Trybunał w Strasburgu przyjął skargę na bezprawne uwięzienie podczas kontrmiesięcznicy

Dziś kolejnych 24 obywateli i obywatelek sąd uwolnił od oskarżenia o złamanie prawa przez blokowanie miesięcznicy smoleńskiej w czerwcu ubiegłego roku. Dla mnie to ważne osobiście, bo byłam wśród zatrzymanych i obwinionych o „przeszkadzanie zgodnemu z prawem zgromadzeniu”.

Razem ze mną sędzia Łukasz Biliński uwolnił od winy m.in. współzałożyciela Obywateli RP Pawła Kasprzaka, Obywatelkę RP Kingę Kamińską, „kobietę z Mostu”, która z 14 innymi kolegami blokowała Marsz Niepodległości idący pod faszystowskimi hasłami, liderkę Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Martę Lempart i Władysława Frasyniuka, którego wyniesienie przez policję z czerwcowej kontrmiesięcznicy pokazywały media połowy świata jako symboliczny powrót obyczajów peerelowskiej władzy.

Sprawiedliwość

Siadając na ziemi, by blokować miesięcznicę, świadomie złamaliśmy nowe prawo, ustanawiające uprzywilejowane zgromadzenia „cykliczne”, bo uważamy, że jest sprzeczne z konstytucją. To był akt obywatelskiego nieposłuszeństwa. Przed sądem powtórzyliśmy, że naszym zamiarem było złamanie prawa. I sędzia Łukasz Biliński orzekł, że w naszym czynie nie można się doszukać „społecznej szkodliwości”. A tylko czyn „społecznie szkodliwy” jest wykroczeniem.

A więc broniąc konstytucji, nie popełniliśmy wykroczenia. Sędzia Biliński podkreślił, że korzystaliśmy z wolności zgromadzeń, która przewiduje także prawo do kontrmanifestacji. I że organizatorzy „zgromadzeń cyklicznych” ani żadnych innych nie mogą oczekiwać, że dla ich komfortu policja wyczyści całe otoczenie z ludzi. Rolą władz publicznych jest umożliwienie odbycia się zgłoszonego zgromadzenia i jego ochrona przed fizycznymi atakami, a nie zapewnienie uczestnikom świętego spokoju (to już moje uproszczenie jego wywodu). Sędzia Biliński to ten sam, który orzekł niedawno, że miesięcznice smoleńskie nie są „zgromadzeniami publicznymi”, bo takie, według ustawy, muszą być dostępne dla nieograniczonej liczby osób. A miesięcznice są dla wybranych, od reszty odgrodzone barierkami.

10 czerwca, gdy usiedliśmy na trasie, którą miał przejść pochód smoleński, nie było jeszcze barierek. Były za to setki, jeśli nie tysiące policjantów. Naprzeciw może trzystu Obywatelom RP i ich sympatykom. Policja „oczyściła” z nas trasę pochodu, wynosząc i rozpędzając.

Teraz zostaliśmy uwolnieni od winy w majestacie prawa (choć nieprawomocnie). Można powiedzieć: sprawiedliwości stało się zadość. Amen.

Ale to za łatwo, bo ta sprawiedliwość musiała być wywalczona najdrastyczniejszą w demokracji metodą: obywatelskim nieposłuszeństwem, którego częścią jest narażenie się na represje prawne. Za łatwo, bo po to, by czynić tę sprawiedliwość, sędziowie – tacy jak sędzia Łukasz Biliński, ale też wielu innych – muszą wykazać się cywilną odwagą. Bo takiej odwagi wymaga dziś sądzenie według prawa i sumienia, jeśli to sumienie nie rymuje się z interesem partii rządzącej. O tym, jak to działa, świadczy choćby informacja o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego wobec suwalskiego sędziego Dominika Czeszkiewicza, który uniewinnił działaczy KOD.

