebie tej sprawy (prezydent zignorował to postanowienie NSA i neosędziego powołał).

Orzeczenia siedmioosobowego składu SN nie tylko wiążą skład orzekający, który zadał pytanie, ale mają moc zasady prawnej.

Gdyby siedmioosobowy skład orzekł, że rozstrzygnięcia neosędziego nie mają mocy prawnej, znaczyłoby to, że neosędziowie powołani przez prezydenta – mimo wstrzymania ich nominacji przez NSA w związku z toczącymi się postępowaniami – powinni być odsunięci od orzekania. NSA zawiesił te postępowania do czasu wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie legalności powołania i działania neo-KRS (prawdopodobnie w czerwcu).

Tymczasem miesiąc temu prezydent Andrzej Duda wydał statut Sądu Najwyższego, który nakazuje prezesom Izb SN wyznaczanie do składów neosedziów. Z tego powodu odejście z SN zapowiedział prezes Izby Karnej SN Stanisław Zabłocki. Jeśli więc SN orzeknie, że rozstrzygnięcia neosędziów są prawnie nieważne, i konsekwentnie odsunie neosedziów od orzekania – a trudno sobie wyobrazić, żeby nie słuchał własnych postanowień – to pójdzie na ostre zwarcie z PiS.

Cała sprawa wzięła się z dość wstydliwego dla SN wydarzenia. Otóż przez pięć miesięcy nie mógł się zdecydować na rozpatrzenie skargi sędziego Waldemara Żurka na przeniesienie go (w ramach represji) do innego wydziału w krakowskim sądzie. Przerzucano sobie sprawę jak gorący kartofel. Izba Pracy pozbyła się jej, przekazując do Izby Kontroli Nadzwyczajnej, złożonej wyłącznie z neosędziów. Mimo że sędzia Żurek prosił o zadanie pytania prejudycjalnego Trybunałowi Sprawiedliwości UE w sprawie ważności powołania neo-KRS i jej nominacji neosędziów.

Kiedy sędzia Żurek złożył wniosek o wyłączenie ze sprawy wszystkich sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej, Izba Cywilna, która miała go rozpatrzeć, zwlekała cztery miesiące. Aż prezydent mianował do Izby Kontroli nadzwyczajnej kolejnego neosędziego – Aleksandra Stępkowskiego, którego nie obejmował wniosek sędziego Żurka o wyłączenie. Ten zaś bynajmniej nie zwlekał i natychmiast odrzucił odwołanie sędziego Żurka o przeniesienie do innego wydziału. Wtedy z przysłowiową ręką w nocniku obudzili się sędziowie Izby Cywilnej, którzy mieli rozpatrzeć wniosek o wyłączenie. I postanowili przedstawić siedmioosobowemu składowi zagadnienie prawne, czy orzeczenia neosędziego są prawnie ważne.

Lepiej późno niż wcale.