Prezydent w geście Piłata

Mamy piątą oficjalną śmiertelną ofiarę antyhumanitarnego i nielegalnego procederu pushbacku na polskiej granicy. Pytany, czy jeśli będzie taka uchwała Sejmu, przedłuży stan wyjątkowy na granicy, prezydent Andrzej Duda odniósł się do tego zdarzenia w piątkowym wywiadzie dla TVN24: „To nie my, to nie Polska, to nie polskie władze, to nie polskie społeczeństwo pcha tych ludzi na granicę, to nie polskie społeczeństwo i nie polskie władze doprowadziły tych ludzi do nieszczęścia”. I powtórzył argument o konieczności obrony granic Polski i Unii przed „wojną hybrydową Łukaszenki”.

A więc prezydent Polski wzorem Piłata umywa ręce. Podobnie jak rząd. Tylko pytanie: kto wydaje polskim pogranicznikom rozkazy, by wypychać za granicę głodnych, zziębniętych, obdartych ludzi, zamiast zgodnie z prawem przyjąć od nich wnioski o azyl? Zamiast udzielić im pomocy, ogrzać, nakarmić, ubrać i przewieźć choćby do aresztu deportacyjnego? Łukaszenka?

Dwa dni temu mogliśmy wysłuchać wstrząsającej relacji aktywistek, które od początku stanu wyjątkowego patrolują przygraniczne lasy, szukając błąkających się tam uchodźców i przekazując im pomoc. Marta Górczyńska z Fundacji Helsińskiej mówiła o ludziach, którzy mają na sobie „strzępy” butów i są w stanie wymagającym pilnej pomocy psychologicznej i lekarskiej.

Już nie chodzi tylko o to, że należy przyjąć od nich wnioski uchodźcy. Należy im się to, co każdej osobie, która znajdzie się na terytorium państwa polskiego w sytuacji groźnej dla zdrowia i życia. Władza, która powiewa sztandarem ochrony życia od poczęcia, nie tylko zostawia ich w sytuacji zagrażającej życiu, ale też sama to zagrożenie powoduje: wyrzucając do lasu i nie pozwalając udzielać im pomocy.

21 medyków: lekarek i lekarzy, pielęgniarek, ratowniczek i ratowników medycznych, chce wyjechać karetkami do rejonu przygranicznego, żeby udzielać pomocy. W piątek złożyli w tej sprawie wniosek do ministra spraw wewnętrznych Mariusza Kamińskiego. Tego samego, który kilka dni wcześniej mówił o innym Irakijczyku zmarłym na granicy, że był pod wpływem narkotyków.

Piszą: „Nie zajmujemy stanowiska wobec aspektów politycznych kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Jako medycy czujemy się jednak moralnie zobligowani do niesienia pomocy ludziom, których życie i zdrowie jest zagrożone, a według naszej wiedzy pomocy takiej oni nie otrzymują. (…) Deklarujemy, że nasze działania będą w pełni zgodne z obowiązującymi na terenie RP przepisami prawa. Deklarujemy również, przy współpracy z organizacjami pozarządowymi, samoorganizację dotyczącą wszelkich zadań logistycznych wynikających z naszej działalności medycznej”.

Przepisy rozporządzenia o stanie wyjątkowym – piszą dalej – stanowią, że ograniczeń nałożonych nimi „nie stosuje się do osób przemieszczających się pojazdami ratownictwa medycznego (…)”. „W naszej opinii umożliwia to naszą działalność na terenie strefy stanu wyjątkowego, gdy będziemy poruszać się oznaczonymi ambulansami”.

Nawet podczas wojny umożliwia się służbom medycznym pozbieranie rannych z pola walki. A ponoć jesteśmy właśnie w stanie „wojny hybrydowej”. Czy władza odpowie na ten apel? Czy też uzna, że nie musi, bo już wyprała sobie sumienie, a wszelkie ofiary obciążają Łukaszenkę? A za kilka dni zawnioskuje do prezydenta o przedłużenie stanu wyjątkowego na granicy, żeby filtrować informacje o kolejnych ofiarach śmiertelnych?