KPO. Kto mocniej naciśnie?
Polski rząd i politycy rządzących partii od kilku tygodni demonstracyjnie pokazują Unii, że nie zamierzają iść w sprawie realizacji „sądowych” kamieni milowych z KPO dalej, niż poszła prezydencka ustawa o likwidacji Izby Dyscyplinarnej. Walczą w ten sposób o złagodzenie interpretacji „kamieni”. Skarga czterech europejskich organizacji sędziowskich do TSUE na KPO może być przeciwwagą do nacisków rządu: pokazać, że sędziowie nie odpuszczą w walce o praworządność. Co zrobi TSUE?
Organizacje: Europejskie Stowarzyszenie Sędziów (EAJ), Stowarzyszenie Europejskich Sędziów Administracyjnych (AEAJ), Sędziowie i Prokuratorzy Europejscy dla Demokracji i Wolności (MEDEL) i Judges for Judges (fundacja Sędziowie dla Sędziów), poinformowały o złożeniu do TSUE skargi o stwierdzenie nieważności decyzji Rady Europejskiej ustanawiającej tzw. kamienie milowe dla odblokowania funduszy dla Polski. Koronnym argumentem jest ten, że „kamienie” nie realizują w pełni wydanych już orzeczeń TSUE dotyczących sytuacji zagrażającej niezawisłości polskich sędziów po „reformach” PiS. Deklarują, że celem skargi jest wstrzymanie wypłat pieniędzy na realizację KPO, dopóki rząd w pełni nie zrealizuje orzeczeń w sprawie polskiego sądownictwa.
Podstawą dla wniesienia skargi jest art. 263 traktatu o UE, który daje Trybunałowi kompetencję do kontrolowania m.in. aktów Rady Europejskiej. Skargę na taki akt może wnieść m.in. osoba fizyczna lub prawna, jeśli jej dotyczy. Organizacje argumentują w skardze, że „sędziowie z państw członkowskich UE są sędziami europejskimi, zobowiązanymi do stosowania prawa europejskiego w systemie bazującym na wzajemnym zaufaniu. W sytuacji gdy sądownictwo jednego z krajów członkowskich nie zapewnia niezależności sędziowskiej oraz poszanowania podstawowych zasad praworządności, całe sądownictwo w Unii Europejskiej jest tym niezaprzeczalnie dotknięte (tzw. efekt rozlania)”.
Trybunał może nie przyjąć skargi, uznając, że nie spełnia kryteriów – np. że organizacje sędziowskie nie wykazały, że są przyjęciem polskiego KPO w tym kształcie dotknięte. Może ją przyjąć i wydać sugerowane w skardze zabezpieczenie tymczasowe: wstrzymać wypłatę pieniędzy z KPO do czasu pełnej realizacji dotychczasowych orzeczeń TSUE w sprawie polskiego sądownictwa, w szczególności do przywrócenia zawieszonych sędziów, lub do wydania wyroku przez TSUE.
Jeśli natomiast orzekłby nieważność zaakceptowanego przez Radę Europejską KPO, wrócilibyśmy do punktu wyjścia, czyli do negocjowania nowego KPO. Wtedy opinia publiczna w Polsce obciążyłaby winą za brak pieniędzy już nie rząd, nie Unię, nie opozycję, ale TSUE. To chyba nie jest efekt, o który w tej sprawie chodzi.
Najprawdopodobniej chodzi o wspomniany już nacisk, który ma być przeciwwagą dla nacisku wywieranego przez polityków rządzących partii. Niepochlebnie o „kamieniach milowych” i naciskach Unii na ich realizację mówi dziś nie tylko Zbigniew Ziobro, ale też prezes Kaczyński i premier Morawiecki. Liczą na to, że Unia – ustami Ursuli von der Leyen – po raz kolejny zmieni interpretację, czego konkretnie dla realizacji poszczególnych „kamieni” oczekuje od polskich władz. Bo podpisując uroczyście KPO w Warszawie, przewodnicząca von der Leyen mówiła np., że Unia oczekuje udostępnienia zawieszonym sędziom procedury odwołania się od zawieszenia, a niedawno, także podczas wizyty w Polsce, mówiła już o „przywróceniu” sędziów do orzekania i podkreśliła, że mają wrócić na poprzednio zajmowane miejsca.
Ta zmiana tonu została oprotestowana przez polityków rządzących partii jako eskalowanie roszczeń. I była prawdopodobnie podyktowana faktem, że sędziowie nie tylko nie są przywracani – także ci, którzy mają orzeczenia sądów pracy o przywróceniu – ale represje wobec nich eskalują. Ostatnio blisko 1400 sędziów z całej Polski, w tym sędziowie Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku, podpisało protest przeciwko przeniesieniu do wydziału rodzinnego dwóch karnistek z wydziału karnego Sądu Apelacyjnego w Warszawie: Ewy Gregajtis i Ewy Leszczyńskiej-Furtak. Prezes tego sądu i jednocześnie rzecznik dyscyplinarny Piotr Schab publicznie przyznał, że to forma represji za kwestionowanie legalności mianowania neosędziów. A więc władza wciąż pokazuje Unii, że ma sposoby, by represjonować sędziów mimo braku Izby Dyscyplinarnej. Pokazuje też, że ma sposoby, by represjonować za kwestionowanie powołań neosędziów, choć Unia jako warunek akceptacji KPO stawia zaprzestanie karania za badanie prawidłowości powołania, które zresztą opiera się na orzeczeniach TSUE.
A więc trwa nacisk na Unię, żeby odpuściła, bo władza się nie ugnie. Skarga organizacji sędziowskich to nacisk w drugą stronę – żeby nie odpuszczała.
A we wrześniu tymczasowa Izba Odpowiedzialności Zawodowej SN rozpatrzy wniesione jeszcze do Izby Dyscyplinarnej odwołania pełnomocników zawieszonych sędziów: Krzysztofa Chmielewskiego, Macieja Ferka, Macieja Rutkiewicza i Piotra Gąciarka. W składach orzekających oprócz wskazanych przez prezes Manowską sędziów (troje) jest także dwóch neosędziów.
Komentarze
Wielkim błędem jest oddawać władze w ręce prawników ze szczególnym uwzględnieniem sędziów – czyli ludzi mało kompetentnych w sprawach ważnych dla zwykłego człowieka (vide pseudoreprywatyzacja , kopalnia Turów, puszcza Białowieska – brak pojęcia o gospodarce leśnej).