Rafał Gaweł i sprawa polska

Polskie sądy stały się niewiarygodne za granicą. To klęska nie tylko dla sądów i sędziów, ale także dla Polski. Klęska symboliczna i praktyczna – groźby nieuznawania naszych wyroków. Dzieje się tak mimo heroicznego oporu sędziów, którzy narażając karierę, orzekają w zgodzie z prawem i sumieniem. Autorytet sądownictwa legł w gruzach. To jedna z największych zbrodni rządów PiS.

Rafał Gaweł, prawomocnie skazany w Polsce za oszustwa finansowe i ścigany pod zarzutem kolejnych oszustw, dostał azyl w Norwegii. Sprawa ma szczególny aspekt: Gaweł był współzałożycielem Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich w Białymstoku. Oskarżenie o defraudację pieniędzy w związku z prowadzona przez siebie działalnością gospodarczą traktował jako represję za działalność antyrasistowską. Wyjechał do Norwegii po prawomocnym skazaniu, w trakcie kolejnego śledztwa. I poprosił o azyl. Można sądzić, że to właśnie antyrasistowska działalność Gawła, obok faktu zmasowanego nacisku na polski wymiar sprawiedliwości i sukcesywnego odbierania sędziom gwarancji niezawisłości, była powodem przyznania azylu. Tamtejsze władze nie zajmowały się kwestią jego winy czy niewinności.

Sytuacja jest bezprecedensowa: do tej pory zdarzały się jedynie odmowy wydania osób ściganych w Polsce na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania. Uzasadnienie podobne: nie ma gwarancji dla niezależności sądów, a co za tym idzie – sprawiedliwego procesu.

Oprócz ocen samego skazanego: że oskarżenie i proces były represją nie ma, a przynajmniej nie znamy żadnych dowodów ani opinii niezależnych obserwatorów na to, że proces Gawła nie był uczciwy, a sądy nie orzekały niezawiśle. Sprawę rozpatrzyły dwie instancje, miał obrońcę, nic nie wiemy o tym, by sąd ograniczał jego prawo do obrony. O procesie pisała m.in. „Gazeta Wyborcza”.

Gaweł napisał na FB, że decyzję o azylu podjęto po analizie „wszystkich aspektów związanych z sytuacją, w której się znalazłem, moim procesem i w tym kontekście skandalicznymi działaniami białostockiej prokuratury”. Miał także znaczenie „stopień destrukcji i upolitycznienia polskiego wymiaru sprawiedliwości i organów ściągania po zmianach, które wprowadzili w Polsce szowinistyczni nacjonaliści z partii rządzącej”. Dalej wymienia m.in. „brak reakcji państwa polskiego na działalność skrajnie prawicowych i faszyzujących bojówek i organizacji, które bezkarnie stosują przemoc wobec przeciwników politycznych”, i że złożył w Trybunale w Strasburgu skargę na „realne i udokumentowane prześladowania ze strony członków polskiego rządu oraz organów”, które go dotknęły.

Można zatem uznać, że organy norweskie badały prawdopodobieństwo, czy Gaweł padnie ofiarą represji. I wyszło im, że jest wystarczająco wysokie, by uznać go za ofiarę. Trudno się dziwić, skoro większość spraw o propagowanie rasizmu i neofaszyzmu jest w Polsce umarzana, a ściga się np. dziennikarzy (TVN – „urodziny Hitlera”) za dokumentowanie takich aktów. Skoro najwyżsi przedstawiciele władz wypowiadają się pogardliwie i nienawistnie o uchodźcach czy osobach niehetronormatywnych, a samorządy przyjmują nawet uchwały, w których takie osoby uznają za zagrożenie dla rodziny, społeczeństwa i wiary.

Co do stanu polskiego wymiaru sprawiedliwości – organy norweskie nie musiały nawet niczego badać. Wszystkie osiągnięcia polskich władz w dziedzinie „reformy” wymiaru sprawiedliwości i wszystkie akty represji wobec sędziów są od pięciu lat dokumentowane i stanowią podstawę opinii, uchwał i rezolucji międzynarodowych organów. Ze skargami Komisji Europejskiej do Trybunału Sprawiedliwości UE włącznie. Norweskie organy miały też „gotowca” w postaci sprawy przed TSUE o możliwość realizacji polskich wniosków ENA wobec braku gwarancji niezawisłości dla polskich sędziów.

W stanie wojennym emigranci z Polski w wielu krajach niemal z automatu traktowani byli jak uchodźcy polityczni. Wydaje się, że ta sytuacja – oczywiście dostosowana do współczesnych realiów – wraca.

To, co w całej sprawie jest szczególnie dojmujące, to coraz bardziej samotna walka polskich sędziów o zachowanie godności i niezawisłości. Władza wzięła się za czyszczenie wymiaru sprawiedliwości z sędziów niezawisłych, co w tych dniach właśnie realizuje za pomocą Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. We wtorek Izba ma odebrać możliwość orzekania sędzi Beacie Morawiec, szefowej stowarzyszenia Themis, traktowanej przez ministra-prokuratora Ziobrę jak osobistego wroga: wygrała z nim proces o ochronę dóbr osobistych. Podległa Ziobrze prokuratura oskarża sędzię, na podstawie plotki, o wzięcie łapówki w postaci… telefonu komórkowego. Równie prawdopodobne byłoby oskarżenie o załatwienie wyroku w zamian za komplet sztućców.

Jedyną wina sędzi Morawiec jest konsekwentna obrona niezawisłości, która w dzisiejszej Polsce jest równoważna zdradzie stanu. Tak dramatycznej sytuacji nie było nigdy. Ani tak heroicznej postawy sędziów. Ale Komisja Europejska nie spieszy się, by upomnieć polski rząd, że nie wykonał postanowienia TSUE o zawieszeniu działania Izby Dyscyplinarnej. A TSUE – by wydać wyrok oceniający, czy ta Izba daje gwarancję niezależnego orzekania.

Jak widać, łatwiej uzyskać ludziom ochronę przed polskimi sądami niż sędziom – przed władzą polityczną.