Manowska ofiarą władzy i sędziów
Pierwsza prezes SN Małgorzata Manowska w weekendowym wywiadzie dla PAP nazywa sędziów, którzy stosują się do orzeczeń TSUE i odmawiają uznania za sędziów osób mianowanych z rekomendacji neo-KRS, „ekstremistami, którym w ogóle nie zależy na porozumieniu i przywróceniu jakiegoś ładu w wymiarze sprawiedliwości”.
Tym samym mianem obdarza też jakąś niezidentyfikowaną „grupę”, która ciągnie w drugą stronę. Sama zaś stawia się w roli osoby zatroskanej o dobro wymiaru sprawiedliwości i wzywa władze publiczne, „które dysponują inicjatywą ustawodawczą, do pilnego podjęcia stosownych działań ustawodawczych. Są one konieczne w celu normalizacji sytuacji i likwidacji tego wielkiego konfliktu wokół wymiaru sprawiedliwości”. Dalej prezes Manowska grozi swoją dymisją, jeśli władza sytuacji nie rozwiąże.
Najwyraźniej nie zalicza władzy, która od sześciu lat dewastuje kolejnymi „inicjatywami legislacyjnymi” sądownictwo w Polsce, do owej grupy ekstremistów-antagonistów. Pozostaje jej tajemnicą, kto jest „ekstremistą” z owej „drugiej strony”. Chyba że jest to figura retoryczna w ramach modnego „symetryzmu” mającego markować bezstronność.
Dalej Manowska grozi zawieszeniem sędziom Izby Karnej SN Tomaszowi Artymiukowi, Jarosławowi Matrasowi i Barbarze Skoczkowskiej, którzy w zeszłym tygodniu uchylili postanowienie neosędziego Izby Karnej jako wydane przez osobę nieuprawnioną: „Rozważam obecnie, jakie kroki w tej sprawie będą najbardziej adekwatne. Nie wykluczam nawet odsunięcia tych sędziów od orzekania, przy czym chcę podkreślić, że byłaby to dla mnie bardzo trudna decyzja. (…) Poza tym nie mam ochoty wykreować niektórych moich kolegów na politycznych męczenników, choć widzę wyraźnie, że bardzo o to zabiegają”. Dodała, że to postanowienie Izby Karnej SN „jest dosadną groźbą wobec wszystkich sędziów, którzy przyjmują nominacje sędziowskie lub zamierzają aplikować do służby sędziowskiej. Mówi im się w ten sposób: nie róbcie tego, bo spotka was ostracyzm i będziemy kwestionować wasze orzeczenia”.
A więc pierwsza prezes Manowska przemyśliwuje dołączyć do ministra Zbigniewa Ziobry, który odsunął już od orzekania dwoje sędziów (Adama Synakiewicza i Martę Pilśnik) za nieuznawanie ważności orzeczeń neosędziów. Czyli za stosowanie się do orzeczeń TSUE. I Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPCz), który w orzeczeniu Rzeczkowicz przeciwko Polsce uznał, że procedura wyłaniania sędziów przez neo-KRS jest upolityczniona i nie daje gwarancji bezstronności. Odsuwanie administracyjnymi decyzjami sędziów od orzekania za treść orzeczeń jest drastycznym naruszeniem niezawisłości. Prezes Manowska, wprawdzie hamletyzując, ale dopuszcza to jako metodę walki z rzekomymi „ekstremistami”, stawiając się w jednym rzędzie z ministrem-prokuratorem i politykiem niszczącym sądownictwo. Staje z nim przeciwko sędziom, których pogardliwie nazywa kreującymi się na „politycznych męczenników”.
Cóż, każdy sądzi według siebie. A prezes Manowska jest stroną w tej sprawie: sama jest neosędzią, a więc osobą, do której kierowana jest rzekoma „dosadna groźba”, objętą ostracyzmem, której wyroki mogą być za chwilę kwestionowane. Wzięła także udział w nierzetelnej, upolitycznionej procedurze konkursowej przez nieuczciwie, ze złamaniem nawet pisowskiego prawa, wyłonioną neo-KRS. A później wzięła udział w kolejnej nieuczciwej procedurze: wyboru pierwszego prezesa SN. Procedura wymusiła wytypowanie kandydata z minimalnym poparciem sędziów. Warto przypomnieć: sędzia Włodzimierz Wróbel uzyskał 50 głosów, Małgorzata Manowska 25, czyli nie poparła jej nawet połowa sędziów SN. Nie zawahała się jednak objąć prezesury Sądu Najwyższego.
Za to boi się wykonać orzeczenie tymczasowe TSUE i zawiesić Izbę Dyscyplinarną. Zamiast tego zdecydowała o „aresztowaniu” nowo napływających spraw – co jest działaniem mocno wątpliwym prawnie. I usiłuje odpowiedzialność za niewykonanie tego orzeczenia przerzucić na władze, apelując o „pilne podjęcie działań legislacyjnych”. Do zawieszenia Izby Dyscyplinarnej nie potrzeba działań legislacyjnych. One są potrzebne, owszem, ale do wykonania wyroku TSUE z 15 lipca w sprawie procedury dyscyplinarnej dla sędziów, w której izba jest tylko elementem.
Wart Pac pałaca, a pałac Paca: prezes Manowska zwala na władzę, a władza zwala na prezes Manowską. W odpowiedzi do Komisji Europejskiej rząd stwierdził, że wykonanie orzeczeń TSUE leży po stronie władzy sądowniczej: „rząd nie posiada środków, które bez naruszenia zasady niezależności władzy sądowniczej mogłyby spowodować zawieszenie działania izby sądu i skutków wydanych w nim orzeczeń”.
Zatem rząd uważa, że prezes Manowska powinna zawiesić Izbę Dyscyplinarną. A ona tego nie robi, zaś sędziów, którzy chcą – zgodnie z orzecznictwem TSUE i ETPCz – odwracać skutki wydanych przez neosędziów wyroków, chce odsuwać od czynności.
Władza, która wykreowała neosędzię i neoprezeskę Manowską i całą „reformę” sądownictwa, a także neosędzia/prezes Manowska – nie chcą brać za to, co robią, odpowiedzialności. Prezes Manowska rozważa, czy wyjść, trzaskając drzwiami. Ale mówi tylko o rezygnacji z prezesury, czyli z odpowiedzialności. Bo, jak można rozumieć, dobrze płatny status sędziego SN by sobie zachowała. Narzekając na „ostracyzm”, oczywiście.
Komentarze
Nihil novi sub sole.
Dotyczy Pani atrykulu w Polityce „Odszczepiency”:
Pytam osoby ktore protestuja przeciwko ograniczeniom dla nie posiadajacych paszportu covidowego, czy tez tak protestuja z powodu prawa jazdy.
To je zbija z pantalyku, bo sa same podobienstwa, a trudno znalezc znaczace roznice.
Ciekawe dlaczego sądy wybiórczo stosują orzecznictwo TSUE np. frankowicze?
I o tym cisza!
Nic nie rozumiem z takiego prawa.