Czy Holecka musi odejść…

… żeby przywrócić telewizji publicznej wiarygodność? A może przeciwnie: powinna zostać, bo jest gwarancją wiarygodności dla tej części społeczeństwa, która wiedzę czerpie z TVP?

Danuta Holecka jest symbolem tępej propagandy TVPiS. Obalenie pomników czy usunięcie symboli reżymu to jego symboliczne rozliczenie władzy, a ludzie rozliczenia potrzebują. Usunięcie Danuty Holeckiej (i pozostałych „twarzy” TVPiS i pisowskiej propagandy) wydaje się dość oczywiste, zważywszy że notorycznie naruszali zasady dziennikarskiego warsztatu i standardy dziennikarskiej – i ludzkiej – przyzwoitości. Usunięcie takich osób jest słuszne nie tylko moralnie, ale i z punktu widzenia jakości dziennikarstwa w telewizji publicznej. Rozwiązanie umowy z nimi nie grozi zatem łamaniem kodeksu pracy czy prawa umów.

Tylko czy to wyjście mądre i praktyczne?

Przyszły szef rządu Donald Tusk, a także wielu innych polityków zwycięskiej koalicji podkreśla, że zwalczali i pokonali PiS, ale nie tych, którzy nań głosowali. Że wyborcy i zwolennicy PiS to równoprawna część społeczeństwa. Że kończymy z podziałem na obywateli lepszego i gorszego sortu i nie chcemy odbudowywać demokratycznego państwa prawa, betonując podziały.

Skoro tak, to trzeba znaleźć kanał komunikacji z tą częścią społeczeństwa. I nie ma sensu zakładać, że przerzuci się ona na „Fakty” TVN. Również proste odbicie kadrowe mediów, które powinny stać się publiczne, nie jest dobrym pomysłem z czysto praktycznego powodu: nowe twarze nie będą wiarygodne dla dużej części dotychczasowych odbiorców. Nie tylko dlatego, że przywykli do prostego, propagandowego przekazu opartego na podziale dobro-zło, w którym nawet jeśli zdarzy się informacja, to obowiązkowo w pakiecie z interpretacją. I nie tylko dlatego, że nie chcą sami interpretować faktów. Przede wszystkim dlatego, że przywykli polegać na zdaniu autorytetów, a nie uznają za takie ani dziennikarzy mediów niezależnych, ani nowych twarzy. Jeśli twarze nie będą „nasze” – zaufania też nie będzie.

A gdyby to symboliczna Holecka czytała informacje np. o Tusku, który           odniósł sukces w Brukseli w sprawie pieniędzy na KPO, czy o nadużyciach władzy PiS, tradycyjna widownia TVPiS może by się i dziwiła, ale raczej nie wyłączyłaby odbiorników ani nie przerzuciła się na kanał kabaretowy. Ludzie daliby jej szanse, a przez to treściom, które by głosiła. O treściach tych decyduje zaś wydawca, czyli ktoś, czyjej twarzy widzowie najczęściej nie znają. I reporterzy, którzy przesyłają materiały. I ich szefowie.

Wystarczy na tych stanowiskach zatrudnić nowych ludzi – według kompetencji, a nie światopoglądu. Treści, które symboliczna Holecka przekazywałaby widzom (oczywiście gdyby chciała zostać), byłyby nie propagandą, ale normalnymi dziennikarskimi materiałami, zaś ona sama – rodzajem certyfikatu wiarygodności dla dotychczasowej widowni państwowych mediów. Certyfikatem wprawdzie oksymoronowym, ale w tej sytuacji to akurat sprawa drugorzędna. Ważne, że otwarłaby kanał kontaktu nowej władzy z wyborcami PiS i przekazywała im informacje, dzięki którym będą mieli szansę sami oceniać działania tak starej, jak nowej władzy.

Koszty są: ci, którzy wynieśli niedawną opozycję do władzy, widząc na ekranie publicznej telewizji Danutę Holecką, mogą czuć, że sprawiedliwości nie staje się zadość, a zmiana, której rychło oczekiwali, nie następuje. Mogą być rozgoryczeni, a nawet czuć się oszukani. Jednak priorytetem jest – a przynajmniej być powinno – by przekaz TVP podawany ustami „ulubionej prezenterki Kaczyńskiego” był zgodny z faktami i możliwy do przyjęcia przez tę część społeczeństwa, która ufała TVPiS. Bez kanałów komunikacji walka plemion się nie skończy.