PKW w służbie władzy
Układ zamknięty zadziałał: właśnie Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN (złożona wyłącznie z neosędziów) w dwóch skargach komitetów wyborczych orzekła o zgodności z prawem uchwały PKW (złożonej z nominatów władzy politycznej) o organizacji pracy w komisjach wyborczych za granicą.
RIKN, rozpatrując skargi Trzeciej Drogi i Komitetu startującego do Senatu Krzysztofa Kwiatkowskiego uznała zgodność z prawem przepisu, który daje komisjom wyborczym za granicą 24 godz. na policzeniem głosów. To, że muszą dodatkowo policzyć w tym czasie głosy oddane w referendum, nie wzbudziło niepokoju składów sądzących. Mimo że jeśli komisje terminu 24-godzinnego nie dotrzymają – przepadną wszystkie głosy, nawet te policzone.
Uzasadnienie jest kuriozalne i wykrętne. Otóż neosędziowie z IKN stwierdzili, że… zdążą. A jak nie zdążą, to nie szkodzi, bo jak się jakiemuś obywatelowi/ce nie spodoba, że ich głos przepadł, to przecież mogą złożyć do IKN protest wyborczy, i ona się nad nim pochyli. Trudno potraktować tę argumentację inaczej, jak kpinę z wyborców i wyborów. Jakie jest bowiem prawdopodobieństwo, że IKN uzna taki protest, negując tym samym swoje własne rozstrzygniecie w sprawach skarg komitetów Trzeciej Drogi i Krzysztofa Kwiatkowskiego?
Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN powołuje się na to, że to ustawodawca rozstrzygnął, by komisje wyborcze za granicą miały tylko 24 godz. na policzenie głosów w wyborach parlamentarnych i PKW nie może tego zmienić. A wątpliwości konstytucyjnych nie ma, bo ten przepis obowiązuje od lat i nikt go nie zaskarżył, bo komisje zagraniczne się wyrabiały. A IKN wierzy, że tym razem też tak będzie. I nic do rzeczy nie ma, że dorzucono im teraz do policzenia głosy w (absurdalnym) referendum.
Wprawdzie dorzucono też komisji wyborczych, ale nieproporcjonalnie do liczby osób, które zarejestrowały się do głosowania za granicą: o ponad 70 proc. więcej jest chętnych niż w 2019 r. (ponad 600 tys.). Poza tym o ile w kodeksie wyborczym rzeczywiście przewidziano dla zagranicznych komisji 24 godz., to w ustawie o referendum już takiego wymogu nie ma. Izba Kontroli Nadzwyczajnej w ogóle ten fakt pomija i orzeka tak, jakby z góry, bez argumentacji uznała, że gdy wybory i referendum odbywają się razem, to obowiązują zasady wyborcze, a nie referendalne. Odwrotna interpretacja: że w wyborach obowiązują wyborcze, a w referendum – referendalne (bez deadline’u) byłaby zgodna z duchem konstytucji, według której wybory są powszechne (czyli jak najbardziej masowe) i równe (czyli każdy głos się liczy równo). Konstytucja i kodeks wyborczy nakładają też na PKW obowiązek takiej organizacji wyborów, by najlepiej realizowały te konstytucyjne wartości. Tymczasem PKW wykorzystała wszystkie swoje prerogatywy tak, by maksymalnie skomplikować i głosowanie, i liczenie głosów.
Art. 160 kodeksu wyborczego wymienia zadania PKW, m.in.:
– powoływanie okręgowych i rejonowych komisji wyborczych;
– powoływanie i odwoływanie komisarzy wyborczych;
– ustalanie wzorów urzędowych formularzy oraz druków wyborczych, a wiec np. wzoru list wyborczych i kart do głosowania;
– ustalenie swojego regulaminu, regulaminu komisarzy wyborczych oraz regulaminów okręgowych, rejonowych, terytorialnych i obwodowych komisji wyborczych, określając w nich w szczególności: zasady i tryb pracy, sposób wykonywania zadań i sposób sprawowania nadzoru nad przestrzeganiem prawa wyborczego.
