Sędzia, „dzban” i sprawa standardów

Pewna pani adwokat publicznie, bo w mediach społecznościowych, skrytykowała pewnego sędziego. Ostro, bo nazwała go m.in. „dzbanem”. „Dzban” to słowo zeszłego roku oznaczające w uczniowskiej gwarze człowieka durnego i obciachowego, a więc pani adwokat określiła owego sędziego niewątpliwie obraźliwie. A sędzia to nietuzinkowy: błyskotliwie w ostatnich latach awansował, zasiada w KRS i wypowiada się chętnie w sprawach ważnych dla niezawisłości sądownictwa.

Oburzony obywatel podpisujący się poprawnym politycznie nickiem „Polski Patriota” wysłał z domeny „patriocixxiwieku.pl” donos do zastępcy rzecznika dyscyplinarnego sędziów Przemysława Radzika „zawiadomienie” o „haniebnym” zachowaniu adwokatki, które „plami honor adwokatury polskiej”. Rzecznik Radzik zwrócił się po pisemne wyjaśnienia do dziekana Izby Adwokackiej, z której adwokatka pochodzi.

Doniesienie i pismo rzecznika Radzika krąży w internecie jako kuriozum. Tymczasem jeszcze trzy lata temu publiczne wyśmiewanie sędziego przez adwokata wzbudziłoby powszechne oburzenie. I słusznie. Ale czasy się zmieniły. Dziś premier i członkowie polskiego rządu mówią o sędziach jako byłych stalinowcach i sugerują, że działają w mafijnym układzie, że działają na szkodę ludzi, że mają słoiki ze złotem zakopane w ogródkach. A spółki skarbu państwa opłacają antysędziowską kampanię.

W tych czasach nazwanie sędziego „dzbanem” przez adwokatkę – to naprawdę pikuś. Ale fakt, że to pikuś, świadczy o tym, gdzie zabrnęliśmy dzięki „zmianie”. Tak jak „wojna z terroryzmem” niszczy prawa człowieka, tak „dobra zmiana” i stawiany jej opór niszczą standardy zachowań.

Do odrobienia będzie więcej, niż sądzimy.