PiS wstrząsnął światem

„Ustawa była po to, żeby wstrząsnąć. I wstrząsnęła, więc to był krok we właściwym kierunku. Ta polityka nam się opłaciła. Przywróciliśmy prawdę o Polsce i teraz możemy przejść do następnego etapu. I od razu dziękuję tym 460 posłom, którzy zaraz w tej Izbie zagłosują za tym, żeby teraz to prawo zmienić – tak premier Mateusz Morawiecki wyjaśnił w Sejmie nagłe wniesienie przez rząd projektu ustawy wykreślającej z ustawy o IPN przestępstwa pomawiania narodu polskiego o zbrodnie, wprowadzone ledwie w styczniu. Sejm w ciągu godziny przeprowadził trzy czytania i przyjął ustawę.

Stało się to dzień po tym, jak Międzynarodowe Stowarzyszenie Adwokatów i Prawników Żydowskich (IAJLJ) złożyło w Trybunale Konstytucyjnym „opinię przyjaciela sądu” w sprawie przepisów o ściganiu karnym pomawiania narodu polskiego o zbrodnie.

Skąd ta nagła reakcja rządu? Z pewnością chce jakoś wybrnąć z sytuacji ochłodzenia stosunków z USA po tym, jak prezydent Trump zażądał wycofania się Polski z tej ustawy. PiS miał to zrobić rękami Trybunału. Dlaczego zrezygnował?

Może powodem była przysłowiowa już opieszałość Trybunału Dobrej Zmiany? Może PiS nie chciał, by przy okazji tego wyroku pojawiły się zdania odrębne „starych” sędziów, kwestionujące prawo dublerów do orzekania w TK? A może to kolejna sprawa, w której ujawnia się spór Morawiecki-Ziobro? Bo Zbigniew Ziobro jako prokurator generalny w swoim stanowisku do tej sprawy złożonym w Trybunale twierdzi, że ściganie karne za twierdzenia o udziale Polaków w prześladowaniach i zagładzie Żydów jest zgodne z konstytucją. Zakwestionował tylko to, że takie ściganie ma dotyczyć także czynów popełnionych za granicą, gdzie nie są one przestępstwem (zauważa przytomnie, że to po prostu nie wykonalne).

Za PiS-em trudno nadążyć.

Szef kancelarii premiera Michał Dworczyk, zapowiadając wniesienie ustawy do Sejmu, powiedział rano w Polskim Radiu, że walka z pomawianiem narodu o zbrodnie odbywać się będzie na drodze cywilnej. Taka droga została w styczniowej nowelizacji ustawy o IPN przewidziana: każda organizacja, która ma w statucie dbanie o dobre imię Polski, może pozwać oszczercę do sądu cywilnego o ochronę dóbr osobistych i dostać sute zadośćuczynienie. Organizacją, która sobie wywalczyła ten przepis, jest Reduta Dobrego Imienia. I już go nawet zastosowała: wniosła w marcu do Sądu Okręgowego w Warszawie pozew przeciwko argentyńskiemu portalowi Página12 za omyłkowe zilustrowanie artykułu o zbrodni w Jedwabnem zdjęciem „żołnierzy wyklętych” (portal za pomyłkę przeprosił).

Na znak solidarności z zaatakowanym przez Redutę portalem inne argentyńskie media przedrukowały artykuł o zbrodni w Jedwabnem – bez omyłkowego zdjęcia. No i Reduta była w kropce, bo nie mogła ich pozwać. Pisowski przepis mówi bowiem o „publicznym I WBREW FAKTOM przypisywaniu Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za (…) zbrodnie nazistowskie, (…) lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości, lub zbrodnie wojenne, lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni”. Zbrodnia Polaków na Żydach w Jedwabnem jest akurat faktem historycznym potwierdzonym przez sam IPN.

Pisowska nowelizacja ustawy o IPN mogła powstrzymywać naukowców przed badaniem zarówno takich zbrodni, jak i w ogóle kwestii wzajemnych relacji Polaków i Żydów w czasie II wojny światowej i tuż po niej. Wprawdzie badania naukowe były wprost wyłączone spod ścigania, ale już nie ich ogłaszanie, np. w formie książkowej czy w artykułach w prasie innej niż ściśle naukowa. Nie mówiąc już o publicznej debacie radiowej czy telewizyjnej. Na ten spodziewany „efekt mrożący” zwróciło uwagę w swojej „opinii przyjaciela sądu” złożonej w Trybunale Międzynarodowe Stowarzyszenie Adwokatów i Prawników Żydowskich: „Istnieje także realne niebezpieczeństwo, iż nowelizacja będzie miała negatywny wpływ na badania nad historią Holokaustu, ponieważ naukowcy będą obawiać się publikowania wyników swoich badań”.

Wycofanie się ze ścigania karnego i zostawienie sprawy postępowaniom cywilnym jest – z punktu widzenia wolności słowa i badań naukowych – w porządku. Oczywiście pod warunkiem, że sędziowie w Polsce zachowają wewnętrzną niezawisłość. Pozostaje jednak problem skuteczności dochodzenia ochrony dóbr osobistych w tych sprawach za granicą. Bo np. wytoczenie sprawy przed amerykańskim sądem jakiejś gazecie, która znowu nieopatrznie napisze o „polskich obozach zagłady” (co akurat w języku angielskim niekoniecznie oznacza coś więcej niż ich położenie geograficzne), będzie naprawdę kosztowne. Dla Reduty Dobrego Imienia skórka może być niewarta za wyprawkę. Pozostaną stare i wypróbowane co do skuteczności dyplomatyczne naciski na przeprosiny.

Po co było jeść tę żabę?

Ustawa była „po to, żeby wstrząsnąć” światową opinią publiczną – wyjaśnił premier Morawiecki. Cóż, wstrząsnęliśmy – nie ma dwóch zdań.

I rodzi się nadzieja, że tan sam cel przyświecał np. „reformie sądownictwa”. Panie premierze, świat, a przynajmniej Europa jest już naprawdę tą „reformą” wystarczająco wstrząśnięta. Polska opinia publiczna i polscy sędziowie też. Wiec może pan ją już odwołać!