Koniec karmienia kłamstwa smoleńskiego
Komisja smoleńska Macierewicza ma być nie tylko zlikwidowana, ale i rozliczona. To musiało się kiedyś stać. Ale jeśli ktoś liczy na pociągnięcie do odpowiedzialności Antoniego Macierewicza, to może się przeliczyć.
„Dzisiaj, 15 grudnia, to koniec kłamstw w imieniu państwa polskiego. To jest koniec wydatkowania setek milionów złotych na działalność, która nie ma nic wspólnego z wyjaśnianiem przyczyn katastrofy, ale ma wiele wspólnego z polityką” – powiedział wiceszef MON Cezary Tomczyk, dodając, że członkom podkomisji oraz przewodniczącemu zostają cofnięte wszelkie pełnomocnictwa i upoważnienia, a do 18 grudnia mają rozliczyć się ze sprzętu i działań, które podejmowali.
Wiemy, że komisja czy właściwie podkomisja „smoleńska” kosztowała ponad 31 mln zł. Wiemy, że to pieniądze wyrzucone w błoto, bo raporty „cząstkowe” i projekt (?) raportu końcowego są zmanipulowane i nie wyjaśniają niczego. Nie wyjaśniają nawet, na co wydano te miliony z pieniędzy podatników. Analiza raportu końcowego zawarta w dokumencie TVN Piotra Świerczka „Siła kłamstwa”, w której przedstawiono celowo pominięte dowody, analiza niezwykle drobiazgowa i fachowa, oparta na dokumentach zgromadzonych przez samą komisję, jest właściwie gotowym aktem oskarżenia. A raczej byłaby, gdyby nie to, że – jak zwykle – PiS zadbał o nieodpowiedzialność swoich ludzi.
Zrobił to według wypróbowanego wzorca z pierwszych rządów w przypadku tzw. raportu z likwidacji WSI. Umocowanie prawne Macierewicza i innych twórców raportu było tak skonstruowane, by nie odpowiadali za swoje czyny: ani karnie, ani materialnie. Dlatego pokrzywdzeni raportem, owszem, wygrywali w sądzie odszkodowania, ale płacił je MON, a przepraszał ówczesny szef MON Tomasz Siemoniak.
Sądy stwierdzały bowiem, że nie można Macierewicza uznać winnym przestępstwa urzędniczego: nadużycia władzy (art. 231 kk), bo formalnie nie działał jako funkcjonariusz publiczny. Nie może też odpowiadać za poświadczenie nieprawdy w dokumencie (art. 271 kk), bo raport nie był formalnie „dokumentem”. Komisja Likwidacyjna działała przy ministrze obrony i miała nieokreślony status prawny, a Macierewicz nie był w niej formalnie zatrudniony i nie pobierał za pracę w komisji „wynagrodzenia”, jedynie „diety”. Raport końcowy nie spełniał natomiast definicji „dokumentu”, bo nie stanowił „dowodu (…) okoliczności mającej znaczenie prawne”. Był jedynie dokumentem analitycznym. Z oboma tymi ustaleniami sądów można polemizować – wydaje się, że poszły po linii najmniejszego oporu. Ale fakt faktem, że Macierewicz uniknął odpowiedzialności karnej i cywilnej za nadużycie władzy i skrzywdzenie ludzi, których nazwiska – wbrew prawu – zamieścił w raporcie z likwidacji WSI. I że przyjęta wtedy linia rozumowania sądów jest gotowcem do wykorzystania także w sprawie podkomisji smoleńskiej.
Podkomisja smoleńska, podobnie jak ta do likwidacji WSI, działa przy ministrze obrony narodowej, który ją powołał, zapewniał jej warunki działania i pokrywał wydatki. Podkomisja nie miała własnego budżetu. Była częścią Państwowej Komisji ds. Badania Przyczyn Wypadków Lotniczych. Jej członkowie nie byli „pracownikami”, nie dostawali pensji, tylko diety. Jeśli okaże się, że pieniądze marnotrawiono, to odpowiadać będzie za to ten, kto podpisywał zgody na wypłacanie podkomisji pieniędzy i nie pilnował racjonalności tych wydatków – prawdopodobnie Mariusz Błaszczak. A poświadczenia nieprawdy w dokumencie nie ma, bo „raport” nie został formalnie ogłoszony do dzisiaj. Jest na stronie MON, ale nie do końca wiadomo, jaki jest jego status.
