PiS Trybunałem wojuje z SN

PiS walczy z Sądem Najwyższym za pomocą Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał ma unieważniać orzeczenia SN. Ale też otworzyć drogę szerokiej inwigilacji.

Niedawno (23 sierpnia) minister-prokurator Zbigniew Ziobro skierował do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o – de facto – unieważnienie uchwały siedmiu sędziów Sądu Najwyższego o zawieszeniu działania przepisów odsyłających sędziów SN na wcześniejszą emeryturę do czasu rozpatrzenia przez Trybunał Sprawiedliwości UE pytania prejudycjalnego w tej sprawie. Teraz mamy kolejny wniosek dotyczący uchwały SN.

Trybunał Konstytucyjny może oceniać zgodność z konstytucją ustaw, rozporządzeń i innych aktów prawa powszechnie obowiązujących, ale nie wyroków sądowych czy uchwał Sądu Najwyższego, toteż PiS formalnie zaskarżył nie uchwałę, tylko sposób, w jaki SN zinterpretował przepis. Ale na jedno wychodzi. A Trybunał Dobrej Zmiany może wszystko, bo – jak podkreśla PiS – liczy się demokracja, a nie prawo. Trybunał przestał być więc organem stosującym prawo. Jest teraz organem realizującym wolę politycznej większości. A większość polityczna chce unieważniania orzeczeń Sądu Najwyższego.

Najnowszy wniosek prokuratora Ziobry do Trybunału dotyczy uchwały siedmiu sędziów Izby Karnej SN z 28 czerwca, która za niedopuszczalne uznaje poszerzanie możliwości korzystania z podsłuchów i innej kontroli operacyjnej do ścigania przestępstw niewymienionych w (bardzo zresztą szerokim) katalogu przestępstw, w których można tę kontrolę stosować.

Sąd Najwyższy popsuł więc PiS-owi zabawkę, za pomocą której prokuratura może inwigilować dla wykrycia czy udowodnienia dowolnego naruszenia prawa.

Już za poprzednich rządów PiS prokuratura stosowała – bezprawnie – podsłuchy do ścigania przestępstw nieobjętych katalogiem takich, w których wolno stosować kontrolę operacyjną. Na przykład aborcji: zakładała lekarzom ginekologom czy anestezjologom (którzy muszą być obecni przy aborcji) podsłuchy niby dla tropienia korupcji (która jest w katalogu), a potem w gabinecie podczas aborcji zjawiała się policja, bo funkcjonariusze CBA, tropiąc rzekomą korupcję, „przy okazji” podsłuchali, że ginekolog umawia się z anestezjologiem na zabieg.

Podsłuchy zakładano też pod pozorem korupcji politykom opozycji. Szczególnie poszukiwano „wyjścia” na SLD i „układ”. Za pierwszych rządów PiS ta praktyka, nazywana żonglowaniem podsłuchami, była ostro krytykowana jako nielegalna. Więc swoje obecne rządy, obok przejęcia Trybunału i prokuratury, PiS zaczął od uchwalenia w kodeksie postępowania karnego artykułu 168b, który miał zalegalizować używanie podsłuchów w przypadku wszelkich naruszeń prawa. Brzmi on tak: „Jeżeli w wyniku kontroli operacyjnej zarządzonej na wniosek uprawnionego organu (…) uzyskano dowód popełnienia (…) innego przestępstwa ściganego z urzędu lub przestępstwa skarbowego niż przestępstwo objęte zarządzeniem kontroli operacyjnej, (…) prokurator podejmuje decyzję w przedmiocie wykorzystania tego dowodu w postępowaniu karnym”.

Do tej pory zdobyte „przy okazji” dowody z podsłuchu legalizował – czyli zgadzał się na ich użycie w postępowaniu lub nie – sąd. I jeśli dowód dotyczył przestępstwa, w którym nie wolno stosować kontroli operacyjnej, sąd taki dowód odrzucał i nakazywał zniszczyć materiały operacyjne (oczywiście nikt nie zabraniał prokuraturze zdobyć innych dowodów na to przestępstwo). Teraz sąd wyeliminowano, o wszystkim decyduje prokurator. Tak przynajmniej chciał PiS.

Uchwała siedmiu sędziów SN popsuła PiS-owi szyki. Sędziowie Jarosław Matras (przewodniczący), Jerzy Grubba (sprawozdawca), Marek Pietruszyński, Zbigniew Puszkarski, Andrzej Ryński, Andrzej Stępka i Włodzimierz Wróbel orzekli, że „użyte w art. 168b k.p.k. sformułowanie »innego przestępstwa ściganego z urzędu lub przestępstwa skarbowego innego niż przestępstwo objęte zarządzeniem kontroli operacyjnej« obejmuje swoim zakresem wyłącznie te przestępstwa, co do których sąd może wyrazić zgodę na zarządzenie kontroli operacyjnej, w tym te, o których mowa w art. 19 ust. l ustawy z dnia 6 kwietnia 1990 r. o Policji”.

Sędziowie uznali, że szeroka interpretacja tego przepisu prowadziłaby do naruszenia konstytucyjnej zasady, że wszelkie ograniczenia praw konstytucyjnych, w tym wypadku prywatności, muszą być stosowane w sposób proporcjonalny i ograniczać się do bezwzględnie koniecznego minimum: „Ingerencja w wolność człowieka – jego prawo do prywatności – nie może mieć charakteru nieograniczonego. Ograniczeniem takim winien być katalog poważnych przestępstw uzasadniających ingerującą w status jednostki kontrolę operacyjną”.

Zaraz po wydaniu przez SN tej uchwały prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski ogłosił publicznie, że prokuratorzy nie muszą się do niej stosować. Teraz dyrektor Biura Spraw Konstytucyjnych Andrzej Stankowski rozesłał wszystkim prokuratorom regionalnym pismo, w którym informuje o skierowaniu wniosku do TK. Nie ma w tym piśmie wprost wezwania do niestosowania się do uchwały SN, ale intencja wydaje się czytelna. Ma też dać alibi prokuratorom, którzy mogliby się obawiać, że ignorowanie uchwały SN narazi ich w przyszłości na odpowiedzialność za nadużycie władzy.

PiS chce jednak zapewnić sobie, żeby także sędziowie nie stosowali się do uchwały SN. Stąd pomysł, by Trybunał orzekł, że wykładnia, którą dał Sąd Najwyższy, jest sprzeczna z konstytucją. Czy zapewni? Według prawa Trybunał nie może usunąć z obrotu prawnego uchwał Sądu Najwyższego. Sędziowie będą więc mieli wybór: słuchać SN czy TK. Jeśli posłuchają SN – mogą się liczyć z już stosowanymi metodami dyscyplinowania, zaczerpniętymi z PRL, jak przeniesienie do innego wydziału czy – to nowość PiS – zmianą zakresu obowiązków na np. znacznie bardziej uciążliwe.

Oczywiście, majaczący już na horyzoncie Sąd Najwyższy Dobrej Zmiany może przyjąć inną uchwałę, w której podzieli opinię Trybunału Konstytucyjnego. A PiS może przyjąć ustawę znoszącą wszelkie bariery dla inwigilacji. Ale to zapewne dopiero w przyszłej kadencji. Rok wyborczy nie jest do tego dobrym czasem. Za to do inwigilacji polityków opozycji za pomocą odpowiedniej interpretacji przepisów – wymarzonym.