Śpiączka Trybunału

Sejm rozpoczął prace nad reformą Trybunału Konstytucyjnego. Czy raczej nad operacją chirurgiczną polegającą na amputacjach, przeszczepach i transfuzjach. Operacja się odbędzie, jeśli ordynator wyrazi zgodę. A raczej nie wyrazi. Na razie pacjent jest w śpiączce.

W kończącym się tygodniu mieliśmy taki ciąg zdarzeń: (1) w Sejmie pierwsze czytania ustaw o Trybunale Konstytucyjnym i wprowadzającej tę ustawę, (2) kolejnych świadków – w tym Mariusza Kamińskiego – przesłuchiwała komisja śledcza ds. wyborów kopertowych, a więc też do sprawy odpowiedzialności byłego premiera Morawieckiego za nadużycie władzy, (3) w Trybunale nie-Konstytucyjnym nie odbyła się (po raz kolejny) rozprawa w sprawie tejże odpowiedzialności byłego premiera za wybory kopertowe. Tak sprawa reformy TK splotła się z rozliczaniem władzy PiS.

Nieosądzanie spraw przez TnK nie jest niczym zaskakującym, chociaż ta akurat jest gardłowa w niemal dosłownym sensie. Jeśli bowiem konkluzja prac komisji kopertowej będzie taka, że Mateusz Morawiecki, a może też inni politycy PiS i zblatowani z nim urzędnicy (choć tylko Morawiecki był na tyle nieostrożny, że złożył podpis pod poleceniem kosztownych przygotowań do wyborów kopertowych, zanim pojawiła się do nich podstawa prawna) złamali prawo, to przed odpowiedzialnością karną, a może konstytucyjną, nie obronią ich immunitety parlamentarne – ani polskie, ani unijne.

No więc sprawa jest gardłowa, a TnK nie orzeka. Chociaż wydawało się, że jest do tego dobrze przygotowany, bo w składzie sądzącym nie ma żadnego dublera, żeby nie można było z tego powodu kwestionować ważności wyroku.

A więc jeśli TnK zawyrokowałby, jak wnioskuje o to grupa posłów, że przepisy ustawy antycovidowej same z siebie, bez podstawy prawnej w postaci zmiany ordynacji wyborczej, pozwalały na zarządzenie przez premiera przygotowań do wyborów kopertowych, to decyzja o tym, czy respektować ten wyrok, spadnie na sąd, któremu – ewentualnie – przyszłoby sądzić sprawę odpowiedzialności Morawieckiego i innych. Dokładnie tak, jak było w sprawie uznania (lub nie) skuteczności ułaskawienia przez prezydenta Dudę Kamińskiego i Wąsika.

W sprawie Kamińskiego i Wąsika TnK wydał aż trzy wyroki zabezpieczające z różnych stron możliwość podważenia ich ułaskawienia. Dlaczego w sprawie Morawieckiego nie może z siebie wydusić tego jednego?

Można się domyślać, że brak zgodności w pięcioosobowym składzie sądzącym pod przewodem Stanisława Piotrowicza. A zważywszy że stanowisko Prokuratora Generalnego – nowe, złożone już przez Adama Bodnara – wskazuje na powinność umorzenia sprawy z powodu wygaśnięcia mocy obowiązującej przepisu ustawy covidowej, który miałby być osądzony, można sądzić, że spór między członkami składu idzie o to, czy skorzystać z tej furtki i przemknąć obok, czy zaangażować się w obroną byłego premiera.

Już sam fakt, że takie spory toczą się w łonie Trybunału, który jeszcze kilka lat temu był karną i solidarną „biało-czerwoną drużyną”, pokazuje, że smok, który pożarł nam sąd konstytucyjny, jest już raczej bezzębny.

Do sepsy toczącej Trybunał od wewnątrz dołączył zewnętrzny, instytucjonalny proces odcinania go od organizmu państwa. W przyjętej 6 marca uchwale Sejm stwierdził, że „działając w celu usunięcia skutków kryzysu konstytucyjnego oraz przywrócenia zgodności działalności Trybunału Konstytucyjnego” z konstytucją, konwencjami i wyrokami polskich i międzynarodowych sądów i trybunałów, uznaje za nieważny wybór dublerów sędziów do TK i wyroki wydane z ich udziałem, że Julia Przyłębska sprawuje urząd prezesa TK bezprawnie, a „w konsekwencji wszystkie decyzje proceduralne w zakresie kierowania pracami Trybunału Konstytucyjnego, a zwłaszcza wyznaczenie składów orzekających, podejmowane przez Julię Przyłębską mogą być podważane”. Więcej: „uwzględnienie w działalności organu władzy publicznej [a więc parlamentu, rządu, sądów, organów administracji] rozstrzygnięć Trybunału Konstytucyjnego wydanych z naruszeniem prawa może zostać uznane za naruszenie zasady legalizmu przez te organy”. Na koniec Sejm zaapelował do sędziów Trybunału „o rezygnację, a tym samym o przyłączenie się do procesu demokratycznych przemian”.

