Ubój rytualny karpi
„Producenci karpia” zaczęli swoje doroczne wigilijne żniwa. Tymczasem 2 grudnia po dziesięciu latach zakończył się skazaniem na więzienie w zawieszeniu proces pracowników jednego z warszawskich sklepów E. Leclerc.
Przez dziesięć lat sądy trzech instancji rozważały, czy ryba czuje. Dwa razy doszły do przekonania, że nie. Czyli rzucanie rybami, trzymanie ich w niewielkiej ilości wody i bez wody na sklepowej ladzie – nie jest znęcaniem się. Cztery lata temu Sąd Najwyższy (przewodniczący Eugeniusz Wildowicz, sprawozdawca Barbara Skoczkowska i Andrzej Tomczyk) uchylił ten wyrok, uznając, że ryba czuje, jej naturalnym środowiskiem jest woda i tam powinna przebywać, jako zwierzę kręgowe chroniona jest ustawą o ochronie zwierząt, a opisane traktowanie jej jest znęcaniem się. Teraz Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa stwierdził to samo, trochę nie mając wyjścia po orzeczeniu SN.
Prokuratura odmówiła postępowania w tej sprawie, nie dopatrując się przestępstwa. Do wyroku skazującego doprowadziła Karolina Kuszlewicz, adwokatka, która poświęciła się prawom zwierząt i została mianowana przez organizacje pozarządowe Społecznym Rzecznikiem Praw Zwierząt. Sprawę dziesięć lat temu zgłosiła prokuraturze Fundacja Noga w Łapę. Po odmowie wszczęcia postępowania jako strona wniosła własny akt oskarżenia przeciwko oprawcom karpi.
Takich spraw obrońcy zwierząt – zrzeszeni i niezrzeszeni, po prostu wrażliwi – zgłaszali policji i prokuraturze setki. Prokuratura wynajdywała rozmaite sposoby, żeby je umarzać. Twierdziła np., że męczarnie, jakie się zadaje karpiom, mieszczą się w ramach kontratypu, za jaki prokuratorzy uznali wigilijny obyczaj. Umorzono sprawę, w której Fundacja Viva! złożyła w charakterze dowodu film – widać na nim żyjące jeszcze po wypatroszeniu karpie na ladzie w Carrefourze na warszawskiej Woli.
Dziesięć lat temu prokurator generalny Andrzej Seremet (pierwszy i jedyny niezależny prokurator generalny po 1989 r.) wysłał do prokuratorów zalecenie, by pamiętali, że ryby chronione są prawem przed okrutnym traktowaniem i by „wnikliwie” badali doniesienia o znęcaniu się nad nimi. Na prokuratorskich forach internetowych robiono sobie z tego pisma żarty.
Ale kropla drąży skałę. Po licznych, trwających od kilkunastu lat doniesieniach obrońców zwierząt i po corocznych akcjach nacisku ze strony organizacji prozwierzęcych duże sieci sklepów – Auchan, B1, Carrefour, Kaufland, Selgros i Tesco – złożyły deklarację rezygnacji ze sprzedaży żywych karpi.
To skraca ich męczarnie, oszczędza konania od obrażeń narządów wewnętrznych w sklepowych basenach, od duszenia się w foliowej reklamówce i walenia tłuczkiem po głowach w „tradycyjnych polskich domach”. Ale żywe ryby nadal można kupić na targowiskach i w mniejszych sklepach, gdzie mają jeszcze gorzej niż w dużych sieciach: leżąc w beczkach czy skrzynkach w symbolicznej ilości wody, duszą się godzinami. Jedynym miłosierdziem, na jakie mogą liczyć, jest odrąbanie głowy przy zakupie.
Teoretycznie na targowisku, gdzie sprzedaje się żywe zwierzęta – a takimi bezsprzecznie są ryby – powinien być inspektor weterynarii, który kontroluje ich – jakkolwiek makabrycznie to nie brzmi w tym kontekście – „dobrostan”. Teoretycznie powinien przybyć na wezwanie każdej osoby, która interweniuje, widząc znęcanie się nad rybami. Teoretycznie na takie wezwanie powinien przybyć patrol policji. Mec. Kuszlewicz przygotowała nawet ściągawkę, na jakie przepisy należy się powoływać. W praktyce doprowadzenie do interwencji policji czy inspektora wymaga dużego samozaparcia.