PKW ma także obowiązek skierowania, w okresie 13 dni przed dniem wyborów, przystępnej informacji o sposobie głosowania i warunkach ważności głosu do możliwie największej liczby wyborców, a w celu zapewnienia jak najpowszechniejszego udziału w wyborach PKW współdziała z organizacjami pozarządowymi do których celów statutowych należy rozwijanie demokracji, społeczeństwa obywatelskiego, podnoszenie aktywności wyborczej i upowszechnianie praw obywatelskich.
Korzystając z tych uprawnień, PKW mogła doprowadzić do tego, by referendum nie dezorganizowało wyborów. A więc:
– ustalić taki wzór spisu wyborców, by osobno odnotowywać udział w wyborach, a osobno w referendum;
– zarządzić osobne urny na głosy wyborcze i referendalne;
– podjąć uchwałę, że w pierwszej kolejności liczone są głosy wyborcze, bo tylko na ich liczenie kodeks wyborczy daje limit 24 godz. komisjom zagranicznym.
Wszystkie te decyzje byłyby zgodne nie tylko z kodeksem wyborczym, ale też z konstytucją. Tymczasem decyzje, które PKW podjęła, z konstytucją są sprzeczne: łamią zasadę powszechności i równości wyborów. Izba Kontroli Nadzwyczajnej w uzasadnieniu oddalenia skarg komitetów wyborczych w ogóle nie zajęła się tym, czy PKW miała możliwość takiego zorganizowania wyborów, by były zgodne z prawem i by nie ucierpiały prawa wyborców. Uzasadnienie, które pojawiło się na stronie Sądu Najwyższego pokazuje – jak wiele uzasadnień Trybunału niegdyś Konstytucyjnego – że wysiłek włożono nie w prawniczą argumentację, ale w kuglowanie słowami, by ogłupić ludzi i zadośćuczynić woli władzy politycznej.
Już sam argument, że nigdy przepisu o 24 godz. na liczenie głosów za granicą nie zaskarżono do TK, jest kompromitujący. Bo owszem, obowiązuje domniemanie konstytucyjności przepisu, ale SN ma obowiązek stosowania prawa zgodnie z konstytucją, niezależnie od tego, czy TK się o nim wypowiedział, czy nie.
Równie kompromitujący jest pokrętny język, za pomocą którego IKN usiłuje zamotać sprawę tak, by w razie czego móc powiedzieć, że nie orzekła tego, co orzekła: art. 230 § 2 kodeksu wyborczego [nakłada na zagraniczne komisje 24-godzinny termin liczenia głosów i stanowi, że wszystkie przepadają, jeśli przynajmniej jednego się w tym czasie nie policzy], daje gwarancję, że potencjalne problemy z przekazaniem wyników głosowania Okręgowej Komisji Wyborczej w Warszawie I z niewielkich obwodów zorganizowanych poza granicami kraju (…) nie zablokują na bliżej nieokreślony czas ustalenia wyników wyborów i referendum w skali całego państwa.
„Niewielkie obwody” raczej niczego nie zablokują, bo są niewielkie i uda się tam stosunkowo szybko policzyć głosy. A co z „wielkimi”? Np. „Gazeta Wyborcza” podaje, że w jednej z komisji w Londynie, przy założeniu, że tylko połowa zapisanych przyjdzie głosować, członkowie będą mieli 10 s na obejrzenie, analizę i odnotowanie jednego głosu. Czy neosędziowie Izby Kontroli Nadzwyczajnej orzekający w sprawach obu skarg Komitetów Wyborczych (Paweł Księżak, Aleksander Stępkowski, Elżbieta Karska, Grzegorz Żmij i Marek Dobrowolski) potrafiliby dokonać takiej sztuki? Czy w ogóle ktokolwiek potrafi? A jeszcze trzeba zrobić dwa protokoły dla PKW i przesłać je przez konsula.
