Rodzice Alfiego padli ofiarą dwóch fundamentalizmów: „świętości życia” i „świętości godności”

W sprawie Afiego Evansa współczucie nakazywało – moim zdaniem – nieodłączanie go od aparatury. Cud się nie dokonał. Dwuletni Alfie Evans zmarł w szpitalu kilkanaście godzin po odłączeniu go od aparatury wspomagającej oddychanie. Tak jak przewidzieli lekarze.

Chłopiec spędził w szpitalu blisko półtora roku. Badania pokazały, że 70. proc. jego mózgu to woda i płyn mózgowo-rdzeniowy. Jego mózg po prostu się „rozpuszczał”. Nie wiadomo, dlaczego. Wiadomo natomiast, że mózg – w przeciwieństwie do jaszczurczego ogona – nie odrasta.

Trybunał umył ręce

Rodzice chcieli jego leczenia, lekarze z Alder Hey w Liverpoolu tłumaczyli, że to niemożliwe. Rodzice chcieli więc przynajmniej podtrzymywania go przy życiu. Szpital uważał, że to „nie leży w dobrze pojętym interesie dziecka”, i zwrócił się do sądu o zgodę na odłączenie go od aparatury wspomagającej funkcje życiowe. Sąd się zgodził. Po interwencji papieża Franciszka watykański szpital podjął się leczenia Alfiego, a włoskie władze przyznały chłopcu obywatelstwo. Rodzicom mimo to nie udało się skutecznie odwołać od decyzji brytyjskich sądów. Skierowali skargę do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, prosząc, by dla ratowania życia chłopca wstrzymał decyzję o odłączeniu od aparatury, co pozwoli przewieźć go do szpitala w Watykanie.

Trybunał w tzw. przedsądzie odrzucił skargę, uznając, że sprawa nie leży w jego kompetencji, bo nie dotyczy praw i wolności zawartych w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.

Komunikat Trybunału nie zawiera uzasadnienia. Nie znam też treści skargi rodziców do Trybunału. Mogę tylko przypuszczać, że pisali ją prawnicy, którzy zadbali o wskazanie, które prawa i wolności zawarte w konwencji są ich zdaniem naruszone. Bo na poczekaniu można wymyślić przynajmniej trzy: art. 2 – prawo do życia, art. 3 – zakaz tortur i nieludzkiego lub poniżającego traktowania i art. 8 – prawo do życia prywatnego i rodzinnego. Te dwa ostatnie dotyczyłyby rodziców, ich prawa do decydowania o dziecku i wystawienia na cierpienie przez uniemożliwienie im podtrzymania syna przy życiu.

Nie twierdzę, że powinni przed Trybunałem wygrać. Ale problem jest. A Trybunał po prostu umył ręce.

Problemy etyczne w sprawie Alfiego Evansa

W sprawie Alfiego mamy kilka fundamentalnych etycznych i bioetycznych problemów. Podstawowy: na czym polega istota człowieczeństwa, związanej z nim godności i prawa do życia? Czy na posiadaniu ludzkiego genomu? Ciała? Czy też na zdolności do odczuwania cierpienia i szczęścia, świadomego reagowania, wyrażania woli, na samoświadomości – choćby w stopniu szczątkowym lub tylko potencjalnym (płód)?

Drugi dylemat: czy życie człowieka (wcześniej musimy ustalić definicję istoty człowieczeństwa) jest zawsze najwyższą wartością, niezależnie od jego jakości (cierpienie fizyczne, psychiczne, poniżenie) i od woli samego człowieka („świętość życia”)?

Trzeci dylemat: kto powinien decydować w imieniu dziecka: rodzice czy umowne „państwo”, czyli sądy i władza, stanowiące określone prawo (w przypadku osób dorosłych – np. w stanie wegetatywnym – pytanie będzie dotyczyło prawa do decydowania przez osoby bliskie czy państwo?).

Odpowiedź na te dylematy wyznacza przynależność światopoglądową człowieka – głównie w takich sprawach jak aborcja i eutanazja: jesteś „za życiem” czy „za podmiotowością”.

Starcie dwóch fundamentalizmów

W sprawie Alfiego starły się ze sobą dwa fundamentalizmy. W przypadku opcji „za podmiotowością” fundamentalizm polega na tym, że musimy twardo trzymać się twierdzenia, że życie bez mózgu nie jest życiem ludzkim, a już na pewno nie cechuje go godność. A ponieważ godność jest ponad życiem – odłączamy od aparatury ciało pozbawione godności. Życie, które sprowadza się wyłącznie do funkcji fizjologicznych.

Dylematy etyczne nazywają się „dylematami” dlatego, że nie sposób ich przeciąć jak węzła gordyjskiego. Nie ma złotego środka, nie ma jednej dobrej odpowiedzi w każdym przypadku. Moja intuicja moralna mówi, ze najbezpieczniej kierować się współczuciem. I zasadą mniejszego zła. W sprawie Afiego Evansa współczucie i mniejsze zło nakazywały – moim zdaniem – nieodłączanie go od aparatury.

Jestem przekonana, że godność życia jest ważniejsza od jego biologicznego trwania. Jestem za legalizacją eutanazji w sytuacjach skrajnego cierpienia – także psychicznego. Jestem za odłączaniem od aparatury podtrzymującej życie osób w stanie wegetatywnym, które zanim zapadły w ten stan, korzystały z własnej podmiotowości, podejmowały decyzje co do siebie, a tym bardziej wyznawały światopogląd, że podtrzymywanie funkcji wegetatywnych w ciele trwale pozbawionym świadomości jest poniżaniem godności.

Co jest istotą człowieczeństwa

Ale to nie jest przypadek Alfiego. Zanim zachorował, mógł się cieszyć co najwyżej ciepłem, sytością, dotykiem rodziców, dźwiękami i obrazami. Nie miał samoświadomości. A tym bardziej poglądów. W tej sytuacji odłączanie go od aparatury pod hasłem, że podtrzymywanie pozbawionego mózgu ciała jest poniżaniem ludzkiej godności, nie ma sensu. Chyba żeby uznać, że istota człowieczeństwa (z której płynie godność) polega wyłącznie na posiadaniu ludzkiego ciała.

W całej tej sprawie są natomiast żywi, odczuwający, godni i samoświadomi rodzice. Jeśli Alfie, podtrzymywany sztucznie przy życiu, nie cierpiał, to powinniśmy skupić się na ich cierpieniu. I ich woli. Byli gotowi opiekować się synem – czy też jego ciałem. Znaleźli szpital, który też chciał to robić. I zostali potraktowani okrutnie. Złożeni na ołtarzu fundamentalizmu, który symetrycznie do „świętości życia” nazwałabym „świętością godności”.

Jeden i drugi fundamentalizm pozbawiony jest tego, co stanowi esencję człowieczeństwa: współczucia.