Oczywiście tym razem prokuratura i sądy mogą wykorzystać istniejące w prawie inne możliwości interpretacyjne i uznać jednak, że Macierewicz działał jako funkcjonariusz publiczny za publiczne pieniądze i spowodował szkody finansowe. Czy zechcą zejść z wydeptanej już, wygodnej ścieżki?
Dobrze by było, bo nieodpowiedzialność nie tylko demoralizuje, ale też wyłącza hamulce rządzących. I dlatego, że problem jest szerszy: mnożone przez PiS instytuty, fundacje spółek skarbu państwa, fundusze i komisje, były przepompowniami publicznych pieniędzy, a ich władze nie mają statusu funkcjonariuszy.
Największą szkodą, jaką uczyniła podkomisja Macierewicza, nie są straty finansowe, ale społeczne: tworzenie i utrwalanie nawet nie podziałów, ale konfliktów społecznych. Za to można Antoniego Macierewicza ukarać jedynie moralnie. Choć wątpliwe, żeby się tym przejął.
Nie znaczy to, że audyt w jego podkomisji nie jest potrzebny. Przeciwnie: jest niezbędny, bo ludziom należy się informacja. A infamia, moralne potępienie też są karą. To zresztą ulubione narzędzie PiS i Antoniego Macierewicza, tyle że w ich przypadku oparte nie na audytach, a na kłamstwach i manipulacjach.
Komentarze
Komisja „lex Tusk” lub komisja sledcza powinna zajac sie Macierewiczem i jego rosyjskimi wplywami bo sa one co nalmniej zastanawiajace.Jego teczka w IPN jest zastanawiajaco uboga jak na „opozycjoniste”.
To znaczy, że jeśli ktoś nie był funkcjonariuszem publicznym to może działać na szkodę państwa? A odpowiedzialność cywilna? Mam rozumieć, ze sprytne działanie pisowców stanie się kanonem prawnym?
brał pieniądze budżetowe to znaczy że jest pracownikiem i jako taki odpowiada za swoje działanie
W rodzinie podział na wyznawców zamachu się nie zmienił. Wczoraj jeszcze raz musieliśmy wysłuchać wykładu o Putinie mordercy Lecha, na co potwierdzeniem o jest jego atak terrorystów na szkołę w Czeczenii oraz wojna w Ukrainie. Frakcja rodzinna jest związana z kościołem, gdzie im to wszystko wpaja facet w nowym złotym ornacie, popijający z nowego złotego kielicha. So tego Tusk i Polska zmuszona do pobierania pieniędzy z Unii, które są faktycznie ogromnymi długami na przyszłość. Tego betonu nie skruszysz.
Czas najwyzszy rozliczyc szarlatana.
A dlaczego Macierewicz nie był oskarżony o zdradę państwa ? Przeciez ten jego raport podawał nazwiska agentów, ujawniał dane z pracy wywiadu. Myślęże po prostu nikomu sie nie chciało. Z lenistwa uznano że Antoni jest czubkiem zamiast przyjąć że on gra czubka by móc szkodzić. Jego tzw działalność opozycyjna też na to wskazuje, funkcjonował jawnie , został internowany ale z interny sobie wyjechał i nikt z SB i MO jego nie szukał. A ludzie z jego otoczenia wpadali jak muchy.
Mniejsza o Macierewicza, prędzej czy później znajdzie się ścieżka prawna umożliwiająca pociągnięcie go do odpowiedzialności za krętactwa i świadome zakłamywanie dobrze mu znanych ekspertyz wykluczających majaki zamachowe. Znacznie ważniejsze jest doprowadzenie do publikacji tych ekspertyz, tak aby wyznawcy kultu smoleńskiego mieli szansę dostrzec w jakie bzdury wierzyli.