Nie łudźmy się: będą ofiary

Zeszłotygodniowe przesłuchania sędziów przez rzeczników dyscyplinarnych odbyły się z naruszeniem prawa. Portal OKO.press opisał przebieg przesłuchań: prezesa Stowarzyszenia Iustitia Krystiana Markiewicza, rzecznika prasowego Iustiti Bartłomieja Przymusińskiego i Igora Tuleyi. Przesłuchani zostali w charakterze świadków, z tym że nie wiadomo, świadków czego i w jakim postępowaniu dyscyplinarnym ich zeznania mają być użyte. Wiadomo jedynie, że sprawa dotyczy „przekroczenia przez sędziów granic swobody wypowiedzi publicznej w wypowiedziach na temat innych sędziów i »przedstawicieli organów konstytucyjnych«”. Przesłuchanie odbyło się w ramach postępowania wyjaśniającego, w ramach którego przesłuchiwać nie wolno.

OKO.press ustalił, że zeznania nagrano na wideo, do czego nie ma podstawy prawnej. Pytania dotyczyły m.in. udziału w tegorocznym Przystanku Woodstock, na którym grupa kilkunastu sędziów dyskutowała z uczestnikami festiwalu o wymiarze sprawiedliwości.

Sędziowie na przesłuchanie przyszli z pełnomocnikami: adwokatami Jackiem Dubois, Mikołajem Pietrzakiem i Krzysztofem Stępińskim. Adwokaci zwracali uwagę, że (art. 114 par. 2 usp.) rzecznik dyscyplinarny w ramach czynności wyjaśniających może co najwyżej wezwać sędziego do złożenia pisemnego oświadczenia albo odebrać od niego oświadczenie ustne. Nie ma prawa przesłuchiwać. A sędziowie zostali przesłuchani. W dodatku sporządzono z tej czynności protokół, czego też na tym etapie postępowania robić nie wolno – tu stosuje się pomocniczo kodeks postępowania karnego, art. 307. Dowody zdobyte ze złamaniem prawa, w tym procedury, powinny być nielegalne. Powinny, ale w 2016 r. PiS uchwalił zmianę z procedurze karnej, w której nakazuje sądowi – w tym przypadku był to sąd dyscyplinarny – przyjmować takie dowody.

Wszyscy trzej przesłuchani sędziowie, a także sędzia Olimpia Barańska-Małuszek z Gorzowa i sędzia Arkadiusz Krupa z Sądu Rejonowego w Łobzie byli na tegorocznym Przystanku Woodstock, czyli Pol’and’Rock Festival. Dwojga ostatnich sędziów nie przesłuchano, ale rzecznicy dyscyplinarni zażądali przeglądu ich referatów (spraw, które sądzą i które już osądzili), by znaleźć coś, o co dałoby się zrobić postępowanie dyscyplinarne. W przypadku sędziego Krupy może też chodzić o jego publikowane na łamach „Rzeczpospolitej” satyrycznie rysunki-komentarze. Na oboje sędziów nie było skarg, ich praca była do tej pory dobrze oceniana, więc nie ma powodu do zlecenia przeglądu referatów przez rzecznika dyscyplinarnego.

Po co te przesłuchania i „trzepanie” referatów sędziów? Z tego, że tak demonstracyjnie łamie się przy tym procedurę, można wnioskować, że to teatr mający wywołać „efekt mrożący” u sędziów – tych, a także całego środowiska. Ma odstraszyć od różnych aktów nieposłuszeństwa: od krytycznych wypowiedzi do uchwał w obronie sędziów i sądów.

Jak na razie nie podziałało. Pojawiły się uchwały sędziowskich zgromadzeń: w Warszawie, Łodzi i Gorzowie Wielkopolskim, skąd pochodzą szykanowani sędziowie, w obronie sędziów, krytykujące działania KRS, w tym wybory do Sądu Najwyższego.

Zapewne na straszeniu się nie skończy. Łamanie procedury nie oznacza, że PiS nie zamierza skierować spraw do sądu dyscyplinarnego. Wybrani przez PiS na rzeczników dyscyplinarnych i do Izby Dyscyplinarnej SN sędziowie znajdą sposób, by uznać nielegalne dowody – ot, choćby korzystając ze wspomnianej procedury legalizującej ich uznanie, wprowadzonej przez PiS do kpk. Nie po to PiS zmieniał przepisy dyscyplinarne i tworzy za zawrotne pieniądze Izbę Dyscyplinarną w SN, żeby ich nie używać.

Nie miejmy więc złudzeń. Będą – prędzej czy później – kary, będzie wydalanie z zawodu. O tym, czy opór sędziów, których to dotknie, ma sens, zadecydują inni sędziowie: poddając się w wyniku szykan lub przejmując od nich pałeczkę i walcząc solidarnie dalej o zachowanie niezależności sądów i własnej niezawisłości.