W odpowiedzi na „opcję atomową” mec. Giertycha

Roman Giertych wymyślił „opcję atomową”, czyli scenariusz, w którym zdominowany przez opozycję Senat może blokować sejmowe ustawy. Wystarczy, żeby marszałek Senatu nie przekazywał do Sejmu uchwał Senatu dotyczących sejmowych ustaw.
Myślenie typowo pisowskie, stosowane np. przy niepublikowaniu przez premier Szydło wyroków Trybunału Konstytucyjnego w przekonaniu, że wyrok nieopublikowany nie obowiązuje.

Prawo (konstytucja i regulamin Senatu) nic nie mówią o tym, że dla ważności uchwały Senatu konieczne jest, by marszałek Senatu przesłał ją do Sejmu. Uchwała Senatu istnieje i jest ważna od momentu jej przegłosowania. Skoro tak, to Sejm może nad nią głosować – po uprzednim uzyskaniu opinii właściwej komisji sejmowej. I nie musi czekać na jej przesłanie przez marszałka. Treść uchwały Senatu nie może być tajna – byłoby to nie tylko absurdem, ale też złamaniem zasady jawności obrad.

Jeśli by – jak sugeruje mec. Giertych – opozycja zmieniła regulamin Senatu, wprowadzając tam jakieś skomplikowane czynności, które marszałek Senatu miałby wykonywać, zanim odeśle senacką uchwałę Sejmowi, to taki regulamin byłby sprzeczny z konstytucją. Art. 121 konstytucji, na który powołuje się Roman Giertych, służy bowiem uniemożliwieniu obstrukcji Senatu: daje Senatowi 30 dni na podjęcie uchwały w sprawie sejmowej ustawy, a jeśli Senat uchwały nie przyjmie uznaje się, że nie wniósł poprawek i ustawa wędruje prosto do prezydenta. Skoro więc konstytucja przewiduje uniemożliwienie senackiej obstrukcji, to Senat nie może przyjąć przepisów regulaminu umożliwiających tę obstrukcję. Gdyby zaś przyjął PiS zaskarży regulamin Senatu do Trybunału Konstytucyjnego, a ten – z czystym sumieniem, bez prawniczego kuglowania – uzna przepis za sprzeczny z konstytucją i usunie z regulaminu.

Tyle, jeśli chodzi o prawo.

Pozostaje kwestia moralności. Pod wpisem Romana Giertycha pojawiły się dziesiątki, jeśli nie setki entuzjastycznych głosów. To znaczy, że wyborcy nie-PiS-u afirmują łamanie konstytucji i w ogóle praworządności.

O co więc mają do PiS pretensje? O osobę Jarosława Kaczyńskiego?