Ale IKN sobie poradziła: po prostu zignorowała fakt istnienia okręgow z dużą liczbą wyborców. A w końcowym akapicie uzasadnienia stwierdza, że w razie czego rozpatrzy skargi wyborcze tych, których głosy poszły na przemiał.
PKW przygotowała wybory zgodnie z interesem partii panującej, a Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN te urągające zasadom demokracji uchwały „przyklepała”. Wybory z 4 czerwca 1989 r. władze PRL-u przygotowały zdecydowanie uczciwiej. Jeśli w warunkach tych przygotowanych przez władzę PiS opozycja jednak wygra, to nie będzie to triumf demokracji, bo tej w wyborczych regułach nie ma. To będzie triumf obywatelskości.
Jeśli PiS utrzyma władzę dzięki wyborczym machlojkom, dla demokratycznego świata te wybory będą pod względem uczciwości i demokratycznych reguł takie, jak skradzione przez Łukaszenkę w 2020 r. wybory na Białorusi. Wystarczyło osiem lat.
Wczoraj Michael Kozak, przedstawiciel rządu USA, asystent sekretarza stanu ds. półkuli zachodniej, na sesji Organizacji Bezpieczenstwa i współpracy w Europie, zaapelował do władz Polski o podjęcie działań w celu zażegnania kryzysu rządów prawa i niezależności sądownictwa. Polska jest wymieniana obok takich krajów, jak Białoruś, Węgry czy Turcja. A w tegorocznym rankingu demokracji V-Dem ogłaszanym przez Instytut V-Dem Uniwersytetu w Göteborgu Polskę wyprzedziły Botswana, Paragwaj, Boliwia, Kosowo i Armenia. Polska zajęła 77. miejsce, gdy Czechy miejsce 17.
Na którym miejscu się znajdziemy, jeśli prawdziwe okażą się spekulacje, że w razie przegranych wyborów PiS chce wyprowadzić wojsko na ulice i że niechęć do wykonania takich rozkazów jest prawdziwą przyczyną składania dymisji wysokich rangą wojskowych.
Komentarze
Przewodniczący PKW sędzia Marciniak określił jako „niedopuszczalne” kierowanie przez członków komisji pytań do wyborców o to, jakie karty mają być im wydane. Ja uważam takie pytania za jak najbardziej zasadne. Wydawanie trzech kart powodowało, że mieliśmy do czynienia z jakąś dziwaczną konstrukcją domniemania. „Domniemanie” to zakłada, że obywatel pojawiający się w lokalu, przychodzi tam po to, aby wziąć udział zarówno w wyborach, jak i w referendum. Na obywatela został przerzucony obowiązek „obalenia” domniemania, który mógł odmówić przyjęcia karty referendalnej – gdy chciał głosować tylko do parlamentu. Mógł też odmówić przyjęcia kart wyborczych – gdy chciał głosować tylko w referendum. Sędzia Marciniak wyjaśniał już wcześniej, że taka procedura nie jest niczym nowym. Gdy wyborca nie chciał wybierać senatora, to niewydanie karty wyborczej do senatu odnotowano w protokole i to kończyło sprawę. Trudno zgodzić się taką argumentacją. Było oczywiste, że wyborca pojawiający się w lokalu wyborczym w wyborach parlamentarnych otrzymuje dwie karty. Tak samo nikogo nie zdziwi to, że wyborca w przyszłorocznych wyborach samorządowych otrzyma na dzień dobry, bez pytanie, wszystkie cztery karty.
15 października 2023 roku odbyły się dwa odrębne głosowania. Nie zmienia tego fakt, że była wspólna komisja, jeden spis wyborców, jedna urna wyborcza. Wybory do parlamentu i ogólnokrajowe referendum to dwie odrębne instytucje. Nie wchodziłem do lokalu po to, by wziąć udział w jakichś „referendo-wyborach”.
Konstytucja daje każdemu prawo do niebrania udziału w ogólnokrajowym referendum. Zmuszanie kogokolwiek do „obalania” wymyślonego przez PKW domniemania, nie dość że jest niedopuszczalne, jest bezprawne.
m
mlk