Nie żyje Ewa Wanat

Dziennikarka radiowa i telewizyjna, felietonistka, autorka reportaży filmowych, pisarka, redaktorka, aktorka, skandalistka.

Migotliwa, niepoprawna, irytująca, fascynująca. Żyjąca łapczywie, intensywnie. Tak pełna życia, jak tylko można. – Czy możecie uwierzyć, że ja umrę? – spytała latem, kiedy wykryto u niej raka z przerzutami wszędzie. – Bo ja nie wierzę – dodała. Fakt, trudno w to uwierzyć. Myślę, że po prostu przeniknęła do świata równoległego – i tam robi zamieszanie.

W śmierć nie wierzyła do końca. Walczyła – jak zresztą przez całe życie. Zbuntowana, uparta, waliła głową w mur, i bywało, że go przebijała. Tym razem nie przebiła.

Szalona i rozsądna. Gorące emocje, mądry osąd. Wszystko, wszędzie, naraz. Karuzela do zawrotu głowy. Była z aktorskiej rodziny, może stąd wzięła się jej naturalna „sceniczność”: performance, komedia, dramat, moralitet w jednym. Sama też grała – jako studentka była jednym z „dzieci Teatru Ósmego Dnia”. Kiedy bliżsi i dalsi znajomi zebrali dla niej pieniądze na leczenie, poruszona kręciła głową: – Za co ludzie mnie lubią, kiedy ja taka wredna jestem? Powiedziałam jej, że jest jak refren piosenki: wchodzi w krew, tworzy nastrój, za którym się chcąc nie chcąc podąża. Wredna nie była, przeciwnie – empatyczna. Ale też straceńczo szczera – tak publicznie, jak towarzysko. Była tą osobą, która mówi to, co inni myślą, ale nie powiedzą. Popadała przez to w kłopoty, ale, niezmiennie harda, nie żałowała. Miała w sobie siłę kreacji i destrukcji. Inspirująca i twórcza.

To ona stworzyła dzisiejszą formułę Radia TOK FM, którego redaktorką naczelną była przez 11 lat, do 2012 r. Stworzyła radiodebaty przebijające światopoglądowe bańki. Wprowadziła pierwszą w radiu ogólnopolskim cotygodniową audycję robioną przez osoby LGBT+. Nadawana była (i jest do dziś) późnym wieczorem, żeby nie było protestów, bo w naszym pięknym kraju nad Wisłą temat bywał uważany za gorszący. Audycja nazywa się symbolicznie: „Lepiej późno niż wcale”.

Stworzyła też z seksuologiem Andrzejem Depką cykl „Kochaj się długo i zdrowo”, oswajających temat seksu rozmów z udziałem słuchaczy: afirmacja radości z własnego ciała i seksualności oraz edukacja w jednym. Potem, w 2021 r., powstała z tego książka „Chuć, czyli normalne rozmowy o perwersyjnym seksie”. Wcześniej, w latach 90., w Poznaniu współtworzyła dzisiejsze Radio Eska (wtedy S-Poznań), do poznańskiego dodatku „Gazety Wyborczej” pisała recenzje teatralne, współpracowała z TVP Poznań jako reporterka i publicystka, robiła dokumenty i reportaże dla TVP1 i TVP2, współtworzyła kilkanaście spektakli pokazywanych na poznańskim Festiwalu Teatralnym Malta. Czas jakiś w „Pytaniu na śniadanie” TVP2 prowadziła cykl „Kobiecy punkt widzenia”. Przez dwa lata – do 2015 r. – szefowała i robiła programy publicystyczne w Radiu RDC. Potem założyła z Rafałem Betlejewskim i Tomaszem Stawiszyńskim społeczne internetowe radio „Medium Publiczne”. Jego misja była taka jak nazwa: przestrzeń, w której się rozmawia o wszystkim, co ważne i ciekawe, bez cenzury i chorej, czyli zakłamanej, toksycznej poprawności. I bez komercji, bo nie chodziło o pieniądze.

Potem przeniosła się do Berlina.

W Niemczech mieszkała lata temu, jeszcze za PRL, studiując teatroznawstwo na Uniwersytecie Ludwika i Maksymiliana w Monachium. Teraz w Berlinie robiła reportaże o Polsce dla publicznej telewizji ARD, ale przede wszystkim zajęła się pisaniem książek. Powiedziała, że właśnie o tym zawsze marzyła. Napisała cztery. Pierwsza, „Biało-czarna” – o tym, że w Polsce jest właśnie tak: biało-czarno. Każdy jest w którymś z toczących wojnę obozów, liczy się lojalność, nie myślenie. To były rozmowy z osobami, które uważały, że te podziały trzeba przekraczać. Z tej książki była dumna i żałowała, że nie wywołała większej debaty.

Ewa przekraczała podziały. Nie odmawiała udziału w programach publicystycznych mediów, nazwijmy je: „narodowych”, bo uważała, że warto rozmawiać.

Za „Deutsche nasz. Reportaże berlińskie” (2018) o tym, jak Niemcy radzą sobie z problemem migracji (znowu: superaktualny i arcyważny temat), dostała nagrodę im. Beaty Pawlak przyznawaną przez Fundację im. Batorego. Dostała zresztą wiele nagród i wyróżnień, m.in. Nagrodę Hiacynta Fundacji Równość „za dziennikarstwo otwarte, odważne, pełne otwartości na problemy społeczne” i Złoty Krzyż Zasługi za działanie na rzecz rozwoju wolnych mediów w Polsce. A w 2011 r. została jedną ze 100 najbardziej wpływowych osób w Polsce w rankingu tygodnika „Wprost”.

Po „Deutsche nasz” były wspomniana „Chuć” (2021) i ostatnia książka: „Pieprzyć wstyd. Historia rewolucji seksualnej” (2022). Na spotkania autorskie jeździła nawet, kiedy dostała diagnozę i wyrok: trzy miesiące. Przeżyła blisko pół roku. Ogoliła głowę i wyglądała pięknie. Uparła się żyć. Co kilka tygodni dowiadywała się, że kolejna chemia zawiodła, i natychmiast pytała: co jej dalej zaproponują? Kiedy zaproponowali już tylko więcej morfiny, zbuntowała się: – Przecież nie mogę ciągle spać, mam niewiele czasu na życie! Wszystko, wszędzie, naraz.