Prezes SN, co się TSUE nie będzie kłaniał

Małgorzata Manowska jest nowym pierwszym prezesem Sądu Najwyższego. To ją wskazał Andrzej Duda, mimo że otrzymała dwa razy mniej głosów sędziów niż sędzia Włodzimierz Wróbel. Przedtem prezydent zapowiedział, że wybierze osobę, która nie wypowiada się politycznie.

Sędzia Małgorzata Manowska może i nie wypowiada się politycznie, za to kiedy się wypowiada, to głoszone przez nią poglądy rymują się z pisowską „reformą” wymiaru sprawiedliwości. Nic dziwnego, skoro dała się wybrać do Sądu Najwyższego przez neo-KRS, a jako dyrektorka Krajowej Szkoły Sędziów i Prokuratorów zwalniała wykładowców o niesłusznych poglądach na tę „reformę”.

Małgorzata Manowska to – jakby nie spojrzeć – jednak wersja soft. Prezydent mógł wskazać np. Tomasza Demendeckiego. Byłego komornika z postępowaniem dyscyplinarnym na koncie i kolegę byłego wiceministra Łukasza Piebiaka, którym zresztą straszył sąd dyscyplinarny. Podobno Zbigniew Ziobro intensywnie lobbował za Demendeckim.

Sędzia Manowska to wersja soft także wobec wcześniejszego wyznaczenia przez prezydenta na „komisarza” najpierw Kamila Zaradkiewicza, a potem Aleksandra Stępkowskiego.

Prezes Manowska nie będzie żołnierzem PiS. Zachowa dystans i kulturę. I pozory. Nie będzie „towarzyskim odkryciem” prezesa. Ale i tak będzie, jak ma być. Na przykład już pojawiła się cenzura: ze strony SN usunięto krytyczne stanowisko 50 sędziów Zgromadzenia Ogólnego w związku z procedurą wyboru kandydatów na pierwszego prezesa.

Sąd Najwyższy został przejęty na tyle, na ile pozwala na to PiS-owi obecność – wciąż większościowa – „starych” sędziów. SN, liczący teraz 99 sędziów, a docelowo 125, nie tak łatwo przejąć i kontrolować jak liczący 15 sędziów Trybunał Konstytucyjny.

Podczas odpowiedzi na pytania zadawane kandydatom na pierwszego prezesa SN przez uczestników Zgromadzenia Ogólnego sędzia Manowska unikała kontrowersyjnych i przesądzających stwierdzeń. Ale i tak widać z nich, że wszędzie, gdzie będzie to od niej zależało, nie dopuści do zakwestionowania wyboru i działalności nowych Izb SN. Nawet gdyby tak orzekł Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Nie dopuści też do kwestionowania statusu neosędziów przez polskie sądy, w tym Sąd Najwyższy.

Zdecydowanie stwierdziła, że sędziowie, polscy czy unijni, nie mogą oceniać i podważać statusu innych sędziów. Pytana, czy uzna wyrok TSUE, jeśli podważy on status neosędziów, odparła: „Nie mogę sobie wyobrazić, aby TSUE mógł narzucić jakiemukolwiek państwu, że powołania sędziowskie dokonane zgodnie z jego prawem wewnętrznym są nieważne”. A więc prezes Manowska nie uzna, że orzeczenie TSUE ma wpływ na orzekanie tych sędziów tu, w Polsce. Pytana o zasadę pierwszeństwa prawa unijnego nad krajowym, odpowiedziała zresztą, że to unijne nie ma „charakteru absolutnego”.

Czy będzie respektować postanowienie zabezpieczające wydane przez TSUE, a zawieszające działalność orzeczniczą Izby Dyscyplinarnej do czasu osądzenia skargi Komisji Europejskiej? „W ścisłych granicach, bez wkraczania w sferę niezawisłości sędziów tej Izby” – odpowiedziała. Co to oznacza? „W ścisłych granicach” – to znaczy tylko w zakresie orzekania w sprawach dyscyplinarnych sędziów, bo tego dotyczy skarga KE. A więc prezes Manowska zamierza „odmrozić” orzekanie Izby w sprawach dyscyplinarnych prokuratorów, adwokatów, radców prawnych czy komorników. Co oznacza niewkraczanie w „sferę niezawisłości sędziów tej Izby”? Może np. to, że jeśli sędziowie sami uznają, że chcą orzekać, to ona im tego zabraniać nie będzie? A na 9 czerwca Izba Dyscyplinarna wyznaczyła rozpoznanie uchylenia immunitetu sędziemu Igorowi Tulei. To oznacza pozbawienie go możliwości orzekania na dowolnie długo.

Manowska stwierdziła też, że TSUE w zabezpieczeniu tymczasowym nie nakazał zawieszenia działalności Izby Dyscyplinarnej, a jedynie „powstrzymanie się od przekazania spraw zawisłych przed Izbą Dyscyplinarną do rozpoznania przez skład, który nie spełnia wymogów niezależności orzeczenia”. „Nie można przyjmować z góry, że każdy skład nie jest składem niezależnym” – stwierdziła. To z jej strony manipulacja orzeczeniem TSUE, która pozbawia je wszelkiego sensu.

Kontynuując temat zawieszenia Izby Dyscyplinarnej, a także Izby Kontroli Nadzwyczajnej, sędziowie zapytali Manowską, czy zamierza respektować uchwałę trzech połączonych Izb SN, zawieszającą te dwie neoizby. Odpowiedziała, że się z nią „głęboko nie zgadza”, że zapadła bezprawnie, bo wyłączono z orzekania neosędziów. „Nie widzę możliwości, by obchodzić konstytucję i podważać status sędziów” – stwierdziła.

Sędziowie pytali ją też, czy możliwe jest zachowanie jedności Sądu Najwyższego w sytuacji tak głębokiego podziału między „starymi” sędziami a sędziami mianowanymi z udziałem neo-KRS. „Jak opadnie kurz bitewny, będziemy musieli ze sobą funkcjonować. Starsi stażem sędziowie nie rozpieszczali nas. Nie pozwolę na ostracyzm. Nie będzie mobbingu” – odpowiedziała. Czy tę odpowiedź można odczytywać jako deklarację łagodzenia antagonizmów?

Na pytanie o wyciek danych 50 tys. pracowników i studentów Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury sprzed trzech tygodni odpowiedziała, że w śledztwie ona i szkoła mają status pokrzywdzonych, a za dane odpowiadała firma zewnętrzna.

Dyplomatycznie wybrnęła z pytania o to, jak ocenia obecną działalność Trybunału Konstytucyjnego: „Staram się separować od dyskusji politycznej, nie służy to autorytetowi wymiaru sprawiedliwości”. I zadeklarowała, że dołoży starań, aby „odbudować autorytet” SN – jakby do tej pory Sądowi Najwyższemu tego autorytetu brakowało. Ale powiedziała też, że będzie pilnowała, by SN „nie stał się łupem polityków”. Śmiała wypowiedź, zważywszy że „łupem” może paść jedynie partii rządzącej, czyli PiS.

Ta zapowiedź nie zmienia faktu, że wraz z jej wyborem Sąd Najwyższy stał się łupem PiS – choćby przez to, że wybór ten dokonał się na podstawie niekonstytucyjnych przepisów, gwarantujących, że na czele SN stanie osoba wskazana de facto nie przez sędziów, a przez polityków. I prezes Manowska na pewno zdaje sobie z tego sprawę.