Bezprawne uwięzienie

Kontrmiesięcznica smoleńska z czerwca zeszłego roku była szczególna, bo – m.in. dzięki obrazkom wynoszonego przez policjantów Władysława Frasyniuka – włączyła tę, trwającą już wtedy od ponad roku, samotną akcję Obywateli RP do kanonu obywatelskich protestów przeciwko łamaniu konstytucji. Ale miała też kluczowe znaczenie dla nagłośnienia procederu stosowanego przez policję: bezprawnego pozbawiania wolności pod pretekstem kilkugodzinnego „legitymowania”. Ta szykana była i jest stosowana rutynowo wobec Obywateli RP. Wtedy, 10 czerwca, wyniesiono z siedzącej blokady i uwięziono na pobliskim podwórku około 80 osób. Trzymano nas tam ponad dwie godziny, nie dopuszczono wezwanych przez nas telefonicznie prawników, pro bono działających jako nasi pełnomocnicy. I twierdzono, że nie jesteśmy zatrzymani.

Takie zachowanie policji jest bezprawne. Ale też bezkarne. Dlatego gdy padłam jego ofiarą, złożyłam do sądu skargę na bezprawne pozbawienie wolności, opierając się bezpośrednio na art. 41 konstytucji, który mówi, że „pozbawienie lub ograniczenie wolności może nastąpić tylko na zasadach i w trybie określonym w ustawie”. Tymczasem żadna ustawa nie przewiduje pozbawienia wolności przez legitymowanie. Pro bono w tej sprawie reprezentuje mnie adwokat Paweł Osik z Kancelarii Pietrzak-Sidor i Wspólnicy, która wspomaga też dziesiątki innych osób szykanowanych za korzystanie z wolności zgromadzeń.

We wrześniu zeszłego roku sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia Paweł Macuga odrzucił moją skargę, uznając, że – skracam jego wywód – prawo daje policji możliwość legitymowania i nie ma znaczenia, ile owo legitymowanie trwa. A legitymowanie to nie jest pozbawianie wolności.

Trybunał w Strasburgu

I tym postanowieniem – od którego nie ma już drogi odwoławczej – sędzia Macuga otworzył mi drogę do Trybunału w Strasburgu. Właśnie dostałam informację, że moja skarga została przyjęta. Byłam pierwszą osobą, która poskarżyła się na „legitymacyjne” pozbawienie wolności, powołując się na konstytucję. Po mnie zrobiło to wielu innych Obywateli RP. A sędziowie zaczęli uznawać te skargi za uzasadnione. Tak orzekli m.in. sędzie Sądu Rejonowego dla m. st. Warszawy Iwona Szymańska i Anna Walenciak, sędzie Anna Kuzaj, Magdalena Dziekańska, Marta Szymborska, Magdalena Zając-Prawica, Anna Kwiatkowska i sędziowie Adam Pruszyński i Jakub Kamiński z SR dla Warszawy Śródmieścia.

To ważne i odważne postanowienia. Ale nie gwarantują, że taka będzie linia orzecznicza polskich sądów, bo zapadają na poziomie sądów rejonowych i nie są potwierdzane w sądach wyższej instancji, skoro nie ma drogi odwoławczej.

Gdyby Trybunał w Strasburgu uznał, że polska policja łamie Europejską Konwencję Praw Człowieka, stosując pozbawianie wolności bez podstawy prawnej, pod pozorem legitymowania – musiałoby się to stać kanonem orzecznictwa polskich sądów.

Mało tego, szykanowane w ten sposób osoby, powołując się na ten wyrok i na art. 41 konstytucji, mogłyby żądać odszkodowania za niezgodne z prawem pozbawienie wolności. Ust. 5 art., 41 stanowi bowiem: „Każdy bezprawnie pozbawiony wolności ma prawo do odszkodowania”.

Jest spora szansa, że zniechęciłoby to policję do używania „legitymowania” do politycznych szykan.

Ale i bez wyroku Trybunału w Strasburgu zachowanie sędziów w sprawach obywatelskich protestów pozwala powiedzieć: państwo prawa działa. Są jeszcze sędziowie w Rzeczpospolitej!