Władza robi zadymę na stulecie

Prezydent Warszawy zakazała Marszu Niepodległości, bo uznała, że będzie na nim łamane prawo, a policja nie zapewnia bezpieczeństwa. Policja twierdzi, że zapewnia. Tymczasem policjanci biorą masowo zwolnienia lekarskie, walcząc o sprawy płacowe – podobno już 14 tys. jest na zwolnieniach. Komendant główny policji kusi tysiącem złotych za przyjście do pracy 11 listopada. Wojsko też kusi.

Marsze narodowców wyraźnie potraktowane zostały jak klęska żywiołowa wymagająca pomocy wojska. MON jest hojniejszy niż policja: proponuje żołnierzom po 1800 zł. Opole wystawia… 20 żołnierzy. Ale ponoć armia ma wystawić w sumie 2 tys. Zapowiedziano, że w ochronę marszu w Warszawie włączy się Służba Ochrony Państwa. Można zmobilizować strażaków, ale – jak doniosło Radio RMF FM – też biorą zwolnienia. No i jest potężna armia Macierewicza: obrona terytorialna. Tylko jest kłopot, bo w sporej części składa się z narodowców właśnie.

Jak na zapowiadane na marszu sto tysięcy narodowców, zaprawionych przecież w bojach, siły wystawione przez policję i wojsko to rzeczywiście niewiele. A jeśli Marsz Niepodległości zostanie decyzją sądu zakazany – i tak przemaszerują, tyle że w gorszych humorach.

Może więc skorzystać z uchwalonej na początku rządów PiS ustawy antyterrorystycznej? Świeża, nieużywana…

Ale sytuacja zmienia się dynamicznie. Zaraz po komunikacie Hanny Gronkiewicz-Waltz o zakazie marszu odezwał się prezydent Duda. I zapowiedział, że robi własny marsz tą sama trasą. Prezydent nie martwi się o zabezpieczenie tej imprezy. I zaprasza wszystkich „z biało-czerwonymi flagami”. Narodowcy zagrozili, że jak sąd ich marszu zakaże, to skorzystają z zaproszenia. Czyli de facto prezydent wrócił do pierwotnej koncepcji maszerowania z narodowcami, od której się już odżegnał, bo bał się, że za jego plecami wyciągną np. baner „Polska cała tylko biała”.

Perspektywa przyłączenia się narodowców do prezydenckiej imprezy jest tym bardziej realna, że rzecznik prezydenta ogłosił, iż prezydencki marsz jako uroczystość państwowa ma pierwszeństwo. Więc nawet gdyby sąd nie podtrzymał zakazu Marszu Niepodległości, to on i tak nie mógłby się odbyć – musiałby ustąpić. Genialne!

Tyle że to nieprawda. Prawo o zgromadzeniach nie daje państwowym uroczystościom pierwszeństwa. Wspomina o nich tylko w jednym przepisie: że nie podlegają prawu o zgromadzeniach. Ale to nie znaczy, że mają pierwszeństwo. Jeśli nie ma przepisów ustawowych – decyduje konstytucja. A ona gwarantuje wolność zgromadzeń – nie władzy, ale ludziom. O jakimkolwiek prawie władzy do organizowania uroczystości nie ma w niej słowa. A już tym bardziej o pierwszeństwie. A wiec kolizję wcześniej zgłoszonego zgromadzenia z planami władzy należałoby rozstrzygnąć na korzyść zgromadzenia „prywatnego”. Inna interpretacja oznaczałaby, że władza może dowolnie pozbawiać nielubiane grupy korzystania z wolności zgromadzeń, organizując uroczystości w upatrzonych przez te grupy miejscach.

Zobaczymy, co będzie. Wygląda na to, że zadyma. A władze – tak Warszawy, jak państwowe – walnie się do tego przyczyniają.

MON zażądał sprostowania informacji, że ministerstwo proponuje żołnierzom pieniądze. Nie odpowiedziałjednak na pytanie, czy pieniądze są proponowane żołnierzom w jednostkach.