Wolne wybory?

Kontrolę nad wyborami przejęła partia rządząca. Tym obywatelom, którzy nie ufają, że przeprowadzi je bezstronnie, pozostaje społeczna kontrola – metodami wypracowanymi już w PRL. I zabezpieczanie kart wyborczych przed fałszerstwem, np. przez wycinanie miejsc na krzyżyki przy nazwiskach osób, na które nie chce się zagłosować. Albo smarowaniu ich stearyną, by nikt nie dostawił krzyżyków.

Senat przyjął zmiany w ordynacji wyborczej z poprawkami PiS. Przywrócono możliwość głosowania korespondencyjnego dla osób niepełnosprawnych – podobno taki warunek podpisania postawił prezydent. I tyle. Reszta poprawek jest po to, by PiS mógł powiedzieć, że „wsłuchał się w głosy krytyki” po „przeprowadzeniu szerokich konsultacji”. Tyle że zmiany, na które się zgodził, są pozorne i co najwyżej wydłużają procedurę, nie przywracając niezależnej kontroli nad wyborami.

Państwowa Komisja Wyborcza nadal sprowadzona jest do roli notariusza. Nadal będzie można fałszować karty wyborcze i manipulować ich odczytywaniem. Nadal w komisjach wyborczych faworyzowane są partie – dostają sześć na dziewięć miejsc. Trzy przypadają komitetom obywatelskim i organizacjom. Nadal wyborami rządzić będą osoby wskazane przez PiS.

PiS „poprawił” sposób wyłaniania szefa Krajowego Biura Wyborczego i komisarzy wyborczych. Kandydatów – jak w wersji sejmowej – wskazywać będzie szef MSWiA, ale PKW „w przypadku uzasadnionych zastrzeżeń” (nie wiadomo, kto będzie decydował, czy zastrzeżenia są „uzasadnione”) PKW ma niezwłocznie poinformować o nich ministra spraw wewnętrznych. Ten wskaże nowych kandydatów. Tylko co to zmienia prócz wydłużenia procedury wyłaniania komisarzy i szefa KBW? Kandydaci i tak będą pisowscy – innych do wyboru nie będzie. W dodatku jeśli PKW będzie miała „zastrzeżenia”, PiS oskarży ją o spowalnianie przygotowań do wyborów czy wręcz o sabotaż. I to będzie „najlepszy dowód” na to, że sędziowie w PKW to pomyłka, a PiS dobrze zrobił, że od następnych wyborów to partia rządząca obsadzi PKW swoimi ludźmi.

Kolejna „poprawka”: PKW będzie mogła odwołać szefa KBW. Ale „w uzgodnieniu z ministrem spraw wewnętrznych”. Czyli nie będzie mogła go odwołać, chyba że minister sobie odwołania zażyczy.

Wreszcie poprawka dotycząca ważności głosów, gdy na karcie do głosowania jest „x” przy więcej niż jednym kandydacie. Otóż „doprecyzowano”, że „X” oznacza „co najmniej dwie przecinające się linie”. Czyli wiadomo, że nie np. kółko. Ale co z tego, skoro zostawiono przepis, w myśl którego o tym, na kogo ostatecznie wyborca chciał zagłosować, zdecyduje komisja wyborcza?

Uchwalony właśnie przez Senat system wyborczy, razem ze zmianami w sądownictwie, daje partii rządzącej kontrolę na każdym etapem procesu wyborczego.

Po pierwsze, nadzór nad przebiegiem wyborów (łącznie z etapem przedwyborczym, czyli rejestracją komitetów wyborczych czy nad podziałem na okręgi wyborcze) powierzono funkcjonariuszom wskazanym przez partię rządzącą. Po drugie, umożliwiono manipulacje głosami przez dopuszczenie mazania na kartach wyborczych (przedtem takie głosy były nieważne). Rozstrzyganie przez komisją wyborczą, na kogo wyborca chciał głosować na tej pomazanej karcie, jest kuriozum na skalę światową.

Po trzecie, skargi na wszelkie nieprawidłowości wyborcze rozstrzygać będą ostatecznie sądy. Tyle że nie ma żadnej gwarancji, że te sprawy będą przydzielane sędziom losowo. Komputerowy system losowania spraw przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości ciągle jest w fazie testów i ujawniły się jego poważne wady. Mało prawdopodobne, by został wdrożony przed wyborami samorządowymi. A nawet jeśli, to minister-prokurator Zbigniew Ziobro do lutego wymieni zapewne większość prezesów i wiceprezesów sądów, a to znaczy, że jego ludzie będą pilnować, by ważne dla partii sprawy trafiły do właściwych sędziów. Dostali do tego odpowiednie narzędzia: np. powierzanie spraw sędziom „dyżurnym”, odbieranie spraw sędziom przez przenoszenie ich – bez zgody – do wydziałów rejestrowych. A także postępowania dyscyplinarne z zawieszeniem na ich czas w wykonywaniu obowiązków.

Tak kierowane sądy będą rozpatrywać protesty wyborcze i decydować o ważności wyborów w poszczególnych okręgach. A na koniec – w razie gdyby owo orzecznictwo nie odpowiadało partii rządzącej – zawsze jest jeszcze Izba Kontroli Nadzwyczajnej, którą niedługo PiS utworzy w Sądzie Najwyższym, wyłącznie ze wskazanych przez siebie sędziów. To ona będzie ostatecznie orzekać o ważności wyborów.

Układ się zamyka.