Marsz Niepodległości nie dla PiS

Nacjonaliści i neonaziści przejęli w Polsce Święto Niepodległości. PiS, który udawał, że to jego „żołnierze”, musi się skonfrontować z faktem, że to nie on rządzi tym świętem.

Prezydent Andrzej Duda nie weźmie udziału w Marszu Niepodległości, na który wcześniej zaprosił polityków opozycji. To miał być symboliczny gest pokoju dla uczczenia stulecia odzyskania niepodległości. Wystąpili z nim też premier Mateusz Morawiecki i prezes Jarosław Kaczyński: „Chcemy, żeby 11 listopada, w Święto Niepodległości, był jeden, wspólny, wielki marsz. Widzę siebie w takim marszu razem z tymi wszystkimi, którzy reprezentują istotne kierunki polityczne” – mówił Kaczyński w Polsat News. Choć w tym samym czasie ci sami politycy na potęgę obrażali polityków opozycji (nazywając „sitwą” – premier Morawiecki, „gebaczami”, z którymi zostaną tylko ludzie „najbardziej chorzy” – Kaczyński), prowokując ich tym do odmowy. Chcieli pokazać społeczeństwu, kto ponosi winę za konflikty i podziały i odtrąca rękę wyciągniętą do – choćby chwilowej – narodowej zgody.

Dużo było rozważania, czy politycy opozycji powinni przyjąć zaproszenie, czy nie, i jak wybrnąć z pułapki zastawionej przez PiS. Mariusz Janicki i Wiesław Władyka uznali (najnowsze wydanie POLITYKI), że powinni uczestniczyć, jeśli zostaną na równych prawach dopuszczeni do przemawiania.

Tymczasem świętować w Marszu Niepodległości nie chce już sam prezydent Duda, co ogłosił w poniedziałek jego rzecznik Błażej Spychalski. Wyjaśnił, że nie było pewności, czy na Marszu nie pojawią się „inne rzeczy” niż biało-czerwone flagi.

I tu jest pies pogrzebany. Bo prezydent zapraszał wszystkich na imprezę, której organizatorem nie jest. Marsz Niepodległości od początku swego istnienia jest marszem nacjonalistów, neofaszystów i kiboli. Politycy mogą się tam wprosić, ale nie oni ustalają zasady.

Marsz Niepodległości zainicjowali Młodzież Wszechpolska i ONR. Był marginalną imprezą, dopóki – od 2010 r. – PiS nie zaprzągł go do swojej tożsamościowej propagandy. Stał się pochodem armii, którą PiS mógł mieć na swoje rozkazy. Jego liczebnością mierzono siłę ideową ówczesnej prawicowej opozycji. Miał być miarą sprzeciwu wobec idei równości, tolerancji i otwartości. Alternatywą dla tych idei miał być ksenofobiczny patriotyzm. Środowiska lewicowe i równościowe organizowały kontrdemonstracje i blokady. W reakcji uczestnicy Marszu podpalali: a to wóz transmisyjny TVN, a to budkę strażnika przy rosyjskiej ambasadzie, a to squot. Na co w 2011 r. prezydent Bronisław Komorowski zareagował (wymierzonym w kontrmanifestacje) projektem ustawy, która zakazywała dwóch zgromadzeń w tym samym miejscu. Dając pięć lat potem asumpt PiS do uchwalenia ustawy o uprzywilejowanych „zgromadzeniach cyklicznych”, których do tej pory zarejestrowano dwa: Marsz Niepodległości i miesięcznice smoleńskie (z tych ostatnich prezes PiS już zrezygnował – po kontrdemonstracjach Obywateli RP).

Zeszłoroczny Marsz Niepodległości zagraniczne media określiły jako „przemarsz 60 tys. neonazistów”, cytując transparenty: „Wszyscy równi, wszyscy biali”, „Europa tylko dla białych”, „Czysta krew”, „Biała siła”.

Uczestnicy Marszu kopali, szarpali, opluwali 15 kobiet, które w proteście siadły na trasie marszu. Wsparła ich kierowana przez rząd prokuratura, uznając, że działali powodowani zrozumiałym gniewem. Umorzyła sprawę, a kobietom postawiła zarzut przeszkadzania w legalnym zgromadzeniu.

Na imprezę o takiej tradycji politycy PiS zaprosili polityków opozycji. Sami zresztą od kilku lat w niej nie uczestniczą, bo mimo zapewnień, że to marsz „rodzinny”, nie chcą się tłumaczyć, że nie widzieli rasistowskich haseł i nie słyszeli okrzyków.

Prezydent Duda też w ostatniej chwili zdezerterował – i słusznie.

Za swoich rządów PO-PSL usiłowały stworzyć alternatywę dla Marszu. Prezydent Komorowski robił własny przemarsz „Razem dla Niepodległej” – „szlakiem pomników bohaterów narodowych zasłużonych dla niepodległości”. Przemarsz wypadał blado wobec dziesiątek tysięcy nacjonalistów. Podobnie jak defilady wojskowe przed Grobem Nieznanego Żołnierza.

Prawda jest bowiem taka, że nacjonaliści i neonaziści przejęli Święto Niepodległości. PiS, który udawał, że to jego „żołnierze”, musi się skonfrontować z faktem, że to nie on rządzi tym świętem. Skonfrontować w bolesny sposób, bo na stulecie odzyskania niepodległości.