Polexit

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nie ma prawa badać, czy polski wymiar sprawiedliwości mieści się w ramach unijnych standardów – tak ma orzec Trybunał Konstytucyjny. Odpowiedni wniosek skierował właśnie do niego prokurator generalny Zbigniew Ziobro.

Wniosek prokuratora Ziobry do Trybunału Julii Przyłębskiej i Mariusza Muszyńskiego to de facto polecenie służbowe. Trudno sobie wyobrazić, by agenda władzy wykonawczej, jaką stał się Trybunał Konstytucyjny, polecenia nie wykonała. A więc PiS chce wyjąć polskie sądownictwo z sądownictwa unijnego. To oznacza wyprowadzenie Polski z Unii, bo Unia opiera się na prawie, które uznają i wykonują sądy wszystkich unijnych państw. A o interpretacji tego prawa orzeka Trybunał Sprawiedliwości.

Prokurator Ziobro skierował do Trybunału Konstytucyjnego dodatkowy wniosek w sprawie, którą wniósł już w sierpniu, po tym jak siedmioro sędziów Sadu Najwyższego zadało pytanie prejudycjalne do TSUE w sprawie przepisów odsyłających sędziów Sądu Najwyższego na wcześniejsza emeryturę. Wtedy Ziobro postawił tezę, że to pytanie prejudycjalne nie miało związku ze sprawą, na tle której Sąd Najwyższy je zadał. I chciał, żeby Trybunał Konstytucyjny to potwierdził. Takie sformułowanie wniosku do Trybunału Konstytucyjnego nie miało prawnego sensu, bo Trybunał nie ma kompetencji, by oceniać, które pytanie prawne do TSUE nadaje się do rozpatrzenia przez TSUE, a które nie.

Jednak Trybunał Przyłębskiej i Muszyńskiego zapewne by sobie z tym poradził, bo nie czuje się skrępowany prawem, podobnie jak partia rządząca. Teraz prokurator Ziobro sformułował wniosek dalej idący: chce, by Trybunał Konstytucyjny uznał, że polskie sądy nie mają prawa pytać TSUE o żadne sprawy związane ze sposobem funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości w Polsce: ani z posyłaniem na wcześniejszą emeryturę sędziów, ani przerywaniem kadencji prezesów sądów, ani z odsuwaniem sędziów od sądzenia spraw i z innymi sposobami manipulacji składami sądzącymi, ani z politycznym obsadzaniem wolnych stanowisk sędziowskich, ani z Krajową Radą Sądownictwa, ani z postępowaniem dyscyplinarnym (i zapewne wydaleniami z zawodu) za wyroki i działalność publiczną sędziów.

Prokurator Ziobro argumentuje, że polska konstytucja jest ponad prawem Unii (co wynika zresztą z wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2009 r.), a konstytucja nie pozwala na przekazanie organowi Unii kompetencji polskiego organu w całości albo in blanco. Tylko że w przypadku pytań prejudycjalnych chodzi o interpretowanie prawa Unii, a taka interpretacja nigdy nie należała do kompetencji żadnego polskiego organu – ani według konstytucji, ani innych przepisów.

Dalej jest mowa o tym, że polskie sądy pytaniami prawnymi nie mogą przyznawać Trybunałowi Sprawiedliwości kompetencji, które należą do polskich organów. A to do polskich organów władzy należy określanie ustroju sądownictwa. A więc sądy, pytając o to TSUE, naruszają zasadę trójpodziału władzy i działania w granicach prawa. Sądy nie mogą też przekazywać TSUE kompetencji szerszych, niż to wynika bezpośrednio z prawa Unii. A Unia nie reguluje zasad funkcjonowania sądownictwa, więc TSUE nie może ich oceniać – twierdzi prokurator Ziobro. Tyle że według Traktatu o UE to TSUE ocenia, co jest objęte prawem Unii, a co nie. I już przynajmniej dwukrotnie w tym roku: w sprawie skargi portugalskich sędziów i pytania irlandzkiego sądu dotyczącego europejskiego nakazu aresztowania, TSUE uznał, że w ramach prawa Unii mieszczą się gwarancje niezależności sądów i niezawisłości sędziów. Unia opiera się na wzajemnym zaufaniu państw członkowskich do krajowych wymiarów sprawiedliwości, a trudno mieć zaufanie do sądu, który nie działa niezależnie i nie orzeka niezawiśle. Unia nie wtrąca się natomiast w organizację wymiaru sprawiedliwości: w to, ile w danym kraju jest instancji sądowych, czy jest odrębne sądownictwo administracyjne i konstytucyjne itd.

PiS praktycznie postawił już polskie sądownictwo poza unijnym. Świadczą o tym coraz liczniejsze pytania sądów unijnych o niezawisłość polskich sędziów w związku z europejskimi nakazami aresztowania. Sam sąd irlandzki wstrzymał już z tego powodu wydanie ponad 20 osób. Sądy zagraniczne zaczynają nawet rezygnować z takich pytań: sąd włoski z góry założył, że polski wymiar sprawiedliwości nie jest niezależny, i zwolnił z aresztu czekającego na ekstradycję do Polski Pawła M. ps. „Misiek”, poszukiwanego pod zarzutami założenia i kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, rozbojów, ciężkiego pobicia i handlu narkotykami. Teraz dalsze ściganie Miśka uzależnione jest od tego, czy sam zechce się stawić na wezwanie polskiej prokuratury.

Za chwilę kwestionowanie niezależności polskiego sądownictwa dotknie innych spraw. Tymczasem PiS walczy z tym metodą stłuczenia termometru: chce zakazać polskim sędziom zadawania pytań prejudycjalnych dotyczących niezależności sądownictwa. A kiedy TK usłużnie orzeknie to, czego partia od niego oczekuje, będzie pewnie sędziom zadającym pytania TSUE stawiał przed sądami dyscyplinarnymi zarzuty o złamanie konstytucji.

Na razie skierowanie wniosku do TK to tylko prężenie muskułów, które ma odstraszyć sędziów od zadawania pytań i TSUE – od orzekania w ich sprawie. Głupie to i nieskuteczne, bo TSUE nie jest związany wyrokami polskiego Trybunału. Ale kiedy PiS „odpali” tę sprawę, czyli wyda polecenie, by TK orzekł – będzie to oznaczało wypowiedzenie posłuszeństwa prawu unijnemu przez polski rząd.

PiS usiłuje postawić Donaldowi Tuskowi zarzut „zdrady dyplomatycznej” za to, że zgodził się, by sprawa katastrofy w Smoleńsku badana była według załącznika do konwencji chicagowskiej, co miało utrudnić jej wyjaśnienie, a więc było działaniem na szkodę interesu Polski.

Czym w takim razie określić faktyczne wyprowadzanie Polski z Unii Europejskiej przez rząd PiS?