Strajk – nie kryzys. Szansa

Samorządy, zamiast powoływać sztaby kryzysowe, nadchodzący strajk nauczycieli mogą wykorzystać do prawdziwej, obywatelskiej edukacji, którą w szkołach blokują zależni od rządu kuratorzy.
Nauczyciele głosują nad strajkiem. I prawdopodobnie strajk będzie, bo władza zapewnia, że nauczycielom pieniędzy nie da. Ma się zacząć 8 kwietnia i trwać „do skutku”, więc raczej długo. Mówi się już o przesunięciu egzaminów dla gimnazjalistów i ośmioklasistów.

W Warszawie powołano w tej sprawie sztab kryzysowy. Prezydent Rafał Trzaskowski szacuje, że strajk może dotknąć ćwierć miliona dzieci. „Trzeba się nimi zająć, trzeba dać im jeść” – mówi.

Dlaczego tylko jeść? Dlaczego nie zorganizować „wyjść”, np. do ratuszy: dzielnicowych i miejskich, gdzie dzieci dowiedzą się, co to jest samorząd, czym się zajmuje, może obejrzą posiedzenia rady miejskiej czy gminnej? Dlaczego nie zaprosić ich do Sejmu – jeśli marszałek Sejmu wpuści, bo może uznać dzieci za zagrożenie dla bezpieczeństwa, jak to już w przeszłości bywało. Mogą pójść do biura Rzecznika Praw Obywatelskich, do Rzecznika Praw Dziecka. Do PŁODO – jak teraz nazywa się instytucja zajmująca się ochroną danych osobowych, żeby nauczyć się, co to są dane osobowe, dlaczego warto je chronić i jak w tym może pomóc PŁODO. I, oczywiście, do sądu – na rozprawę, po to, żeby zobaczyć, jak sąd działa, porozmawiać z sędziami o ich pracy. I o – nie bójmy się tego słowa – konstytucji. Można odwiedzić organizacje pozarządowe i porozmawiać o wolontariacie.

Przedstawiciele tych instytucji mogą też przyjść do szkół i przedszkoli na pogadanki. Szczególnie w miastach i miejscowościach, gdzie nie ma siedzib tych wszystkich instytucji. Można – jak to już bywało i za co wdrożono wobec sędziów postępowanie dyscyplinarne – zorganizować symulację np. sądu nad Wilkiem za zjedzenie Czerwonego Kapturka i Babci. Można dać pole organizacjom pozarządowym zajmującym się edukacją: prawną, obywatelską, równościową. A także zorganizować warsztaty z rozwiązywania sporów metodą mediacji i negocjacji. I – oczywiście – warsztaty na temat rozpoznawania i nieagresywnego radzenia sobie z mową nienawiści. A może warto też uzupełnić wiedzę historyczną uczniów, np. o Okrągłym Stole, co do którego dostali ostatnio informację od prof. Zybertowicza, że „komuniści podzielili się tam władzą z własnymi agentami”? I o zbliżającej się rocznicy 4 czerwca, i o znaczeniu dla dzisiejszej Polski tamtych wyborów?

Samorządy lokalne, które przecież odpowiadają za szkoły, mogą załatać dziury w edukacji obywatelskiej uczniów, która dziś sprowadza się do rzekomo patriotycznej indoktrynacji. Mogą wprowadzić do edukacji treści rugowane ze szkół przez politycznie zadaniowanych kuratorów.

Samorządy mają realną władzę urządzania przestrzeni życia mieszkańców także tam, gdzie sięgają ambicje władzy centralnej. Pokazuje to choćby przykład programów zapłodnienia in vitro, na poziomie krajowym zablokowanego przez PiS. A ostatnio okazało się, że można rozwiązać od lat nierozwiązywalny na poziomie krajowym problem wymuszania obecności na lekcji religii: Warszawa przenosi je na przed lub po lekcjach. Rozwiązanie proste, nienaruszające niczyjej wolności. Do tego klauzula społeczna we współpracy miasta z firmami i organizacjami. Do tej pory dotyczyła tylko wymogu zatrudniania osób niepełnosprawnych. Teraz warunkiem ma być wykazanie się całościową polityką równościową także wobec innych zagrożonych dyskryminacja grup.

Można? Można! Tylko zamiast mówić, trzeba robić. Właśnie nadarza się fantastyczna okazja. Także dla nauczycieli, którzy w ramach strajku mogą wesprzeć tę obywatelską edukację, odbierając władzy politycznej argument, że się lenią, zostawiając uczniów na pastwę losu.