Prawo do bezprawia

Polski rząd na piśmie odmówił stosowania się do orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Idziemy w ślady putinowskiej Rosji. Następny krok to wypowiedzenie Europejskiej konwencji o prawach człowieka. Po 30 latach od jej ratyfikacji (w 1993 r.) wracamy do PRL.

Na stronie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka pojawił się komunikat, że polski rząd poinformował sekretariat Trybunału, iż „środek tymczasowy wskazany przez Europejski Trybunał Praw Człowieka (…) nie będzie respektowany”. ETPCz w grudniu zeszłego roku zobowiązał polskie władze do przywrócenia do pracy w wydziale karnym Sądu Apelacyjnego w Warszawie trzech sędzi: Ewy Leszczyńskiej-Furtak, Ewy Gregajtys i Marzanny Piekarskiej-Drążek. Wszystkie poskarżyły się na to, że bez ich zgody i ze szkodą dla wymiaru sprawiedliwości zostały przeniesione do wydziału pracy. Była to szykana za stosowanie wyroków TSUE i ETPCz i odmowę orzekania z neosędziami.

Rząd odmówił wykonania tego zabezpieczenia tymczasowego ETPCz, powołując się na oświadczenie prezesa Sądu Apelacyjnego w Warszawie Piotra Schaba. Prezes Schab (i rzecznik dyscyplinarny dla sędziów w jednej osobie) stwierdził, że nie obowiązują go orzeczenia ETPCz, bo Trybunał (niegdyś) Konstytucyjny orzekł, że są sprzeczne z polską konstytucją. Rząd stwierdza więc, że „skoro wyrok Trybunału Konstytucyjnego jest wiążący dla prezesa Sądu Apelacyjnego w Warszawie, to wykonanie postanowienia o zarządzeniu środka tymczasowego stanowiłoby naruszenie prawa polskiego”.

Koło się zamyka: rząd odmawia wykonywania orzeczeń TSUE i ETPCz, Komisja Europejska ogłasza zaskarżenie Polski do Trybunału Sprawiedliwości UE za wyroki Trybunału Przyłębskiej „unieważniające” wyroki TSUE. I za to, że w polskim Trybunale orzekają dublerzy, a rządzi nim powołana z połamaniem polskich przepisów Julia Przyłębska. Ta sama, od której – jeśli prezydent pośle wniosek o kontrolę ustawy rzekomo wykonującej praworządnościowy „kamień milowy” – będzie zależało, kiedy TK osądzi te przepisy, od których ma zależeć wypłata pieniędzy na KPO.

W środku tego zaklętego kręgu niepraworządności jest polski TK i Julia Przyłębska. Kiedy przyjdzie do rozliczeń – a pierwszym aktem rozliczenia będzie wyrok TSUE w sprawie legalności Trybunału – okaże się, że to tylko (z akcentem na „tylko”) „prezes Julia” jest odpowiedzialna za całą demolkę państwa prawa. No bo co ma zrobić polski rząd, polski parlament, prezes polskiego sądu i rzecznik dyscyplinarny, skoro mają orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego zakazujące im słuchać międzynarodowych trybunałów i stwierdzające zgodność z konstytucją np. przejęcia przez polityków Krajowej Rady Sądownictwa? Trybunał Przyłębskiej locuta, causa finita. I cóż mają robić te biedne misie? Gdyby doszło do stawiania przed Trybunałem Stanu, to powiedzą: myśmy tylko wykonywali orzeczenia polskiego Trybunału, który jako jedyny może orzekać o zgodności prawa z konstytucją. Już dziś podkreśla to premier Morawiecki i inni państwowi notable z prezydentem na czele.

Nie chodzi o to, żeby się rozczulać nad prezes Julią: jest dorosła i dobrze opłacana, krzywdy nie dozna. Jeśli stanie przed Trybunałem Stanu, to najwyżej straci sędziowski stan spoczynku i dostanie emeryturę na normalnych zasadach. Ale cała ta historia to gorzkie podsumowanie ostatnich siedmiu lat, po których instytucje państwa – jak mówią prawnicy – wydrążone są ze swoich funkcji i sprywatyzowane czy raczej spartyjnione. I majątek państwowy – też. Po latach, po których wymiar sprawiedliwości jest w ruinie, co przyznał sam Morawiecki, nie dostrzegając, że ta ruina to za jego pozwoleniem, bo w końcu to on dobiera ministrów i odpowiada za stan państwa.

I – oprócz Trybunału Przyłębskiej – nie ma winnych, bo ów Trybunał, w ramach usług dla władzy, uwalnia ją od obowiązku działania w zgodzie z konstytucją i przyjętymi przez Polskę międzynarodowymi konwencjami. Mamy stan zalegalizowanego bezprawia, a do PRL bliżej nam dziś niż w 1990 r., gdy przystępowaliśmy do Rady Europy. To, co kiedyś jako społeczeństwo traktowaliśmy jako nobilitację i honor, dziś Polska rękami rządzących odrzuca jako zniewolenie i atak na suwerenność.

Naszą suwerennością jest dziś prawo do bezprawia.