PiS rezygnuje z wojny totalnej?

Zdumiewające, że polski rząd – po trzech latach lansowania tezy, że to demokratycznie wybrana władza polityczna – decyduje o tym, co jest zgodne z konstytucją, unijnym prawem czy ustawami, a nie „kasta sędziowska” przyznająca tę władzę jednak sądom, w tym unijnemu.

MSZ uważa, że Trybunał Konstytucyjny powinien odrzucić wniosek prokuratora generalnego w sprawie pytań prejudycjalnych. Takie stanowisko posłał do Trybunału Konstytucyjnego w odpowiedzi na wniosek prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry.

To gest polityczny. Bardzo znaczący, bo w stanowisku MSZ, który przed Trybunałem reprezentuje rząd PiS, stwierdza, że sądy mają swobodę zadawania pytań prejudycjalnych, a Trybunał Konstytucyjny ani żaden inny organ państwa nie ma prawa tych pytań oceniać. Więcej, MSZ stwierdza, że jedynym organem uprawnionym do dokonywania interpretacji unijnego prawa jest Trybunał Sprawiedliwości. Tymczasem cała retoryka PiS, łącznie z wypowiedziami prezydenta i urzędników jego kancelarii, wypowiedziami premiera i jego rzeczników, a także samego MSZ opierała się dotąd na twierdzeniu, że Polska i jej władze może suwerennie oceniać, co jest zgodne z prawem Unii, a co nie. Na tym twierdzeniu oparta jest nie tylko polemika rządu z Komisją Europejską w ramach procedury ochrony praworządności, ale też wszystko, co władze mówią o wykonaniu postanowienia tymczasowego TSUE o zawieszeniu przepisów usuwających z SN sędziów, którzy skończyli 65 lat. PiS podkreśla, że ma prawo ocenić to postanowienie pod kątem jego zgodności z prawem UE i decydować, czy i w jaki sposób zostanie wykonane.

A tu nagle pojawia się stanowisko MSZ, które w pełni podziela stanowisko SN, „klasycznych” (niewynajętych przez PiS) konstytucjonalistów i ekspertów od prawa wspólnotowego. A także Komisji Europejskiej i innych unijnych organów, z TSUE włącznie. Więcej, pojawia się w nim wątek, że ze względu na specyfikę UE kontrola jej prawa przez Trybunał Konstytucyjny powinna być ograniczona, a unijne prawo ma prymat nad konstytucją. Co prawda twierdzenie to jest przytoczone jako opinia części ekspertów, ale dla udowodnienia tezy, że wcale nie jest pewne, że konstytucja ma prymat nad unijnym prawem. Mimo że w 2005 r. Trybunał Konstytucyjny w sprawie europejskiego nakazu aresztowania orzekł, że w przypadku konfliktu miedzy prawem unijnym a konstytucją pierwszeństwo ma konstytucja. Można więc albo ją zmienić, albo wypowiedzieć traktat o UE (zmieniono konstytucję, dopisując do niej ENA).

A więc polski rząd w stanowisku MSZ poszedł naprawdę bardzo daleko, odbierając sobie antyunijne argumenty: że Unia niewłaściwie rozumie własne prawo, a polski rząd i jego eksperci robią to lepiej. I argumenty tożsamościowe: o wstawaniu z kolan, o prymacie polskiej konstytucji w każdej sytuacji i o suwerenności Polski polegającej na tym, że to rząd decyduje, jaka jest interpretacja prawa tak polskiego, jak umów międzynarodowych – z traktatem o UE włącznie. No i przyznaje sędziom pełną autonomię nie tylko w zadawaniu pytań prejudycjalnych, ale i w zawieszaniu działania przepisów, o które pyta TSUE.

Na dowód garść cytatów:

„Funkcjonowanie systemu współpracy między Trybunałem Sprawiedliwości UE a sądami krajowymi ustanowionego wart. 267 TSUE oraz zasada pierwszeństwa prawa Unii wymagają, aby sąd krajowy miał swobodę zwrócenia się do Trybunału z każdym pytaniem prejudycjalnym, jakie uważa za niezbędne, i to na każdym etapie postępowania, nawet po zakończeniu 15. postępowania wpadkowego w sprawie kontroli zgodności z konstytucją (wyrok z dnia 4 czerwca 2015 r., Kernkraftwerke Lippe-Ems, C-5/14, pkt 35 i przytoczone tam orzecznictwo). Skuteczność prawa Unii byłaby bowiem zagrożona, a zasada skuteczności (effet utile) art. 267 TSUE osłabiona, gdyby ze względu na postępowanie w sprawie kontroli zgodności z konstytucją sąd krajowy nie mógł zwrócić się do Trybunału z pytaniami prejudycjalnymi i bezpośrednio nadać prawu Unii zastosowania zgodnego z decyzją lub orzecznictwem Trybunału (zob. wyrok z dnia 4 czerwca 2015 r., Rernkraftwerke Lippe-Ems, C-5/14, pkt 36 i przytoczone tam orzecznictwo)”.

