Smacznego karpia po torturach
Magda Gessler, kulinarna celebrytka, namawia do głodzenia karpi na tydzień przed ich zabiciem. Wtedy jest naprawdę czysty i zdrowy – mówiła na spotkaniu z konsumentami (cytat za „Super Expressem”).
Rada jest o tyle bez sensu, że sprzedawane żywcem karpie i tak nic nie jedzą od momentu, gdy zaczyna się ich „droga na nasze wigilijne stoły”, czyli ekstremalne okrucieństwo zakończone waleniem tłuczkiem po głowie, a bywa, że i patroszeniem żywcem, bo czaszkę mają akurat niezwykle twardą. Nikt ich podczas tej „drogi na stół” nie karmi. A nawet gdyby karmił, to i tak nie jadłyby z bólu i stresu, któremu są poddawane od wyłowienia, przez rzucanie nimi, transport w minimalnej ilości wody, leżenie w skrzynkach, gdzie woda nie zakrywa im nawet skrzeli, lub w sklepowych „basenach”, gdzie pływają we krwi własnej i poranionych towarzyszy. A potem jeszcze kładzenie na wadze, z której, śliskie, spadają na podłogę. I podduszanie w foliowych torbach, za to z plastikowym „koszykiem”, który zwalnia z ustawowego obowiązku transportowania ryb w wodzie.
Tak przynajmniej wynika ze sprzecznych z ustawą o ochronie zwierząt, a wydanych przez Głównego Lekarza Weterynarii na zamówienie lobby hodowców ryb „wytycznych w sprawie postępowania z żywymi rybami będącymi przedmiotem sprzedaży detalicznej”. Karp jest w stanie przetrwać nawet kilka godzin bez wody. W tym czasie się dusi, cierpi ból i strach, bo choć nie krzyczy, to – jak wynika z badań naukowych – jego system nerwowy nie różni się od tego, jaki mają ssaki. Jego cierpienie fizyczne i psychiczne też. Ale jest OK, bo cierpi dla idei: naszej, polskiej, wigilijnej tradycji. Tak przynajmniej argumentują umorzenia postępowań o znęcanie się nad rybami policja i prokuratura: tradycja wigilijna to „kontratyp”, czyli okoliczność sprawiająca, że coś, co jest przestępstwem, przestaje nim być.
Magda Gessler zaleca głodzenie karpi nie dla idei, czyli tradycji. Magda Gessler myśli kubkami smakowymi i żołądkiem. Ciekawe w takim razie, czy badała, jak na smak karpia wpływa cierpienie? Kiedyś pisałam o sprawie świni w rzeźni w Żelistrzewie, którą – źle ogłuszoną – wrzucono żywcem do oparzarki. Gdy się szamotała – trzymano pokrywę (wszystko nakręcili kamerą obrońcy zwierząt). Miałam wtedy okazję rozmawiać z inspektorami weterynarii i specjalistami od bezpieczeństwa żywności. Przekonywali mnie, że to absolutnie odosobnione zdarzenie. Że rzeźnicy pilnie dbają, by zwierzę przed śmiercią nie cierpiało, bo wtedy jego mięso gorzej smakuje: wydzielają się hormony stresu i krew gorzej schodzi przy wykrwawianiu, co też negatywnie wpływa na smak i wygląd. Jeden ze speców od żywności powiedział mi, że w mięsie zwierzęcia, które cierpiało, jest dużo krwiaków. – Na wędlinie może pani zobaczyć takie czerwone „pajączki” – tłumaczył.
Nie jem mięsa, ale w sklepowych ladach chłodniczych można obejrzeć plastrowaną wędlinę w folii. „Pajączków” w niej pełno.
Ale smak mięsa z cierpieniem może dla jednych jest gorszy, a dla drugich – wręcz przeciwnie? Może te hormony od bólu i stresu podniecają ich podniebienia? Na przykład Koreańczycy uważają, że mięso psów jest lepsze, jeśli się je przed zabiciem dobrze pookłada pałkami.
Pani Magda Gessler proponuje głodzenie. Główny Lekarz Weterynarii – podduszanie. Smacznego Bożego Narodzenia!
Komentarze
obawiam sie, ze jak opropne by sie nam nie wydawaly pewne praktyki w stosunku do zwierzat to nie ma szans na ich wyrugowanie. Z tego co wiem (a mam w rodzinie wlasciciela stawow rybnych) to karpie i inne ryby „czysci sie”, nie karmiac ich tygodniami przed swiatecznym odlawianiem, bo podobno wtedy nie maja mulistego posmaku. A co z ubojem zapewniajacym ze mieso bedzie koszerne albo halal? Jakie okropne musza byc stres i meka zwierzat powieszonych glowa w dol i poderznietych aby sie wykrwawily? O tym, co sie dzieje w naszych rzezniach sama Pani Autorka wspomniala. A czy widziala Pani na wloskiej plazy, co robia Wlosi ze zlapana osmiornica? Tluka ja kamieniem przez kilka minut przed wrzuceniem na grilla, bo podobno tylko wtedy jest odpowiednio krucha i miekka. A raki wrzucane tradycyjna metoda na zywca do wrzatku (tak przy tym „piszcza”), to samo robi sie zreszta (podobno) z homarami.
