Trybunał Stanu nie dla Banasia

Marian Banaś zaczyna pełnienie urzędu od prezentacji raportu przygotowanego przez jego poprzednika: o nieprawidłowościach w programie „Praca dla więźniów” resortu Zbigniewa Ziobry. Atakuje więc osobę, od której zależy jego los. Ziobro zdecyduje, czy prokuratura postawi mu zarzuty, jakie one będą, kiedy zostaną postawione i kiedy zostanie wniesiony akt oskarżenia. A nawet o wniosku o tymczasowe aresztowanie po uchyleniu immunitetu przez Sejm. Dlaczego Banaś prezentuje raport? Prawdopodobnie wie, że PiS i Ziobro niczego mu nie zrobią. Bo w interesie PiS jest raczej pozostawienie Banasia na stanowisku niż wojna. Dlaczego?

Bo i tak bez zgody Senatu nie powoła nowego szefa NIK. A zaatakowany Banaś może partii zaszkodzić jak nikt. Raport o wydatkowaniu pieniędzy przez Ziobrę to tylko przygrywka.

„Dziennik Gazeta Prawna” przypomina, że spływają do niego inne wyniki kontroli zleconych przez Krzysztofa Kwiatkowskiego, przez lata polityka PO. I że jeszcze w tym roku opublikuje wyniki kontroli, która pokaże, czy działania instytucji państwowych – PiS – wobec GetBack były legalne, rzetelne i skuteczne. Warto przypomnieć, że straty inwestorów szacuje się na ponad 2,5 mld zł. Przy tym afera Amber Gold, z jej 850 mln strat, to pikuś.

Bardzo ciekawe byłoby, gdyby Banaś zlecił kontrolę publicznych funduszy (jeśli takie były), jakimi dysponowały spółka Srebrna i Instytut Lecha Kaczyńskiego. Ciekawy byłby też wątek obiecanego 1,3-miliardowego kredytu na budowę „bliźniaczych wież” przez prezesa Pekao SA Michała Krupińskiego (udziały w Pekao SA ma PZU, w którym z kolei 34 proc. udziałów ma skarb państwa). Jeśli ktokolwiek wie, z której strony ugryźć Srebrną pod kątem przepływów finansowych między nią a partią PiS, to na pewno Banaś.

Te kontrole to może być polisa ubezpieczeniowa Banasia. Polisa na to, że nie zostaną mu postawione zarzuty karne i że CBA, ABW i inne służby nie będą grzebać w jego majątku i życiu. Stawiam na to, że tak właśnie ostatecznie ułożą się stosunki między „pancernym Marianem” a partią, która wyniosła go do władzy.

Ale mimo że Banaś może się przyczynić do poszerzenia wiedzy o faktycznych metodach i skutkach sprawowania władzy przez PiS, nie powinien być szefem NIK. Bo w tym urzędzie nie chodzi o prowadzenie wendetty czy gier strategicznych z władzą, tylko o interes państwa. Nie mówiąc już o tym, że szef instytucji powinien być „nieskazitelnego charakteru”.

Ale mleko się rozlało i Banaś stoi na czele konstytucyjnego ciała kontrolnego. I nie zamierza ustąpić. Może zostać usunięty, gdy nie będzie zdolny do pełnienia funkcji z powodu choroby, za kłamstwo lustracyjne, skazanie prawomocnym wyrokiem i gdy Trybunał Stanu ukarze go zakazem sprawowania funkcji publicznych. Można oczywiście dopisać do ustawy jeszcze powód w rodzaju: „Sejm stwierdzi, że nie ma kwalifikacji moralnych do pełnienia funkcji”, ale to byłoby de facto zniesienie gwarancji nieusuwalności. Opozycja zapowiedziała, że nie zgodzi się na tego typu zmiany w prawie. I słusznie. Kłamstwo lustracyjne (gdyby było coś na rzeczy, a nic o tym nie wiadomo) lub skazanie prawomocnym wyrokiem odpadają, bo procesy potrwałyby parę lat.

Więc Lewica zbiera podpisy pod wnioskiem o Trybunał Stanu. To ma być wunderwaffe przeciwko Banasiowi, bo Trybunał Stanu, choć normalnie pracuje latami, a w dorobku ma jeden wyrok na 30 lat, to na polecenie PiS orzekłby zapewne jak Trybunał Konstytucyjny, we wskazanym czasie. Tyle że to byłoby nadużycie prawa. PiS robi to piąty rok, ale opozycji nie wypada.

Ustawa o Trybunale Stanu jasno stanowi, że wymienieni w niej najwyżsi funkcjonariusze państwa, w tym szef NIK, mogą przed nim odpowiadać za złamanie konstytucji lub ustawy „w związku z zajmowanym stanowiskiem” (art. 1 ust. 1). Art. 3 precyzuje: „Odpowiedzialność konstytucyjna obejmuje czyny, którymi osoby wymienione w art. 1 ust. 1, w związku z zajmowanym stanowiskiem lub w zakresie swojego urzędowania, chociażby nieumyślnie, naruszyły konstytucję lub ustawę”.

Zatem ustawa o Trybunale Stanu nie pozwala stawiać przed nim kogoś, kto popełni przestępstwo, np. ukradnie coś ze sklepu, ale nie jest to przestępstwo związane z piastowanym przez niego wysokim urzędem. Banasiowi trzeba by udowodnić, że nie płacił podatków w ramach pełnionych funkcji. Tymczasem wynajmował kamienicę całkiem prywatnie, jako osoba fizyczna, bez związku z funkcją ministra, którą zresztą pełnił dopiero od czerwca 2019 r. Albo przynajmniej trzeba mu udowodnić, że jako minister finansów nakazywał urzędnikom skarbowym zamykać oczy na to, że zaniża płacone podatki. Na razie nikt o niczym takim nie słyszał.

Wniosek o postawienie Mariana Banasia przed Trybunałem Stanu musiałby wskazywać, w jaki sposób wykorzystał stanowisko do popełnienia przestępstwa. Jeśli tego udowodnić się nie da – należy mu się normalny proces karny.

Tak więc postawienie Banasia przed Trybunałem Stanu byłoby takim samym nadużyciem jak zmiana ustawy, żeby go odwołać. Opozycja nie powinna się w nic takiego angażować.