„Gazeta Polska” musi wycofać z dystrybucji naklejki „strefa wolna od LGBT”

Tak orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie. Orzeczenie zapadło w ramach tzw. zabezpieczenia powództwa. Jest prawomocne od chwili wydania, czyli natychmiast.

To bardzo ważny precedens. Sprawa może przeciąć dyskusję, czy Empik i koncern BP miały prawo odmówić dystrybucji naklejek dołączonych do „GP”, powołując się na względy współżycia społecznego, czy może to, co zrobiły, należy potraktować jak rodzaj cenzury i uznać za nielegalne.

„Niedopuszczalnym jest doprowadzenie do sytuacji, gdy pewna część społeczeństwa z uwagi na jej przynależność do grup społecznych identyfikujących się jako LGBT padnie ofiarą represji w postaci niechęci, agresji czy pozbawienia jej praw do swobodnego korzystania z przestrzeni publicznej, w sytuacji gdy Konstytucja RP w art. 32 stanowi nakaz równego traktowania i odpowiadający mu zakaz jakiejkolwiek dyskryminacji, m.in. ze względu na orientację seksualną” – napisała w uzasadnieniu sędzia Agnieszka Derejczyk.

Z wnioskiem o zabezpieczenie powództwa zwrócił się do sądu działacz LGBT i organizator Marszu Równości w Lublinie Bart Staszewski. Jego pełnomocnikami są adwokaci Sylwia Grzegorczyk-Abram i Michał Wawrykiewicz. Przygotowują pozew o ochronę dóbr osobistych: godności, poczucia bezpieczeństwa, poczucia akceptacji społecznej osoby przynależnej do mniejszości, poczucie braku zagrożenia i dyskryminacji ze względu na orientację seksualną oraz prawo do udziału w życiu społecznym. Tymczasowe wstrzymanie dystrybucji nalepki ma zapobiec „rozprzestrzenianiu w przestrzeni publicznej treści nawołujących do segregowania społeczeństwa oraz promujących nienawiść wobec ściśle wskazanych grup społecznych zidentyfikowanych jako LGBT”.

Zabezpieczenie jest natychmiast wykonalne, to znaczy, że nie trzeba czekać na wynik odwołania się od tego postanowienia przez „Gazetę Polską”.

W praktyce wydawca „GP” musi załatwić – w dowolny sposób – żeby sklepy sprzedawały wydanie bez naklejek. Ale wyrok sprzedawcy mogą wykonać też, usuwając naklejki bez uprzedniego kontaktu z wydawcą „GP”.

Bart Staszewski ma w ciągu dwóch tygodni złożyć pozew. Jeśli tego nie zrobi – zabezpieczenie wygaśnie.

Sprawa będzie precedensowa. Z jednej strony mamy wolność słowa i zakaz cenzury prewencyjnej. Z drugiej – działanie na rzecz wywoływania podziałów i nienawiści w społeczeństwie, które przecież nie jest rolą prasy – ani tą opisaną w prawie prasowym, ani w konstytucji. Art. 6. Prawa prasowego mówi, że „prasa jest zobowiązana do prawdziwego przedstawiania omawianych zjawisk”, a art. 10 – że „zadaniem dziennikarza jest służba społeczeństwu i państwu. Dziennikarz ma obowiązek działania zgodnie z etyką zawodową i zasadami współżycia społecznego, w granicach określonych przepisami prawa”.

Odmowa dystrybucji jakiegoś tytułu prasowego może być niebezpiecznym precedensem, dlatego ważne jest, aby sąd ocenił, czy są jakieś granice obowiązku dystrybutora. Orzeczenie o zabezpieczeniu powództwa wskazuje, że sąd ma wątpliwości co do bezwzględnego nakazu dystrybucji każdego zarejestrowanego tytułu prasowego, niezależnie od jego zawartości. Nalepki „GP” nie są zresztą materiałem prasowym. Służą do rozpropagowania pewnej idei przez rozklejanie. W tym sensie podobne są raczej do plakatu. Tyle że mają znacznie większą siłę rażenia, bo nie trzeba na nie wykupywać powierzchni reklamowej. A do tego zawierają nienawistne treści.

Miejmy nadzieję, że proces nie będzie się toczył latami, bo problem „stref wolnych od LGBT” staje się coraz bardziej palący. LGBT to 7 do 10 proc. obywateli Polski.