Sejm własnością marszałka i PiS

Sąd uznał, że marszałek Sejmu może dowolnie decydować, kogo wpuści do Sejmu, a kogo nie. Dziś sąd odrzucił zażalenie na odmowę wszczęcia przez prokuraturę śledztwa w sprawie niewpuszczenia do Sejmu dziennikarzy podczas majowych protestów osób niepełnosprawnych.

To była połączona sprawa trzech doniesień: mojego, Daniela Flisa z OKO.Press i Fundacji Press Club Polska.

Argumentowaliśmy, że marszałek dowolnymi zakazami wpuszczania do Sejmu dziennikarzy i w ogóle obywateli (jest np. imienna lista Obywateli RP niewpuszczanych do Sejmu) popełnia przestępstwo nadużycia władzy przez złamanie prawa prasowego, które zakazuje utrudniania dziennikarzom gromadzenia informacji, ustawy o dostępie do informacji publicznej i konstytucyjne prawo dostępu obywateli do posiedzeń wybieralnych organów.

Ja swoją skargę złożyłam po spontanicznym proteście dziennikarzy 9 maja pod Sejmem, kiedy to nie tylko nie wpuszczono mnie do Sejmu (otoczonego barierkami i kordonem policji), ale nawet udaremniono ubieganie się o przepustkę – Biuro Przepustek jest na terenie Sejmu, a tam policja nie wpuszczała, powołując się na decyzję dowódcy Straży Marszałkowskiej.

Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania, uznając, że marszałek Sejmu ma prawo dowolnie ograniczać dostęp dziennikarzy i w ogóle obywateli do Sejmu.

Reprezentujący mnie pro bono adwokat Paweł Osik z kancelarii Pietrzak-Sidor argumentował dziś przed sądem, że marszałek ograniczył swoim zarządzeniem konstytucyjne prawa i wolności, podczas gdy konstytucja stanowi, że nie można tego robić inaczej niż ustawą. W dodatku zrobił to dowolnie i nieproporcjonalnie do sytuacji, powołując się na bliżej niesprecyzowane zagrożenie związane z protestem osób niepełnosprawnych. Ja argumentowałam, że nie chodzi o jednostkowy przypadek, bo niewpuszczanie do Sejmu stało się za rządów marszałka Kuchcińskiego stałym sposobem ograniczania kontroli obywatelskiej działań Sejmu, ilekroć dzieje się tam coś, co bulwersuje opinię publiczną. Tak było np. podczas „głosowania kolumnowego” w grudniu 2016 r., ustaw sądowych czy ustawy zakazującej aborcji.

Dlatego uważam, że tę praktykę marszałka powinien ocenić niezawisły sąd. A odmowa wszczęcia postępowania przez prokuraturę to udaremnia. Gdyby sąd nakazał prokuraturze wszcząć śledztwo, a ona i tak by je umorzyła – pokrzywdzeni, czyli ja, Daniel Flis i Press Club Polska, moglibyśmy sami wnieść do sądu akty oskarżenia przeciwko marszałkowi.

Sędzia Marcin Kosowski przyznał jednak rację prokuraturze. Zgodził się z jej argumentacją, że marszałek ma „blankietowe” (czyli dowolne) upoważnienie w regulaminie Sejmu do wydawania zarządzeń związanych z porządkiem i bezpieczeństwem na terenie Sejmu. Nie zajął się oceną faktu, że prokuratura nie zbadała, czy w tym przypadku pokrzywdzeni (czyli dziennikarze) rzeczywiście stanowili jakieś zagrożenie albo czy takie zagrożenie stanowiły osoby protestujące w Sejmie. Uznał, że na protest w Sejmie marszałek nie miał wpływu – co niekoniecznie dowodzi, że było jakieś zagrożenie.

Sędzia Kosowski nie oceniał też, czy to, że upoważnienie w regulaminie Sejmu jest „blankietowe”, nie narusza konstytucji, a konkretnie zasady zaufania do państwa i stanowionego przezeń prawa i określoności przepisów prawnych. A więc – czy nie zasługuje jednak na dogłębne przeanalizowanie w prokuratorskim śledztwie (przypomnę: prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania). Stwierdził jedynie, że Sejm jest autonomiczny, ma konstytucyjne uprawnienie do uchwalania własnego regulaminu i nikt poza samym Sejmem nie może tego regulaminu kontrolować, także co do jego zgodności z konstytucją.

Wreszcie – podobnie jak prokuratura – stwierdził, że konstytucyjne prawo dostępu do posiedzeń kolegialnych organów nie zostało udaremnione, bo przecież istnieją stenogramy z obrad Sejmu czy sejmowych komisji, a także transmisje internetowe (tu nie zauważył, że w tej kadencji Sejmu rozpowszechnił się obyczaj wyłączania mikrofonu, ilekroć posłowie opozycji mówią coś, co nie podoba się partii rządzącej).

Postanowienie jest ostateczne.

Można powiedzieć za Grekiem Zorbą: piękna katastrofa. Sąd postanowił się samoograniczyć w swojej władzy, stwierdzając, że pierwsza władza jest całkowicie suwerenna i niekontrolowalna. Czyli de facto, zaprzeczając konstytucyjnej zasadzie równości, wzajemnej kontroli i równoważenia się władz.

Szczęściem jednak ostatnio sędziowie coraz częściej władzy kontroli ustawodawcy używają – ot, choćby sprawa pytań prejudycjalnych Sądu Najwyższego do Trybunału Sprawiedliwości UE.

Sędzia Kosowski otworzył nam drogę do Trybunału Praw Człowieka. Ma to tę wadę, że Trybunał nierychliwy i wyrok – mam nadzieję korzystny dla obywatelskiego prawa do kontroli władzy – będzie pewnie za parę lat, kiedy nie będzie już rządu Prawa i Sprawiedliwości. Jest jednak dość prawdopodobne, że kolejne władze będą utrzymywać i rozwijać praktykę ograniczania dziennikarzom i pozostałym obywatelom dostępu do parlamentu. Koncepcja, że suwerenem nie jest naród, ale zwycięska partia, może się okazać nader atrakcyjna.