Wolne krowy w prawnej luce
Prawo jest jak nóż. Może służyć do krojenia chleba lub do zabijania. Przez Inspekcję Weterynaryjną zostało użyte do wydania decyzji o wybiciu stada wolno żyjących pod Deszcznem 180 krów. Prawo może je jednak uratować. Bo krowy są w luce prawnej. A skoro tak, to Inspekcja nie miała prawa zastosować do nich tych przepisów, które zastosowała. Łoś nie musi być znakowany. Ani zając. Ani żyjąca dziko krowa. Nie jest chodzącym stekiem, tylko czującą istotą.
Prezydent Andrzej Duda i prezes PiS Jarosław Kaczyński okazali zainteresowanie losem krów z Deszczna. Podobno – jak napisał prezydent na Twitterze – minister rolnictwa i Główny Lekarz Weterynarii „szukają szczęśliwego rozwiązania dla stada z Deszczna”. Naprawdę nie trzeba szukać, bo wszystko, co trzeba, już jest. Brakuje tylko dobrej woli urzędników.
Biurokracja nie przewiduje wolno żyjących krów. Zimą zeszłego roku w nadnoteckim Bukowie z konwoju jadącego do rzeźni uciekła krowa Florianka. Rzuciła się do rzeki, przepłynęła na wyspę i tam ukrywała się w przybrzeżnych krzakach. Nikomu nie zagrażała. Także sobie, bo była rasy Limousin, która daje sobie radę w warunkach naturalnych i jest wytrzymała na mróz. Jednak zrobiono obławę. Umarła na zawał serca – prawdopodobnie ze strachu.
Los „wolnych krów z Deszczna” porusza całą Polskę od miesiąca. Może się to wydać dziwne, skoro w polskich rzeźniach codziennie zabija się tysiące krów (nie licząc innych zwierząt). Jednak ludzie podpisują petycje do premiera i ministra rolnictwa o zachowanie ich przy życiu. Pełnią wartę przy krowach w namiotach rozbitych obok nich na polu.
Zdaniem prof. Ewa Łętowskiej, która prócz innych funkcji publicznych była sędzia NSA, decyzja o „zniszczeniu” (cytat z decyzji) krów powinna być zweryfikowana z powodu nienależytego zbadania sprawy. Bo jest wątpliwość, czy właściwie oceniono fakty i prawny status stada. – Wiele wskazuje na to, że zastosowano nie te przepisy co trzeba albo źle je zinterpretowano – mówi.
Decyzja o „zniszczeniu” krów została wydana przez powiatowego lekarza weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim Edytę Siwicką w październiku zeszłego roku – na podstawie unijnych przepisów dotyczących zwierząt hodowlanych. Obrońcy zwierząt dowiedzieli się o niej na początku maja. Zaleźli chętnego na przejęcie, utrzymywanie na dożywociu i opłacenie badania krów. Wysłali szereg apeli o cofnięcie decyzji powiatowego lekarza.
Sprawą zajęły się adwokat Karolina Kuszlewicz, społeczny rzecznik praw zwierząt, Polskie Towarzystwo Etyczne i cztery organizacje obrony zwierząt. Argumentują, że wzgląd na dobro społeczne – w tym społeczną wrażliwość na los zwierząt – a także ustawa o ochronie zwierząt wymagają, aby krów nie zabijać. Tym bardziej że nikt nie zbadał, czy stanowią jakieś zagrożenie epidemiologiczne dla okolicznych krów. A życie pokazało, że nie stanowią, bo żyją na tym terenie od lat i nie ma tam żadnych epidemii. W dodatku w wyniku doboru naturalnego są szczególnie zdrowe i odporne.
Jak na razie apele są bezskutecznie. W odpowiedzi powiatowy lekarz napisał, że skoro organ ma podstawę prawną do wydania decyzji – to może ją wydać. Więc wydał. Ani słowa o społecznym i humanitarnym aspekcie sprawy. Ostatnio Główny Lekarz Weterynarii Bogdan Konopka opublikował komunikat, że „po dokonaniu gruntownej analizy uwarunkowań prawnych i epizootycznych dotyczących stada krów z gminy Deszczno, powiat gorzowski, doszedł do przekonania, że w sprawie nie występują merytoryczne przesłanki uzasadniające zwrócenie się do terenowych organów Inspekcji Weterynaryjnej w celu rozważenia zmiany podjętych dotychczas rozstrzygnięć”. Czyli: wyrok śmierci. Krowy mają być „zniszczone”.
