Nie ma winy bez wolnej woli

Nie będzie wyroku w sprawie Kajetana P. – Sąd Okręgowy w Warszawie ponownie otworzył przewód sądowy i – jak poinformowało biuro prasowe sądu – będzie nadal prowadzone postępowanie dowodowe.
O co chodzi? Nie wiadomo, bo rozprawa toczy się z wyłączeniem jawności. Ale można przypuszczać.

A pierwsze przypuszczenie, które się nasuwa, jest związane z tym, że Kajetan P. jest chory psychicznie. Przebywa na oddziale psychiatrycznym w areszcie śledczym w Łodzi. I był chory w momencie popełniania czynu. Najprawdopodobniej zabił właśnie z powodu choroby. Przypomnijmy: oświadczył, że zabójstwo przypadkowej osoby miało być dla niego kolejnym etapem samodoskonalenia się, wyzwalania z mentalnych i prawnych więzów, jakie nakłada na jednostkę społeczeństwo. Temu też miało służyć zjedzenie kawałka swojej ofiary (czego w końcu, spanikowawszy, nie zrobił). Po zabójstwie zamierzał dalej doskonalić się na pustyni, w Tunezji.

Biegli spierają się, czy w momencie zabójstwa nauczycielki włoskiego miał całkowicie, czy częściowo zniesioną poczytalność. Jeśli całkowicie – sąd nie może go uznać winnym. W takim wypadku orzeka bezterminowe umieszczenie w szpitalu psychiatrycznym. Jeśli świadomość miał zniesioną częściowo, sąd może go uznać winnym i orzec karę, którą może – choć nie musi – nadzwyczajnie złagodzić. Np. zamiast dożywocia dostałby 15 albo 25 lat.

Dziennikarze piszą w takich przypadkach, że uznany za niepoczytalnego „może uniknąć kary”. „Uniknąć” znaczy „wymigać się”. Inaczej mówiąc: zbrodnia może mu ujść na sucho. I tak myśli większość opinii publicznej. Zwykle oczekuje ona od prokuratury oskarżenia, a od sądu – skazania. A więc domaga się uznania, że sprawca był częściowo lub całkowicie poczytalny. Bez względu na fakty, bo „zbrodnia domaga się kary”.

I sądy, bywa, ulegają. Albo nie ulegają, tylko sędziowie sami uważają, że kara się należy bez względu na poczytalność. Więc sprawcy idą do więzienia, gdzie nie są leczeni, bo brak miejsca na oddziałach terapeutycznych. I wychodzą. I potem tworzy się ośrodki „na bestie”, gdzie umieszcza się takie osoby.
Dzieje się tak wbrew zasadzie, że osoba, która nie może pokierować swoim postępowaniem, nie ponosi za nie winy. Zasada nie jest uniwersalna, bo w niektórych stanach USA wykonuje się wyroki śmierci na osobach niepoczytalnych lub poważnie upośledzonych umysłowo. A do 2005 r. także na 16-latkach. Ale w większości krajów demokracji zachodniej osoby niepoczytalne się leczy, a nie karze.

Wracając do Kajetana P.: można przypuszczać, że przyczyną otwarcia na nowo przewodu sądowego jest właśnie zasadnicza wątpliwość, czy był w stanie pokierować własnym postępowaniem. Z tego, co wiemy, po zatrzymaniu przez jakiś czas był nieracjonalnie agresywny: rzucił się na policjantów, a potem próbował dusić psycholożkę. Teraz nie ma z nim żadnych problemów. Być może dlatego, że dobrze dobrano mu leki. Nie można wykluczyć, że zostanie wyleczony trwale albo będzie dobrze funkcjonował na lekach, nie stanowiąc zagrożenia.

W lipcu 2014 r. na sopocki deptak wjechała sportowa Honda i rozjeżdżała spacerowiczów. 32-letni Michał L. celowo wjeżdżał w ludzi. Potrącił 23 osoby. Podobno wydawało mu się, że jest w grze komputerowej. Kiedy zatrzymał się na słupie, ludzie chcieli go zlinczować. Życie uratowali mu policjanci. Kilka miesięcy później prokuratura umorzyła sprawę, przekazując Michała L. sądowi z wnioskiem o umieszczenie w szpitalu psychiatrycznym z powodu niepoczytalności spowodowanej chorobą psychiczną. Dziennikarze pisali, że „uniknie kary”.

Trafił na internację do szpitala psychiatrycznego. Po blisko trzech latach starał się o zwolnienie. Biegli musieli ocenić, czy nadal stanowi zagrożenie. Nie jest prosto wziąć na sumienie decyzję o wypuszczeniu sprawcy tak medialnie nagłośnionej sprawy. Zaryzykowali, bo Michał P. przyjmował leki, czuł się winny tego, co zrobił, i nie chciał, by coś podobnego jeszcze się kiedyś zdarzyło. Miał rodzinę i znajomych, którzy deklarowali wsparcie. Od dwóch i pół roku jest na wolności, nic się nie zdarzyło.

Nie ma dobrych metod prognozowania, czy ktoś – chory czy zdrowy psychicznie – może być niebezpieczny, a tym bardziej – czy popełni przestępstwo. Orzeczenie, że ryzyko istnieje, kosztuje co najwyżej wyrzuty sumienia. Orzeczenie, że nie stanowi zagrożenia, może biegłego narazić na obarczenie winą, jeśli jednak coś się stanie. Wymaga odwagi. Dlatego np. przez sześć lat istnienia ośrodka dla „niebezpiecznych” w Gostyninie (zwanego ośrodkiem dla „bestii”) wyszła z niego zaledwie jedna osoba na 67 tam umieszczonych.

I dlatego ciągle ich tam przybywa. Dlatego też rzecznik praw obywatelskich interweniuje w szpitalach psychiatrycznych, gdzie latami przetrzymuje się osoby, powtarzając, na zasadzie „wytnij-wklej”, przy każdym możliwym co pół roku wniosku o zwolnienie tę samą opinię: że nie kwalifikuje się do wyjścia.
Nie wiemy, czy to właśnie sprawa stopnia niepoczytalności Kajetana P. będzie przedmiotem dalszego postępowania w jego wznowionej sprawie, ale miejmy nadzieję, że zasada, iż można uznać winnym tylko kogoś, kto mógł w sposób świadomy pokierować swoim postępowaniem, zostanie uszanowana.