Konstytucja jest w nas

25 lat temu Zgromadzenie Narodowe przyjęło konstytucję. Rodziła się w bólach, sporach i oskarżeniach o „zdradę narodową” (oczywiście prawica). Główne osie sporu to pozycja prezydenta (system prezydencki czy „kanclerski”) i implementacja doktryny Kościoła katolickiego. A także poziom zagwarantowania praw socjalnych (większość znalazła się w rozdziale o zadaniach państwa, czyli nie można ich dochodzić sądownie).

Prawa i wolności „człowieka i obywatela” zapisano niemal dokładnie tak jak w Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka. Tu nie było kompromisu: przyjęliśmy jasny, europejski standard wyznaczony orzecznictwem trybunału w Strasburgu. Teraz, pod rządami PiS, Trybunał Julii Przyłębskiej orzekł, że Polska nie będzie się do niego stosować.

Konstytucja była wyjątkowo szeroko dyskutowana i negocjowana. Do prac zaproszono także siły pozaparlamentarne (m.in. „Solidarność”), by była to konstytucja narodowej zgody, a nie efekt przeforsowania woli aktualnej większości. Najpiękniej pokazuje tę intencję preambuła, której włączający, humanistyczny kształt to głównie zasługa Tadeusza Mazowieckiego.

Ceną kompromisu jest to, że w punktach, gdzie nie udało się osiągnąć zgody, konstytucja jest niejasna, jak w przypadku małżeństwa (nie: „małżeństwo, to związek kobiety i mężczyzny”, ale „małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny znajduje się pod ochroną RP”). Czy pozycja Kościoła katolickiego: wyznania są równouprawnione, ale konstytucja gwarantuje konkordat, nie ma świeckości ani neutralności wyznaniowej, jest „bezstronność w sprawach przekonań”, „poszanowanie autonomii oraz wzajemnej niezależności każdego w swoim zakresie” i „współdziałanie dla dobra człowieka i dobra wspólnego”. Takie zapisy skłoniły Trybunał Konstytucyjny m.in. do akceptacji krzyży w szkołach, finansowania katolickich uczelni czy sformułowania o przestrzeganiu wartości chrześcijańskich w ustawie o radiofonii i telewizji.

Pozycja kontrolna prezydenta w czasach kohabitacji, gdy prezydent jest z innej opcji niż rząd, w sumie nie okazała się toksyczna. Pod warunkiem że jest silny i sprawny Trybunał Konstytucyjny, który osądza rządowe ustawy skarżone przez prezydenta.

Pozycja Kościoła też nie byłaby destrukcyjna, gdyby nie miękkość polityków wszelkiej opcji i sędziów TK, którzy sankcjonowali coraz to poszerzające się polityczne obszary wpływu Kościoła.

Są zapisy w konstytucji, które okazały się na tyle nieprecyzyjne, że władzy udało się wsadzić stopę w drzwi praworządności i je wywalić. Tak jest np. z brakiem jasnego stwierdzenia, że sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa wybierają sędziowie (jest tylko, że wybiera się ich spośród sędziów). Błędem było też pominięcie prokuratury, dzięki czemu możliwe jest jest podporządkowanie rządowi i skrajne – pod rządami PiS – upolitycznienie, co godzi w cały system wymiaru sprawiedliwości.

Z drugiej strony ostatnie sześć lat pokazało, że jeśli władza ma wolę łamania konstytucji, to czy dany zapis konstytucyjny jest czy nie jest precyzyjny, nie ma kluczowego znaczenia. A żadna konstytucja na świecie nie zawiera zabezpieczeń przed jej łamaniem, które mogłyby się takiej woli rządzących oprzeć.

Po rozmontowaniu bezpiecznika, jakim jest Trybunał Konstytucyjny, znacznym uszkodzeniu Sądu Najwyższego i sądownictwa powszechnego i przejęciu mediów publicznych jedynym, co pozostało do obrony konstytucji, jest głos społeczeństwa obywatelskiego i Rzecznika Praw Obywatelskich.

Konstytucja w art. 2 mówi, że Rzeczpospolita jest demokratycznym państwem prawnym. To znaczy, że ustrój Polski opiera się na demokracji i praworządności. Władza PiS od początku rządzenia rozdzieliła te uzupełniające się cechy ustroju: ogłosiła, że demokracja unieważnia praworządność. Że liczy się wola większości, większość wybrała władzę polityczną, więc ta władza nie musi słuchać konstytucji. Tak było, dopóki nie przejęła Trybunału Konstytucyjnego. Teraz po prostu nadaje zapisom konstytucji takie znaczenie, jakie jej odpowiada. I sama stawia się w roli obrońcy konstytucji, czego symbolem jest Robert Bąkiewicz skandujący przez zafundowane mu z państwowych dotacji nagłośnienie: „Konstytucja, konstytucja!”, i zagłuszając tym przemówienie m.in. Wandy Traczyk-Stawskiej podczas październikowego wiecu na pl. Zamkowym w obronie polskiej przynależności do Unii Europejskiej.

Mimo gwałtu, jaki na konstytucji dokonano w ostatnich latach, polska konstytucja broni się zarówno jako dokument prawny, jak i symbol, wokół którego gromadzą się ci, którym bliska jest demokracja i praworządność.