W sprawie praworządności kręcimy się w kółko

Pieniądze na KPO może będą. Ale co z powstrzymaniem degradacji sądownictwa? Kolejna przegrana władzy w sprawie „reform” w sądownictwie potwierdza, że PiS patologizuje wymiar sprawiedliwości, łamiąc unijne prawo. Tylko: co dalej?

Wyrok TSUE w sprawie ustawy kagańcowej potwierdza dotychczasowe orzecznictwo TSUE w sprawach pisowskich reform wymiaru sprawiedliwości: że sędziowie nie mogą być karani za orzekanie, że mają prawo, a nawet obowiązek z urzędu badać prawidłowość składu sądu, że przepisy dyscyplinarne nie mogą pozwalać na ściganie sędziów za wykonywanie obowiązków i że sąd dyscyplinarny musi dawać gwarancje bezstronności i niezawisłości, czego nie dawała ani Izba Dyscyplinarna SN, ani (co można wyinterpretować z wyroku) nowa Izba Odpowiedzialności Zawodowej SN.

Przygotowana przez PiS i czekająca w Trybunale niegdyś Konstytucyjnym na rozpatrzenie z wniosku prezydenta kolejna nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym teoretycznie może spełniać te wymogi, bo zakazuje karania sędziów za kwestionowanie legitymacji neosędziów do orzekania i za stosowanie orzeczeń TSUE. Ale stan praworządności w Polsce będzie w podobnym miejscu, co dzisiaj: cały ciężar walki z państwem o nasze prawo do bezstronnego, spełniającego unijne standardy sądu będzie spoczywał na barkach sędziów sprzeciwiających się upolitycznieniu sądownictwa. Nadal bowiem funkcjonować w nim będą neosędziowie, których wciąż przybywa i którzy w niektórych sądach stanowią już większość. I choć legitymację do sądzenia odebrał im już w kilku wyrokach Europejski Trybunał Praw Człowieka, jak dotąd Komisja Europejska nie zdecydowała się zaskarżyć do TSUE legalności neosędziów i nominującej ich neo-KRS.

Patologizacja sądownictwa w Polsce może się spokojnie toczyć dalej. Ustawa czekająca w Trybunale niegdyś Konstytucyjnym przekazująca sędziowskie sądownictwo dyscyplinarne do NSA (pomijam niekonstytucyjność tego rozwiązania) bez wymogu, że spraw tych nie mogą sądzić neosedziowie, powoduje, że nadal krążyć będziemy w kółko: władza mianuje nie-sędziów, sędziowie ich kwestionują, a oni sądzą dalej.

W najnowszym wyroku TSUE podkreśla – podobnie jak we wcześniejszych wyrokach, m.in. w sprawie Malty z 2021 r., że „przy wykonywaniu swojej kompetencji w zakresie organizacji wymiaru sprawiedliwości państwa członkowskie mają bowiem obowiązek dotrzymywać zobowiązań wynikających dla nich z prawa Unii. Są zatem obowiązane nie dopuścić do pogorszenia, z punktu widzenia wartości państwa prawnego, swojego ustawodawstwa w dziedzinie organizacji wymiaru sprawiedliwości poprzez powstrzymanie się od przyjmowania przepisów, które mogłyby naruszać niezawisłość sędziowską”. To oznacza, że państwa nie mogą zmniejszać niezależności sądów i gwarancji niezawisłości sędziów w stosunku do stanu, w jakim wstępowały do Unii. Pisowska reforma od początku tę sytuację pogarszała, w szczególności przez zmianę sposobu nominowania sędziów z mieszanego (sędziowsko-politycznego) na czysto polityczny. Jednak ani Komisja Europejska nie zdecydowała się postawić kropki nad „i” i zaskarżyć neo-KRS-u do TSUE, ani TSUE przy okazji rozpatrywanych do tej pory pytań prejudycjalnych polskich sądów tej kropki nad „i” nie postawił, zostawiając wszystko na barkach walczących o niezawisłość sędziom. KE i TSUE skupiły się na obronie sędziów przed karaniem za weryfikowanie neosędziów, ale nie próbują powstrzymać procesu degradacji niezależności sądownictwa, eliminując z systemu neo-KRS.

Julii Przyłębskiej może się udać zebranie jedenastu członków TnK skłonnych orzekać w sprawie wniosku prezydenta. Po wyroku TSUE mają uproszczoną sytuację, choć nie należy się spodziewać jednomyślności w sprawie konstytucyjności przekazania sądownictwa dyscyplinarnego dla sędziów do NSA. Czy wtedy Unia uzna sytuację za wystarczającą do odblokowania pieniędzy na KPO? PiS sam sobie mocno skomplikował sytuację ustawą o komisji do badania wpływów rosyjskich. Unia nie może udawać, że nie widzi, jak drastycznie pogarsza ona poziom praworządności w Polsce, szczególnie w kontekście nadchodzących wyborów. I to także wtedy, gdyby parlament uchwalił prezydencką nowelizację. Przewodnicząca KE Ursula von Der Leyen już się sprawą zainteresowała.