Polska krajem stosów

Kilka wieków opóźnienia, ale mamy stosy i palenie czarownic. Niby symboliczne, ale ofiary śmiertelne też są.

W Zaduszki – informacja o młodej kobiecie, która zmarła na sepsę, bo lekarz nie chciał się narazić na odpowiedzialność karną za spowodowanie śmierci dziecka poczętego. Mimo że to dziecko i tak nie miało żadnych szans na przeżycie ze względu na liczne wady rozwojowe i brak płynu owodniowego w macicy. Lekarz wbrew etyce zawodowej nie udzielił pacjentce pomocy, ulegając terrorowi ideologicznemu. Choć prawo pozwalało w takiej sytuacji na ratowanie życia matki przez usunięcie dziecka z jej łona. To nie jest odosobniony przypadek. To są współczesne stosy dla kobiet i groźba ze strony Świętej Inkwizycji wobec lekarzy. Świętą Inkwizycją jest tu nie tylko państwo. Są współobywatele, tak jak w średniowieczu żądający prześladowań w imię wyznawanej wiary.

Kilka dni później ci obywatele święcą kolejny triumf: ich projekt zrównania ochrony życia płodu i osób urodzonych trafia decyzją marszałkini Sejmu do pierwszego czytania w sejmowej komisji. Ma sprawić, że żaden lekarz nie odważy się ratować życia kobiety ciężarnej, jeśli może to zagrozić płodowi. Mimo że jej śmierć równa się śmierci płodu. Tu nie chodzi bowiem o ratowanie „życia poczętego”, tylko o akt symboliczny, w którym życie płodu stawia się ponad życiem ciężarnej. Ona musi umrzeć pierwsza – jako symboliczna ofiara składana na ołtarzu wierności ideologii wyższości życia poczętego nad urodzonym.

Kilka dni wcześniej obywatele wznoszący stosy mieli inny sukces: wprowadzili do prac w sejmowej komisji projekt odbierający obywatelom nieheteronormatywnym część ich praw obywatelskich, z wolnością słowa i zgromadzeń na czele. Po porażce, jakiej doznali w samorządach lokalnych, które dla unijnych pieniędzy unieważniały uchwały sprzeciwiające się równemu traktowaniu osób LGBT, teraz postanowili to samo osiągnąć w skali całego państwa. Cała Polska ma być teraz „strefą wolną od ideologii LGBT”.

Mówi się, że ten projekt w Sejmie koniec końców nie przejdzie, że będzie się obijał w komisji do końca kadencji Sejmu. Może. Ale zostanie odziedziczony przez następny Sejm. A przede wszystkim jest kolejną podpałką stosu ułożonego dla osób nieheteronormatywnych. Mają się tam przypiekać na wolnym ogniu napiętnowania. Żeby pamiętali, że w tym kraju nie ma dla nich miejsca. Niech wyjeżdżają lub skaczą z mostu, jak transpłciowa Milo.

Stosy płoną też na granicy. Ułożyła je władza, ale z błogosławieństwem większości obywateli Polski. Płoną dla ludzi nazwanych przez władze amunicją Łukaszenki. Wśród nich są dzieci urodzone i nieurodzone – te w łonach kobiet szczutych psami, wyrzucanych jak worki, za ręce i nogi, przez zasieki, jak młoda nigeryjska studentka. Pędzonych do lasu, bez jedzenia i pomocy lekarskiej. Im z kolei nie należą się ludzkie prawa, bo są niepolskiej krwi. A przede wszystkim nie powinni chodzić po polskiej ziemi, bo są obcy. Obcych nie chcemy.

Polska nie jest już tylko krajem niepraworządnej władzy. Staje się krajem bezlitosnych, fanatycznych ludzi. Są w mniejszości, ale ich siłą są ci obojętni, którzy zgarniają pod siebie i się nie wtrącają. Razem stanowią większość.