„W związku z tym, że sądy krajowe, stosując prawo unijne, są zobowiązane wykładać je w sposób autonomiczny, instytucja odesłania prejudycjalnego zapewnia jednolite stosowanie norm prawa UE i pozwala, jeśli nie wyeliminować, to z pewnością ograniczyć ryzyko rozbieżnej wykładni i w konsekwencji stosowania tych samych norm prawa UE w poszczególnych państwach członkowskich w odmienny sposób. Z wnioskiem o wydanie orzeczenia na podstawie art. 267 TSUE może zwrócić się sąd krajowy. Nie budzi więc żadnych wątpliwości, że na gruncie prawa polskiego kompetencję tę posiadają sądy powszechne, Sąd Najwyższy, sądy administracyjne czy Trybunał Konstytucyjny”.

„Trybunał wyraźnie stwierdził [wyrok TSUE w sprawie 283/81 Cilfit i in.], że jeżeli sądy te stwierdzą natomiast, że odwołanie się do prawa Unii jest konieczne w celu rozstrzygnięcia zawisłego przed nimi sporu, art. 267 TSUE nakłada na nie obowiązek przedłożenia Trybunałowi Sprawiedliwości wszystkich powstałych pytań dotyczących jego wykładni”.

„Sądy krajowe mają swobodę w wykonywaniu tego uprawnienia na każdym etapie postępowania, jaki uznają za stosowny (zob. wyroki: z dnia S października 2010 r., Ełczinow, C-173/09, pkt 26 i przytoczone tam orzecznictwo; a także z dnia 11 września 2014 r., A, C-112/13, pkt 39 i przytoczone tam orzecznictwo). Wybór najwłaściwszego momentu dla skierowania do Trybunału pytania prejudycjalnego należy bowiem do wyłącznej właściwości sądów krajowych (zob. wyroki: z dnia 15 marca 2012 r., Sibilio, C-157 /11, pkt 31 i przytoczone tam orzecznictwo; a także z dnia 7 kwietnia 2016 r., Degano Trasporti, C-546/14, pkt 16)”.

„O tym, czy pytania prejudycjalne kierowane przez sądy krajowe są dopuszczalne, decyduje Trybunał Sprawiedliwości UE. Sąd krajowy, do którego należy w ramach jego kompetencji stosowanie przepisów prawa Unii, zobowiązany jest zapewnić pełną skuteczność tych norm, w razie konieczności z własnej inicjatywy nie stosując wszelkich sprzecznych z nimi przepisów prawa krajowego, także późniejszych, bez potrzeby zwracania się o ich uprzednie usunięcie w drodze ustawodawczej lub w ramach innej procedury konstytucyjnej ani oczekiwania na usunięcie wspomnianych przepisów (zob. w szczególności ww. wyrok w sprawie Simmenthat pkt 21, 24; wyroki: z dnia 20 marca 2003 r. w sprawie C-187 /00 Kutz-Bauer, pkt 73; z dnia 3 maja 2005 r. w sprawach połączonych C-387 /02, C-391/02 i C-403/02 Berlusconi i in., pkt 72; a także z dnia 19 listopada 2009 r. w sprawie C-314/08 Filipiak, pkt 81)”.

Może PiS przestraszył się oskarżeń o zamiar polexitu, które mogą przyczynić się do jego klęski wyborczej? Może to próba pokazania Unii „dobrej woli” przed kolejnymi dyskusjami w ramach procedury ochrony praworządności i – wyznaczonym na 16 listopada – posiedzeniem TSUE w sprawie pytań prawnych Sądu Najwyższego i dalszym losem wniosku o zabezpieczenie tymczasowe? Może to element procesu odsuwania od władzy Zbigniewa Ziobry?

Tak czy inaczej jest to posunięcie świadome, bo gdyby miało służyć jedynie zapobiegnięciu wydania orzeczenia przez Trybunał Konstytucyjny, wystarczyłoby wydać takie polecenie jego kierownictwu. Nikt chyba nie wątpi, że owo kierownictwo słucha nie ministra Ziobry, ale Jarosława Kaczyńskiego.

A więc wygląda na to, że po trzech latach PiS zmienia paradygmat walki totalnej. Opór ma sens.

Czytaj więcej: Mobilizacja wyborców opozycji w metropoliach źle wróży PiS przed wyborami europejskimi. Słychać zatem, że partia rządząca nie wyklucza złagodzenia kursu i ustępstw wobec Unii