Państwo PiS atakuje szefa NIK

Syn Mariana Banasia zatrzymany. Prokurator generalny zapowiada wniosek o pozbawienie szefa NIK immunitetu. Czyli władza polityczna za pomocą podległej sobie prokuratury i służb atakuje szefa Najwyższej Izby Kontroli – konstytucyjnego organu państwa. Robi to dzień po przedstawieniu przez niego w Sejmie raportu z analizy wykonania budżetu państwa, w którym pokazał m.in. mechanizmy kreatywnej księgowości uprawniane przez rząd w celu ukrywania poziomu deficytu i dezinformowania społeczeństwa. Takie manipulacje mogą być kiedyś materiałem na odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu.

Robi to też przed przedstawieniem przez NIK kolejnego raportu o gospodarowaniu przez prokuratora generalnego/ministra sprawiedliwości Funduszem Sprawiedliwości, czyli publicznymi pieniędzmi, które powinny iść na pomoc postpenitencjarną i ofiarom przestępstw, a idą np. na przedsięwzięcia o. Rydzyka (w 2020 r. 13,3 mln zł).

Wiemy, że szef NIK „kryształowy” nie jest. I choć świetnie sprawdza się w roli niezależnego kontrolera, to najprawdopodobniej dlatego, że pokłócił się ze swoimi protektorami z partii rządzącej i toczy z nimi nawet nie zakulisową, ale otwartą wojnę. Jego bronią są właśnie uprawnienia kontrolne i raporty. Władza nie może podważyć rzetelności tych raportów – choćby tego, w którym ujawnił dokumenty świadczące o tym, że premier Morawiecki wiedział, że łamie prawo, przygotowując wybory „kopertowe” – więc postanawia zastraszyć Banasia i odebrać mu publicznie wiarygodność.

Zastraszeniu służy zatrzymanie syna. O siebie Banaś się nie boi. Nawet jeśli Sejm odbierze mu immunitet, będzie pełnił swoją funkcję prawdopodobnie do końca kadencji, bo dopiero prawomocne skazanie może go pozbawić funkcji. Poprzedni szef NIK Krzysztof Kwiatkowski stracił immunitet w połowie sześcioletniej kadencji i normalnie sprawował funkcję. Postawienie Banasiowi zarzutów karnych byłoby powodem do odebrania mu certyfikatu dostępu do informacji niejawnych – tyle że to się już stało kilka miesięcy temu. I spokojnie może kierować Izbą bez tego, bo NIK jest ciałem kolegialnym, a zastępcy prezesa mają dostęp do tajemnic.

Odebranie Banasiowi immunitetu i postawienie zarzutów karnych (na razie nie wiemy, co poza nieprawidłowościami w zeznaniach podatkowych) ma odebrać wiarygodność jego raportom. Tyle że to nie zadziała: o ich rzetelności świadczy bowiem to, że władza atakuje Banasia. Poza tym raporty opierają się na dokumentach źródłowych – i to wystarczy do weryfikacji ich wiarygodności.

Władza próbuje więc Banasia zastraszyć, żeby tych raportów nie produkował. Temu służy zatrzymanie syna. Banaś stracił już jednego syna (wypadek w górach), więc to na pewno jego słaby punkt. Już przed ujawnieniem informacji z raportu o wyborach „kopertowych” pojawił się wątek syna: Banaś dostał rzekomy mail od niego, że ten planuje popełnić samobójstwo. Trudno tego nie potraktować jako ostrzeżenia, że synowi coś może się stać. Takimi metodami posługiwały się służby PRL. Służby państwa PiS zaś potraktowały to jako pretekst do przeszukania nieruchomości Banasiów.

Marian Banaś nie ugiął się wtedy, nie ugnie się zapewne i teraz. Chociaż gdyby udało się doprowadzić do aresztowania (zdecyduje sąd), otwiera to drogę do dręczenia syna. Na przykład Sławomir Nowak, podobnie jak inni więźniowie specjalnej troski politycznej, choćby były prezes Sądu Apelacyjnego w Krakowie Krzysztof Sobierajski, poddawany był codziennym przeszukaniom osobistym (poniżająca procedura z rozebraniem do naga) przy każdym wyjściu i powrocie do celi. W ogóle możliwości szykan w areszcie jest nieprzebrana mnogość, więc ojciec może dostawać regularnie informacje o tym, co się z nim dzieje. Łącznie z informacjami, że np. miał próby samobójcze. To już może być za dużo nawet dla „pancernego Mariana”.

Z drugiej strony nie jest niewiarygodne, że jakieś powody do stawiania zarzutów Banasiom są. Domagała się tego zresztą opozycja przed i tuż po powołaniu Banasia do NIK. I miała podstawy. A więc nie możemy zakładać, że zarzuty są sfabrykowane. Choć bardzo prawdopodobne, że nie pojawiłyby się, gdyby Marian Banaś serio nie potraktował swojej roli szefa Najwyższej Izby Kontroli.

Tak działa państwo Bezprawia i wybiórczej Sprawiedliwości, do czego się już, niestety, przyzwyczajamy.