Jesli ma sie etyczne problemy to jedynym wyjsciem jest nie jedzenie miesa i wszelkich innych zywych istot. No ale inni beda to nadal robic, wiec bedac wegetarianinem mozna miec poczucie moralnej wyzszosci w stosunku do takiej pani Gessler na przyklad. Liczenie na poprawe losu karpii i innych jest uluda.
Ciesze sie, ze Polityka poruszyla ten temat. A jako pracownik brytyjskiej sluzby zdrowia mam rade dla Ms. Gessler, zeby tez przez tydzien nie jadla. Bedzie szczuplejsza I zdrowsza. Otylosc jest choroba.
Doprawdy, pisząc felietony do Polityki wypadałoby znać chociaż podstawy w temacie, jaki się porusza.
Ryby są organizmami zmiennocieplnymi. To znaczy, że ich metabolizm jest regulowany w dużej mierze przez otoczenie a temperatura ich ciała jest niewiele wyższa niż temperatura środowiska w jakim ryba przebywa. W przeciwieństwie do nas, ludzi, ryby nie muszą (i nie potrafią) wykorzystywać energii do utrzymania stałej wysokiej temperatury wewnątrz organizmu. Jak nietrudno się domyślić (mam taką nadzieję, że nietrudno) w okresie zimowym ryby w polskich wodach nie żerują, ich metabolizm zwalnia niemal do zera i w takim stanie funkcjonują przez 3-4 miesiące w roku. Nie odczuwają głodu, nie rozmnażają się, nie pobierają pokarmu, chyba, że podstawi im się ten pokarm pod pysk (łowienie spod lodu). Zresztą łowienie spod lodu działa głównie na drapieżniki (okoń, szczupak) bo ryby karpiowate w okresie zimowym nawet za bardzo nie mają czym się żywić w naszej szerokości geograficznej. Ot, takie ewolucyjne przystosowanie do przetrwania w nieprzyjaznym klimacie. W zimie nie ma w wodach planktonu, larw owadów, rozwijających się glonów czy skorupiaków. Czy autorka zadała sobie pytanie czym żywią się u nas ryby karpiowate w okresie zimowym? Podsumowując, 7-dniowa „głodówka” karpia zalecana przez Magdę Gessler jest, z punktu widzenia ryby, najmniejszą niedogodnością związaną z wigilijną tradycją Polaków, o ile w ogóle możemy mówić o jakiejś niedogodności. Ryba to nie czworonożny pupil, który wymaga trzech posiłków dziennie przez cały rok.
Warto odnieść się również do wysuniętej tezy jakoby stres wpływał na smak rybiego mięsa. Codziennie poławiane są tony ryb we wszystkich morzach i oceanach na świecie. Ryby całymi stadami przerzucane są z sieci do pojemników transportowych, pozbawione wody, tlenu, ściśnięte jedna obok drugiej. Ciężko wyobrazić sobie większy stres. Czy te ryby są według autorki niesmaczne? Trafiają na talerze najlepszych restauracji i wygląda na to, że konsumenci są zadowoleni. Skąd zatem absurdalny wniosek, że 7-dniowa głodówka karpia wigilijnego negatywnie wpłynie na smak mięsa?
Najbardziej przykre jest to, że ludzie łykają takie hasła niczym pelikan swoją zdobycz a fala oburzenia rozlewa się po całym internecie niczym głupota wśród antyszczepionkowców. Zaledwie garstka komentarzy to nieśmiałe głosy rozsądku próbujące wytłumaczyć zjawisko zmiennocieplności.
Trudno mi sobie wyobrazić by można było bardziej się skompromitować jednym felietonem. Tym bardziej, że autorka deklaruje na swojej stronie chęc zrozumienia każdego problemu zanim go oceni. Tutaj zrozumienia tematu zabrakło w ogóle. Polityka powinna zastanowić się kogo zatrudnia do pisania felietonów.
Zgadzam się z Panią. W kwestii zaoszczędzenia bólu wszystkiemu co żyje oraz w ocenie kucharki. Idea obżarstwa wywodząca się z b.dawnych czasów, kiedy po okresach sytych następowały głodne nie ma obecnie podstaw. Jedzenia w bogatych krajach jest dość, problemem staje się przygotowanie potraw dla grymaśnych snobów stąd takie powodzenie siorpiących i mlaskających kucharek. W opisanym przypadku ordynarnej. Myślę też że za mało uwagi poświęca się wychowaniu dzieci w idei szacunku i ciepłych uczuć dla wszelkiego życia na naszej planecie, za mało jest przykładów ze strony dorosłych, niewiele wychowania w szkole. Chciałabym żeby to się zmieniło, ale rzeczywistość zmierza w przeciwnym kierunku. Pozostają życzenia.
Szanowna Pani Ewo!
Bloger może pisać mądrze, głupio, dwuznacznie. kontrowersyjnie, jego prawo.
Ale na litość Boska dlaczego Pani nazwała swój blog konserwatywny? Dalibóg z konserwatyzmem on ma tyle wspólnego co ja z belcanto!
Moim zdaniem pani Gessler nie polczuje ani z karpiem ani z ludzmi ktorzy musza wystepowac w jej durnym programie.
Trudno się z treścią wpisu nie zgodzić.
Gessler ( nie żebym usprawiedliwiał 😉 ) pewnie skojarzyło się oczyszczanie ślimaków przez głodówkę , jak to Francuzi robią. Jak nauczyliśmy ich jeść widelcem, to i karpie wiemy lepiej jak oporządzać. 🙁