Wyrok za homoszczucie

Kierowca homofobusa skazany. Sąd uznał, że homofobiczne twierdzenia wymalowane na autobusie Fundacji Pro-Prawo do Życia to pomawianie i zniesławianie, a nie naukowo potwierdzone fakty.

Sprawę – karną, z art. 212 kk (publiczne pomówienie) – do sądu wniosło Stowarzyszenie Tolerado. Najpierw akt oskarżenia wniosła gdańska prokuratura, ale – jak można się domyślać, w wyniku nacisków – wycofała go. I trudno się dziwić, bo pojawiało się pytanie, dlaczego ściga homofobusa, a nie ściga abp. Jędraszewskiego za jego „tęczową zarazę” czy ministra Czarnka za „ci ludzie nie są równi ludziom normalnym”?

Tolerado złożyło więc prywatny akt oskarżenia. I dziś wygrało w pierwszej instancji. Już samo to, że sąd przyjął ten akt oskarżenia, jest sukcesem, bo mógł – jak we wniesionej przeciwko homofobusowi i Fundacji Pro-Prawo do Życia przez Tolerado cywilnej sprawie o zniesławienie – uznać, że stowarzyszenie nie ma w tej sprawie „legitymacji procesowej”, czyli że obrazy nie było, bo homofobiczne hasła nie zostały skierowane pod jego adresem.

W sprawie cywilnej Sąd Apelacyjny w Gdańsku uchylił orzeczenie sądu pierwszej instancji o braku legitymacji. W sprawie karnej Sąd Rejonowy Gdańsk-Południe akt oskarżenia przyjął i sprawę osądził. Dziś sędzia Tomasz Jabłoński skazał kierowcę homofobusa na 20 godzin miesięcznie prac społecznych i nawiązkę 5 tys. zł na pomoc dla uchodźców z Ukrainy.

Tolerado podało fragmenty ustnego uzasadnienia wyroku. Sąd stwierdził, że kierowca homofobusa nie wykazał, że hasła, którymi oblepiony był samochód i które grobowym głosem odczytywał lektor przez megafon, polegały na prawdzie. A chodzi o twierdzenia, że „pederaści żyją średnio 20 lat krócej”, „czyny pedofilskie zdarzają się wśród homoseksualistów 20 razy częściej”, „70 proc. zachowań na AIDS dotyczy pederastów” oraz „91 proc. dzieci wychowywanych przez lesbijki i 25 proc. wychowywanych przez pederastów jest molestowanych”.

Sąd stwierdził, że „przedstawione wyniki badań Camerona i Regnerusa, które zostały dołączone do akt sprawy, nie zostały włączone do kanonu nauki jako zweryfikowane i powszechnie podzielane tezy (…), powołanie się na te badania jest nieuprawnione (…) i w ogóle w ocenie sądu przeprowadzenie takiego dowodu prawdy w tych okolicznościach i przy tych pomówieniach nie jest po prostu możliwe”.

Stwierdził też: „Furgonetka poruszająca się po mieście to nie jest przyczynek do prowadzenia debaty naukowej czy analizy naukowych badań, na pewno nie taka intencja towarzyszyła temu działaniu. Przeciwnie, takie hasła jak tacy idą po twoje dzieci, tacy chcą edukować twoje dzieci – powstrzymaj ich (…) nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, że celem przekazu jest wzbudzenie niepokoju, niechęci, uprzedzenia do osób o orientacji homoseksualnej”.

Niestety, nie udało się posadzić na ławie oskarżonych Fundacji Pro-Prawo do Życia, która ufundowała homofobusa (a właściwie homofobusy, bo takie furgonetki pojawiły się w 2019 r. także w innych miastach Polski). A więc ukarano narzędzie, a nie rękę, która go użyła. Ale precedensem jest, że udało się ścigać karnie homofobiczną mowę nienawiści, której do tej pory polskie prawo nie obejmowało. To, co robiła Fundacja Pro-Prawo do Życia za pomocą homofobusów, to szczucie na osoby nieheteronormatywne, elegancko ujęte w kodeksie karnym jako „znieważanie grupy ludności” (art. 257 kk) czy „nawoływanie do nienawiści” (art. 256 kk). Tylko że oba te przepisy zarezerwowane są do ochrony przed przestępstwami z nienawiści wyłącznie ze względu na rasę, narodowość, pochodzenie etniczne bądź religię. Tożsamości płciowej czy seksualnej nie obejmują.

Tym razem homofobiczną mowę nienawiści udało się ścigać z niesławnego artykułu 212 kk. Bardzo ważne w tym wyroku jest to, że sąd nie uznał za naukowe notorycznie przywoływanych przez homofobiczne organizacje tzw. badań Paula Camerona (Cameron został wykluczony z Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego za naruszenie etyki).

A także że sąd nie „uciekł” w twierdzenie, że tego typu zorganizowane akcje przeciwko całej grupie społecznej mieszczą się w granicach wolności głoszenia poglądów.

Oczywiście to dopiero pierwsza instancja, a Fundacja Pro-Prawo do Życia zapewne złoży apelację.