Stój, Straż Marszałkowska strzela!

Od 20 maja Straż Marszałkowska będzie mogła skuteczniej bronić Sejmu przed obywatelami: strzelać, razić paralizatorami, bronią gazową i inną „niepenetrującą”, używać granatów hukowych, psów, koni i pojazdów mechanicznych do rozpędzania obywateli, zakuwać w kajdanki.

Ustawa o Straży Marszałkowskiej, inspiracją dla której były próby wejścia na teren Sejmu Obywateli RP, wchodzi w życie w idealnym momencie. Istniało bowiem zagrożenie, że 1 czerwca, w dzień Dziecka, przedstawiciele Sejmu Dzieci i Młodzieży spróbują się wedrzeć do Sejmu mimo zakazu. Straż Marszałkowska jest więc na to przygotowana: zwarta, gotowa i uzbrojona po zęby.

Straż dostała uprawnienia policyjne. Z wyjątkiem prawa do czynności operacyjnych, jak podsłuchy czy werbowanie agentów. Ale niezupełnie…

Ustawę można bowiem czytać tak, że ma do tych działań prawa, tyle że nie musi pytać sąd o zgodę, jak muszą to – przynajmniej teoretycznie – robić policja i służby specjalne. Ustawa mówi bowiem, że Straż Marszałkowska może prowadzić działania „prewencyjne”. I korzystać z danych gromadzonych przez zainstalowane w Sejmie i Senacie urządzenia monitorujące. Czyli podglądać i podsłuchiwać. A przy dzisiejszym stopniu doskonałości technologicznej tych urządzeń są one de facto klasycznymi środkami inwigilacji pozwalającymi śledzić i podsłuchiwać konkretne osoby. Teraz służą np. do inwigilacji przez 24 godziny na dobę osób protestujących w Sejmie.

Sejm na podglądzie i podsłuchu, zamknięty dla obywateli, otoczony zasiekami, z uzbrojoną w ostrą amunicję Straż Marszałkowską – to polski patent na demokrację.