Pegasus, pęknięta płyta i zasada bezkarności

Wydawałoby się, że prokuratura jest od gromadzenia dowodów w celu wykrywania i ścigania przestępstw i ich sprawców. Prokuratura Ziobry ma nową specjalizację: niszczenie dowodów, żeby uchronić winnych przed odpowiedzialnością. Tak przynajmniej można było zinterpretować zaginięcie dowodu w śledztwie dotyczącym zderzenia się fiata seicento z kolumną BOR wiozącą premier Beatę Szydło. Teraz okazało się, że uległa zniszczeniu będąca w rękach prokuratury płyta, na którą CBA przegrało zhakowaną Pegasusem zawartość telefonu ówczesnego szefa sztabu wyborczego Krzysztofa Brejzy. Zawiadomił o tym sam Brejza.

Płyta mogła być w przyszłości bezpośrednim dowodem na nadużycie władzy przez prokuraturę i CBA. Nadużycie polegające na nieuzasadnionej procesowo inwigilacji Krzysztofa Brejzy podczas kampanii wyborczej w 2019 r., przekraczaniu ustawowych ram kontroli operacyjnej za pomocą użycia narzędzia (Pegasus) mającego niedopuszczone w polskim prawie funkcjonalności i wreszcie – fałszowaniu materiału z tej inwigilacji i upublicznianiu go za pomocą rządowych mediów po to, by skompromitować szefa wyborczego sztabu konkurencyjnej partii.

Dowód na nadużycie władzy przez prokuraturę i CBA był we władaniu prokuratury – i został nieodwracalnie zniszczony. Oczywiście nie ma dowodu, że zniszczyła go prokuratura, podobnie jak nie ma go w sprawie wypadku Beaty Szydło. Ale sam fakt zniszczenia dowodu, za który odpowiedzialna była prokuratura, można uznać za przestępstwo niedopełnienia obowiązków lub przynajmniej wykroczenie służbowe. O ile wiadomo, nikt za to nie odpowiedział. Czyżby zadziałała zasada „za dobro nie karzemy”, wyrażona przez byłego wiceministra sprawiedliwości  Łukasza Piebiaka w esemesowiej korespondencji z „Małą Emi”, obecnie skruszoną wykonawczynią akcji hejterskiej przeciwko sędziom?

Oczkiem w głowie obecnej władzy jest zapewnienie sobie bezkarności. Co i raz do różnych ustaw doczepia przepisy z serii „bezkarność plus”, a zaczęło się od sprawy odpowiedzialności premiera Morawieckiego za nadużycie władzy w ramach organizacji tzw. wyborów kopertowych i odpowiedzialności funkcjonariuszy rządu za szereg afer związanych z zakupami sprzętu podczas pandemii. A jeszcze wcześniej, w 2016 r., Zbigniew Ziobro nowym prawem o prokuraturze zapewnił sobie bezkarność łamania prokuratorskiej niezależności i manipulowania informacjami ze śledztw. A następnie zadbał o uchwalenie „lex Obajtek”, dzięki któremu jego prokuratura mogła wycofać z sądu toczącą się już sprawę przeciwko m.in. Danielowi Obajtkowi za nadużycia finansowe.

Najnowszym  osiągnięciem jest „lex Kaczyński”, dzięki któremu Jarosław Kaczyński nie musi wykonać wyroku sądu, zobowiązującego go do przeproszenia Romana Giertycha. A przy okazji czyni bezsensownym domaganie się publikacji przeprosin, bo teraz będzie się je publikowało w niedostępnym dla zwykłego zjadacza chleba „Monitorze Sądowym”, obok ogłoszeń o licytacjach komorniczych.

Drugim skutecznym i wypróbowanym już przez władze PRL sposobem na zapewnienie bezkarności ludziom władzy jest niszczenie i fałszowanie zgromadzonych przez prokuraturę dowodów. Ta metoda posłużyła np. do obrony przed odpowiedzialnością milicjantów, którzy pobili na śmierć Grzegorza Przemyka. Za jego śmierć skazano sanitariuszy z pogotowia.

Dzięki uszkodzeniu płyty z dowodem za wypadek premier Szydło nie odpowiedział funkcjonariusz BOR, który nie dopilnował, by kolumna rządowych samochodów miała włączone sygnały dźwiękowe podczas przejazdu.

Dzięki uszkodzeniu płyty będącej dowodem na przekroczenie uprawnień przez prokuraturę i CBA wobec Krzysztofa Brejzy funkcjonariusze mają nadzieję nie odpowiedzieć ani teraz, ani w przyszłości.

Ale Mariusz Kamiński i Michał Wąsik stanęli przed sądem za nadużycie władzy, gdy usiłowali dać pretekst do usunięcia z rządu ówczesnego ministra rolnictwa Andrzeja Leppera. I będzie to możliwe także w przypadku nadużycia władzy w stosunku do Krzysztofa Brejzy i reszty osób pokrzywdzonych inwigilacją Pegasusem. Kamińskiemu i Wąsikowi bezkarność zapewnił – ułaskawiając ich – prezydent Duda. Ale funkcjonariusze, którzy bez procesowego uzasadnienia inwigilowali Pegasusem politycznie wyselekcjonowane ofiary, mogą już na niego nie trafić.

Na razie władza zastosowała tymczasowy środek bezkarnościowy: odsunęła ich w cień z nadzieją, że sprawa przyschnie. Jak ustalili reporterzy „Superwizjera” TVN, większość z tych, którzy brali udział w inwigilacji Brejzy Pegasusem, odeszło ze służby i znalazło intratne posady w grupie Orlen.

PRL pełną gębą.