Uchwała nie jest źródłem prawa, ale powołuje się na źródła prawa: wspomniane akty prawne i wyroki w sprawie polskiego TK. I jest wykonywana: orzeczenia TnK z udziałem dublerów zaopatrywane są w „Dzienniku Ustaw” w adnotację, że nie wywołują skutków prawnych. To spowodowało, że ważnych dla PiS spraw nie sądzą już dublerzy. Rząd, marszałek Sejmu i Prokurator Generalny najczęściej nie przysyłają swoich przedstawicieli i stanowisk na rozprawy. W pismach informujących o odmowie zajęcia stanowiska powołują się na uchwałę Sejmu, a Julia Przyłębska nie jest tytułowana „prezesem/ką” TK ani nawet „sędzią”, ale „Panią Magister” (tak w niedawnym piśmie szefa MSZ Radosława Sikorskiego).

W projekcie ustawy wprowadzającej zmiany w ustawie o TK przewidziano, że wyroki wydane z udziałem dublerów nie wywołują skutków prawnych z wyjątkiem tych, które już je wywołały w sprawach zainicjowanych skargą konstytucyjną lub pytaniem prawnym sądu.

Jest jeszcze projekt zmiany konstytucji – na razie nieprocedowany – który przewiduje „wyzerowanie” Trybunału.

Przyjęte właśnie do prac w Sejmie projekty zmian funkcjonowania Trybunału zostały wniesione jako poselskie, mimo że przygotowane w Ministerstwie Sprawiedliwości. Rząd – jak widać – jednak nie chciał ich firmować, mimo że dostały wstępną akceptację Komisji Europejskiej jako zapowiedź realizacji kamieni milowych, co odblokowało pierwszą transzę dopłat i funduszy na KPO.

Najprawdopodobniej nie mają szans na podpis prezydenta. Może je co najwyżej – na pośmiewisko – posłać do oceny TnK. Czy jednak na pewno na pośmiewisko? W końcu pozwalają obecnym sędziom TnK odejść dobrowolnie w stan spoczynku, nie kończąc kadencji. Może byliby zainteresowani takim rozwiązaniem i przepuścili ustawę? Przyszłoby im ją oceniać bez kończących w tym roku kadencje Przyłębskiej i Piotrowicza. I bez dublerów. Za to z sędziami wybranymi przez obecny parlament. Tym bardziej że ustawa daje PiS – i w ogóle opozycji – poważny wpływ na wybór sędziów do TK, bo wybierani mają być większością 3/5 głosów, czyli konstytucyjną. Bez zgody PiS nikt więc sędzią TK nie zostanie. Inna sprawa, że może się to skończyć patem – i żaden nowy sędzia nie będzie wybrany.

W tym roku Trybunał nie-Konstytucyjny wydał trzy wyroki i umorzył 18 spraw na posiedzeniu niejawnym. Działa dyskretnie, bo i chwalić nie ma się czym. Ucichły doniesienia o obiadach proszonych u prezes Julii, o konsultacjach z kierownictwem partyjno-rządowym, słychać zaś o kontrolach Państwowej Inspekcji Pracy i grożących karach za kumulowanie niewykorzystanych urlopów, które może znacząco obciążyć budżet Trybunału.

Można powiedzieć: po co na siłę reformować Trybunał? Jeśli nie działa, to nie szkodzi. Odpowiedzi jest kilka. Począwszy od tak przyziemnej jak nieprzyzwoitość brania sporych pieniędzy za nicnierobienie, a kończąc na tym, że martwota konstytucyjnego organu jest niekonstytucyjna. Ale fakt faktem, że przez osiem lat, niczym u pacjenta z miażdżycą, wytworzyło się krążenie oboczne, dzięki któremu system prawny radzi sobie z sytuacją niekonstytucyjnej działalności sądu konstytucyjnego. Sądy i sędziowie na poważnie wzięły zapisy o bezpośrednim stosowaniu konstytucji i o tym, że jej podlegają. Istnienie tego częściowo odrzuconego przez organizm narządu, jakim jest Trybunał nie-Konstytucyjny, z pewnością nie jest zdrowe, ale znacznie mniej toksyczne niż problem neosędziów. Więc trzeba uchwalić jak najlepsze ustawy, a jeśli prezydent Andrzej Duda je zablokuje – poczekają po prostu na lepsze czasy.