Ale jak pokazała wygrana po dziesięciu latach sprawa przeciw pracownikom Carrefoura – upór ma sens.
Tyle że karpie dręczone są w naszym, konsumentów, imieniu. Są dręczone, ponieważ za to płacimy. Ponieważ chcemy „świeżych” ryb na wigilijnym stole. Gdyby nie było popytu, gdyby ludzie nie chcieli kupować żywych karpi, ich męka byłaby dużo krótsza: ginęłyby niedługo po wyłowieniu.
Warto, żeby każdy amator wigilijnego karpia zadał sobie pytanie, czy chce – także wyręczając się cudzymi rękami – wziąć udział w tym dorocznym uboju rytualnym zwanym obyczajem świątecznym. Ryba to czująca istota społeczna, zdolna do odczuwania bólu i strachu.
A niżej zdjęcie, co dzieje się w hodowli karpi, zanim trafią do beczek i skrzynek z wodą w sklepach i na targach. Co na to powie prokuratura, jeśli do tego obrazka zastosuje wyrok Sądu Najwyższego z 2016 r.?
Komentarze
Pomijajac nawet caly ten straszny sadyzm spotykajacy karpie, to skad to upieranie sie przy akurat tej rybie? Jakos nic nie przeszkadza rodakom spozywania: lososi, szczupakow, wegorzy, krewetek itp – bynajmniej nie nabywanych „na zywo”. Wyglada na to, ze mamy do czynienia z jakimis zaszlosciami zwiazanymi wogole z naszym stosunkiem do zwierzat – ktore niejako „zaprogramowaly sie epigenetycznie” wraz z wieloma jeszcze innymi nagannymi cechami naszej psyche – i tak juz mamy? Zaslanianie sie Wigilia brzmi slabo.
Kiedy uchwalono nowelizację ustawy o ochronie zwierząt na blogach Polityki nie znalazłam poparcia dla tej idei – wręcz przeciwnie z powodu autorów zmian, nowe przepisy były w większości krytykowane. Z różnych powodów, najczęściej wskazywano na straty w handlu zagranicznym, przy czym sugerowana skala katastrofy gospodarczej na skutek rezygnacji z takich towarów jak koszerna wołowina zapakowana w futro z norek umiejscawiała gospodarkę Polski daleko za krajami trzeciego świata. Może nawet poza naszym układem słonecznym.
„Zwierzęta należy chronić. Ten temat nie budzi kontrowersji …” – mówią przeciwnicy ustawy i wyszczególniają odstępstwa od obostrzeń a to w przypadku
– zakazu hodowli zwierząt na futra,
– wzmocnienia społecznej kontroli warunków, w jakich zwierzęta są przetrzymywane,
– zakazu wykorzystywania zwierząt w celach rozrywkowych i widowiskowych,
– zakazu stałego trzymania zwierząt na uwięzi i określenie minimalnych wymiarów
kojców
– ograniczenia możliwości uboju rytualnego.
Poza powyższymi standardami obłudnicy skłonni są pomagać zwierzętom i chronić je. Szczególnie słowem, a tymczasem karp nawet głosu nie wydaje. Umierając, niemrawo porusza skrzelami i ten widok czy wyobrażenie w żaden sposób nie psuje apetytu w czasie kolacji wigilijnej.
Jeśli na co dzień potrzeba jadła czy odzienia z futra jest naszym argumentem przeciwko okrucieństwu, to pomysł odrzucenia wigilijnego dania z przyczyn humanitarnych może się skończyć w sądzie pod zarzutem obrazy tradycji i uczuć religijnych.
„Gdyby nie było popytu, ludzie by nie kupowali karpi” – wow !
Z takimi głębokimi przemyśleniami może Pani śmiało powalczyć o laur „Mądrości Roku”. A w tej dyscyplinie konkurencja jest mordercza, starczy wspomnieć gigantów jak Szydło, Kępa, Suski, Kowalski itd.