Krowy spod Deszczna żyją samopas od kilkunastu lat. Mają właściciela, ale nie potrafił się nimi opiekować, więc poszły szukać lepszego życia. Rozmnażają się – prawdopodobnie kontaktując się z innymi krowami – i żyją wolno. W październiku powiatowy lekarz weterynarii wydał decyzję administracyjną, że właściciel ma stado „zniszczyć”. Do prokuratury trafiła sprawa o przestępstwo z ustawy o ochronie zwierząt: znęcanie się nad zwierzętami przez utrzymywanie ich w niewłaściwych warunkach. Sąd skazał właściciela krów na cztery miesiące więzienia w zawieszeniu. I na wykonanie decyzji powiatowego lekarza o „zniszczeniu” krów.
To dziwny wyrok, bo skoro jest oparty na ustawie o ochronie zwierząt, której celem jest zapewnienie zwierzętom humanitarnego traktowania, sąd nie powinien był orzekać o „zniszczeniu” krów, tylko o ich odebraniu i przekazaniu w dobre ręce. Wyrok z tego powodu nadawał się do uchylenia, ale nikt o nim nie wiedział, a skazany jest życiowo nieudolny i nie potrafił go zaskarżyć. Wyrok się uprawomocnił. Teraz obrońcy zwierząt zaapelowali do Prokuratora Generalnego o wniesienie kasacji. Jeśli zechce to zrobić, można na tej podstawie wnioskować o zawieszenie wykonania egzekucji. Niestety, decyzja lekarza weterynarii nie jest bezpośrednio powiązana z wyrokiem – była wydana wcześniej i Inspekcja Weterynaryjna nie chce jej uchylić.
Tyle że decyzja o „zniszczeniu krów” wcale nie ma podstawy prawnej, bo krowy znalazły się w prawnej luce. Przepis unijnego rozporządzenia, na które powołuje się Inspekcja Weterynaryjna, dotyczy zwierząt hodowlanych. Mówi o zasadach znakowania takich zwierząt, konieczności posiadania unijnych „paszportów”. Przepisy wykonawcze do niego stanowią, że „jeżeli właściciel zwierzęcia nie może potwierdzić autentyczności jego identyfikacji w przeciągu dwu dni roboczych, należy je zniszczyć bezzwłocznie pod nadzorem organów weterynaryjnych, bez odszkodowania ze strony właściwego organu”.
Tymczasem stado spod Deszczna to zwierzęta wolno żyjące. Takich to unijne prawo nie dotyczy. Nie wymaga ono znakowania np. zajęcy, saren czy wilków. Ani nawet żubrów, które przecież mogą krzyżować się z krowami. Inspekcja weterynaryjna argumentuje, że mają właściciela, i że on może je np. sprzedać. Co z tego? Koty też miewają opiekunów, którzy mogą je sprzedać, a rozporządzenie unijne nie każe ich znakować i nie wymaga paszportów. Ani „zniszczenia” kota nieoznakowanego.
Unijne rozporządzenie nie obejmuje krów wolno żyjących – i tyle. Dlatego nie można go zastosować do stada z Deszczna. To, że krowy rzadko żyją na wolności, jest bez znaczenia. Te żyją. Decyzje administracyjne powinny się odnosić do faktów.
A faktem jest, że wolno żyjące krowy powinny być traktowane w zgodzie z ustawą o ochronie zwierząt, a nie według prawa dotyczącego bezpieczeństwa żywności. Jeśli nie są zagrożeniem – należy je zostawić w spokoju. Tymczasem Inspekcja Weterynaryjna nawet nie chce ich zbadać, by ustalić, czy stanowią zagrożenie. Woli zapłacić 350 tys. za „zniszczenie” krów, niż przyjąć 60 tys. za ich przebadanie od Stowarzyszenia Arka dla Zwierząt, które ma warunki, by przyjąć stado.
Skoro decyzja powiatowego lekarza weterynarii została wydana bez zbadania sprawy i bez podstawy prawnej – powinna zostać uchylona. O to walczą organizacje obrońców zwierząt, które właśnie złożyły do Lubuskiego Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii Zofii Batorczak formalny wniosek o wstrzymanie egzekucji.
Ze względu na masowy protest społeczny sprawa zrobiła się polityczna. Czy minister rolnictwa i tę sprawę załatwi metodą wybijania, jak robi to z dzikami?